Chyba nie jestem kobietą...
Re: Chyba nie jestem kobietą...
Ja tez Willow. I nie cierpie tych flirtujacych. Nie moga przynudzac na osobnosci, tylko sie obnosza z nudziarstwem... Ech.
Re: Chyba nie jestem kobietą...
A ja jestem całkowicie i w 100% osobą no genderową. Nie identyfikuję się z żadną płcią. U mnie wszystko jest 50/50, trochę tego, trochę tamtego, więc nawet trudno by było określić.
Andro - Gyne
2 in 1
2 in 1
Re: Chyba nie jestem kobietą...
Co to jest osoba genderowa?
Re: Chyba nie jestem kobietą...
Teraz trochę z angielskiego. Popularny ostatnio "gender" to nic innego jak płeć społeczna, bo w angielskim to się rozróżnia. "Sex"to płeć biologiczna. Ze znanych sobie powodów nie identyfikuje się z żadną płcią. "No gender" to osoba bezpłciowa, konkretnie "bez płci społecznej".Pau pisze:Co to jest osoba genderowa?
Andro - Gyne
2 in 1
2 in 1
- dziecko nieba
- mASełko
- Posty: 133
- Rejestracja: 27 sie 2014, 12:39
- Kontakt:
Re: Chyba nie jestem kobietą...
Dzień dobry, to ja. Tylko "agender" brzmi ładniej. Jeszcze jest "osoba niebinarna" tak bardziej po polsku, ale "osoba niebinarna" brzmi tak szalenie wyszukanie, że łatwo się tym posłużyć jako zasłoną dymną i szybko uciec od pytającego.
można poczytać mój taki tam blog
-
- alabAStrowy bożek
- Posty: 1333
- Rejestracja: 25 maja 2007, 13:44
Re: Chyba nie jestem kobietą...
Ani jednego ani drugiego nikt na ulicy raczej nie zrozumie. Gender, to słowo, które ostatnio ma nie najlepszą prasę.
„Dorosłe dzieci mają żal
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”
Re: Chyba nie jestem kobietą...
Jakiś czas temu zaczęłam się nad tym zastanawiać. W sumie z wyglądu to jestem kobietą, nawet jeśli nie bardzo "kobiecą" - to znaczy, makijaż raczej rzadko, na obcasach bym się chyba zabiła, ale kiecki zdarza mi się nosić (nie ma nic lepszego niż kiecka przy 35 stopniach w cieniu!)
To nawet nie jest kwestia ubrań, makijażu, czy zainteresowań. Można ze mną pogadać o lakierach do paznokci, na zakupy ciuchowe też pójdę, jakby ktoś pytał. O grach komputerowych też pogadam. Wśród mężczyzn, zwłaszcza 'heteroseksualnej większości' czuję się nieco zagrożona. W ogóle lepiej się dogaduję z kobietami, lepiej się rozumiemy, nawet jeśli nie zawsze mamy wspólne zainteresowania. Kobiety są super, większości facetów w ogóle nie "łapię"
To powiedziawszy, to generalnie skłaniałabym się ku byciu "non-binary". Język polski jest fatalny do wyrażania tego typu spraw. (Gadałam o tym ostatnio z francuską przyjaciółką, z którą generalnie porozumiewamy się po angielsku. Narzekała podobnie jak ja - nie identyfikuje się do końca ani z płcią męską, ani żeńską, ale język ma swoje wymagania. Polski jest chyba jeszcze gorszy niż francuski w tym względzie).
Jestem, cóż, sobą. Niestety "ja" ma bardzo kobiece imię (jak to po polsku), ma dość kobiecą figurę i w ogóle bez sensu. Fajnie byłoby być taką androgyniczną istotą jak chociażby Erika Linder (polecam wyguglować), ale matka natura się nie popisała w tej kwestii. Jest to czasami - nieprzyjemne. To takie uczucie dyskomfortu we własnym ciele, które nie ma nic wspólnego z nadwagą czy innymi kompleksami, *ani* z byciem trans.
Czytałam zresztą o tym ostatnio strasznie fajny artykuł (po ang.), polecam. http://www.washingtonpost.com/national/ ... story.html.
Więcej w tej kwestii na razie nie wymyśliłam, zobaczymy, co będzie dalej
To nawet nie jest kwestia ubrań, makijażu, czy zainteresowań. Można ze mną pogadać o lakierach do paznokci, na zakupy ciuchowe też pójdę, jakby ktoś pytał. O grach komputerowych też pogadam. Wśród mężczyzn, zwłaszcza 'heteroseksualnej większości' czuję się nieco zagrożona. W ogóle lepiej się dogaduję z kobietami, lepiej się rozumiemy, nawet jeśli nie zawsze mamy wspólne zainteresowania. Kobiety są super, większości facetów w ogóle nie "łapię"
To powiedziawszy, to generalnie skłaniałabym się ku byciu "non-binary". Język polski jest fatalny do wyrażania tego typu spraw. (Gadałam o tym ostatnio z francuską przyjaciółką, z którą generalnie porozumiewamy się po angielsku. Narzekała podobnie jak ja - nie identyfikuje się do końca ani z płcią męską, ani żeńską, ale język ma swoje wymagania. Polski jest chyba jeszcze gorszy niż francuski w tym względzie).
Jestem, cóż, sobą. Niestety "ja" ma bardzo kobiece imię (jak to po polsku), ma dość kobiecą figurę i w ogóle bez sensu. Fajnie byłoby być taką androgyniczną istotą jak chociażby Erika Linder (polecam wyguglować), ale matka natura się nie popisała w tej kwestii. Jest to czasami - nieprzyjemne. To takie uczucie dyskomfortu we własnym ciele, które nie ma nic wspólnego z nadwagą czy innymi kompleksami, *ani* z byciem trans.
Czytałam zresztą o tym ostatnio strasznie fajny artykuł (po ang.), polecam. http://www.washingtonpost.com/national/ ... story.html.
Więcej w tej kwestii na razie nie wymyśliłam, zobaczymy, co będzie dalej
work in progress
Re: Chyba nie jestem kobietą...
No tak, jak już się zainwestowało tyle czasu i energii w zmianę płci, to trudno się przyznać samemu przed sobą, że kobiety nie są takie super, a co dopiero przed społeczeństwem. Ja się temu nie dziwię. Nawet jest na to nazwa - nazywa się to mechanizm wyparcia, a polega on w skrócie na tym, że się wypiera nieprzyjemne fakty.kobiety są super, większości facetów w ogóle nie " łapię"