Uwielbiam tanczyc bylam na Festiwalu Muzyki Celtyckiej w lecie gdzie byly warsztaty tanca irlandzkiego,szkockiego i bretonskiego -wspaniale bylo:)ogolnie zwykle tancze w domu i czasami w klubie sie zdarzy,w plenerze na wyglupy z przyjaciolmi
ja np tanczyc uwielbiam. jak wpadne w rytm, trans bla bla to mnie juz nie ma;d potrafie 4h nie schodzic z parkietu:D tanczac czuje sie wyzwolona i szczesliwa:D
Lubię tańczyć pogo. Kiedyś na rockowych koncertach, teraz lżej - do reggae. Wesela to też dobra okazja, ale dopiero gdy wszyscy są pijani, ja mogę pozostać wówczas trzeźwa ^^.
Taniec towarzyski trenowałam, ale mistrzostwo osiągnęłam jedynie w zapominaniu kolejnych czynności. Jednak po alkoholu nieźle mi idzie (jak już zapominam, że obcy facet kładzie rękę na moim ciele)
Mi też najlepiej idzie, jak zapominam, że obcy facet kładzie mi rękę na ciele.
A już za trzy dni impreza Ale 6 godzin na parkiecie to bardzo niezły wynik i chyba nie będę nawet próbował go dociągnąć.
Bardzo lubię. Uczyłam się i tańców ludowych, musicalowych i współczesnego i aktualnie strasznie mi tego brakuje.
Ale na jakiś zabawach czy imprezach to bardzo różnie, jak ma ochotę to potrafię po parkiecie szaleć, a jeśli nie to nawet siłą trudno mnie zachęcić.
dea pisze:Uwielbiam tańczyć, ale chyba niekoniecznie publicznie
To chyba mam podobnie. Nigdy nie lubiłem tańczyć. To chyba coś na kształt traumy z dzieciństwa. Jak były zabawy szkolne we wczesnej podstawówce, rodzice byli z boku i przypatrywali się swoim pociechom i... komentowali. Już wtedy stwierdziłem, że gdybym miał dzieci nigdy bym głośno nie komentował ich zachowań, nie mówiąc o tym żeby je wyśmiewać. To może być powodem potem sporej nieśmiałości i wszelkich tego konsekwencji - przykrych.
Ale wracając do tańca, czasem marzyło mi się by w zaciszu domowym móc przytulić się do partnerki i pokołysać. Więc to chyba taniec, nie?
"Dopóki sen na oślep płynął
nad straconą nadzieją,
Kosmos bólem się sączył
nad straconą miłością.
Ze skrytych ludzi świat twój
został pomału wygnany,
Lecz niebo nie spało."
Dla mnie taniec to masakra! Myślałam, że jestem jedyną (no, może prawie) osobą na świecie, którą taniec stresuje. Nie cierpię się wyginać czy przytupywać w rytm muzyki, to po prostu nie dla mnie. Kiedy tylko się da, uciekam przed występami na parkietach wszelakich.
Ostatnio zmusiłam się do nauczenia się standardu na trzy chyba, żeby na weselu koleżanki nie najeść się wstydu.
Programy taneczne czasem lubię sobie obejrzeć.