Epoka konsumpcjonizmu- czyli ZAKUPOHOLIZM

Masz ochotę pogadać o czymś innym? Oto miejsce!
Awatar użytkownika
fenix24
gimnASjalista
Posty: 12
Rejestracja: 24 lis 2008, 14:09

Post autor: fenix24 »

Ja zakupy robię bardzo często i lubię to, ale nie uważam się za osobę podatną na reklamy, tzn nie w tym sensie, że widzę, że jakiś produkt jest zachwalany w TV i od razu muszę go kupić. Już bardziej na mnie działają promocje w rodzaju "kupujesz trzy artykuły w cenie dwóch" albo jakieś programy gdzie gromadzisz punkty, za które potem coś dostajesz gratis. Osobna kwestia to różne gadżety dodawane do produktów, ostatnio kumpel zamawiał sobie telefon, chyba przez stronę tepsy, i o wyborze modelu przesądziło to, że do jednego dodawali długopis gratis :) Ale ja tez pamiętam, że często kupowałem np jakieś 6 paki piwa tylko po to żeby dostać jakiś głupi otwieracz czy czapkę. No niestety, człowiek często najpierw działa a potem myśli....
Awatar użytkownika
nightmare
ASter
Posty: 663
Rejestracja: 26 lip 2009, 00:58
Lokalizacja: w trakcie poszukiwań

Post autor: nightmare »

Odświeżam. Nie lubię zakupów. Chyba, że w lumpeksach i gdy mam nastrój do tego. Centrów handlowych unikam. Dużo zamętu nie wiadomo o co. Ludzie włażą, wyłażą, oglądają, przebierają, wzdychają, chuchają, przepychają. Nie moje klimaty. Reklama wydaje mi się, że specjalnie na mnie nie działa, bo trochę czytałam i uczyłam się o mechanizmach manipulacji. Wszelkie gadanie, że sąsiadka już wypróbowała, a ja jeszcze nie mnie śmieszy.
"Kotom nie wolno! Z kotami nie wolno! Psik! Wyłaź, bo zawołam milicjanta!"
Awatar użytkownika
szarysmok
smokASek
Posty: 898
Rejestracja: 27 sie 2009, 21:29

Post autor: szarysmok »

Ja nie podlegam zakupoholizmowi. Kupuję tylko to czego potrzebuję. Lubię małe sklepy, a nie supermarkety.
Awatar użytkownika
urtika
sASanka
Posty: 2428
Rejestracja: 27 maja 2008, 21:06

Post autor: urtika »

"Granice konsumpcjonizmu, czyli ile pączków jest w stanie zjeść konsument?"
XXI wiek jest wiekiem wszechobecnej konsumpcji. Komercjalizm wdziera się w praktycznie wszystkie sfery życia – nie zostało prawie obszarów działalności człowieka, które nie byłyby skomercjalizowane. Obecnie człowiek ma dwie alternatywy: albo za wszystko płaci, albo przestaje funkcjonować. Czy w tym pędzie do maksymalizacji konsumpcji istnieją jakieś ograniczenia? Czy gospodarka oparta na konsumpcjonizmie może rozwijać się w sposób ciągły, nieograniczony? Czy może istnieją granice do których gospodarka może się rozwijać i po przekroczeniu których się zatrzyma, albo będzie się cofać? Czy takim ograniczeniem nie jest na przykład ograniczenie ze strony przychodowej konsumentów? Przecież zarobków nie można maksymalnie zwiększać, kłóciłoby się to z teorią maksymalizacji zysków w przedsiębiorstwie, które aby zmaksymalizować zysk musi ograniczać płace. Albo czy człowiek może maksymalizować swoje przychody bez ograniczenia? Przecież nie może pracować dłużej niż mu na to pozwoli organizm, który po przekroczeniu pewnej bariery po prostu przestaje funkcjonować. Czy te paradoksy i przypadki nie zwiastują końca rozwoju gospodarki kapitalistycznej w wydaniu amerykańskim? Artykuł ten próbuje udzielić odpowiedzi m.in. na te pytania oraz próbuje znaleźć rozwiązanie zaistniałej sytuacji.

„Szybka i przyprawiająca o zawrót głowy konsumpcja staje się pulsem i podstawowym przedmiotem życia społecznego. W konsekwencji nadaje ona życiu codziennemu spektakularną jakość, ciągle odnawianą przez reklamę i marketing. Kultura masowa dominuje nad cyrkulacją dóbr kulturowych na poziomie wysokiej kultury, a etos pracy zostaje zastąpiony hedonizmem. Życie przybiera formę strumienia nieustannie reprodukowanych artefaktów i spektakli, które muszą znaleźć swoich odbiorców i muszą być przez nich przyswojone”
1. Konsumeryzm stał się główną ideologia kapitalizmu zapewniając mu szybki rozwój. Kiedyś ludzie do życia potrzebowali jedzenia, okrycia przed chłodem, czy domu. Obecnie – jak spojrzymy wokół siebie – jesteśmy przeładowani gadżetami, które tak naprawdę do przeżycia nie są nam potrzebne. Marketingowcy i ludzie reklamy twierdzą jednak inaczej. Za pomocą nowoczesnych środków przekazu tłumaczą nam 24 godziny na dobę, że bez „tego i tego” nie będziemy szczęśliwi. Człowiek jest z natury istotą, która nieustannie poszukuje szczęścia. A że znalezienie jego nie jest łatwą sprawą, reklamy podsuwają nam „sprawdzone” metody jego osiągnięcia. „Ludzi zachęca się, nakłania, namawia i kusi się, aby porzucili życie, które uznali za słuszne i właściwe, odwrócili się od tego, co jest im drogie i co, w ich przekonaniu, zapewnia im szczęście, i zamiast tego stali się kimś innym niż są”
2. Konsumpcjonizm i spowodowane nim przyjemności mają się stać najsłodszą przyjemnością gwarantującą nieustanną euforię. To ona ma zapewnić człowiekowi powrót do krainy szczęśliwości, powrót do raju utraconego. To dzięki niej człowiek ma osiągnąć stan do tej pory zarezerwowany dla religii. To przecież ona stała się w swej istocie religią XX i XXI wieku. Nowoczesne świątynie konsumpcji czynne 7 dni w tygodniu, kuszą, obiecują i narkotyzują. Ludzie w niedziele chodzą do świątyń konsumpcji, gdzie spędzają kilka godzin – łącznie z obiadem niedzielnym. Produkty są wyeksponowane jak relikwie. Klienci i sprzedawcy podchodzą zaś do nich nabożnie, w skupieniu. Po zakupie zdarza się krótki uśmiech i chwila zadowolenia, która pryska już po chwili, w której zaobserwujemy nowy kuszący produkt, który zdaje się być lepszy od właśnie zakupionego. Konsument nie może spocząć dopóty dopóki nie kupi nowego, po czym proces rozpoczyna się od nowa. Przypomina to gonienie królika, w którym nie chodzi o to aby go złapać, ale o to aby go gonić. Tak długo jak konsumenci będą uczestniczyć w tym chocholim tańcu, tak długo ten cyrk będzie trwał. Odwyk konsumencki nie jest sprawą łatwą i przyjemną, a uświadomienie sobie, że szczęście polega na samospełnieniu, a nie na zakupie 50-tej pary jeansów, wymaga od nas wysiłku i pracy. Ten z kolei jest wartością wychodzącą z mody – praca stała się passe.

W obecnym systemie jedyną wartością jest konsumowanie i to wokół niej mają się koncentrować wszystkie wysiłki człowieka – „Nie konsumujesz nie żyjesz”, stało się hasłem naszej ery. Idea konsumowania stała się ideologią dzięki której system kapitalistyczny ma swoje uzasadnienie. „Dla wielu osób konsumpcja stała się głównym wyznacznikiem udanego życia i szczęścia. Posiadanie coraz większej ilości dóbr, sam akt kupowania, a także związana z tym możliwość wzrostu prestiżu w otoczeniu zawodowo-rodzinnym zaczęły być wyznacznikiem jakości życia, definiowanej jako stan zadowolenia, a nawet szczęścia”
3. Religia ta jest nad wyraz kusząca – nawet bardziej atrakcyjna niż te tradycyjne wschodu i zachodu, które powoli wypiera. Z tym ich całym wysiłkiem duchowym, zmierzającym do przemiany wewnętrznej. Dla zwykłego konsumenta są one nieatrakcyjne. Wystarczy przecież kupić nowe Levisy i szczęście już jest osiągnięte. Kto by dzisiaj chciał spędzać lata na studiowaniu świętych ksiąg, na wymagających ćwiczeniach duchowych, na mozolnym samodoskonaleniu się? Kto by dzisiaj chciał inwestować 10-15 lat życia, aby osiągnąć pełnie szczęścia? Wystarczy przecież wyciągnąć pieniądze z portfela, a szczęście spłynie na nas jak sen......natychmiast. Czyż nie jest to piękne? M. Adamiec i R. Kulik uważają, że ludzie starają się maksymalizować swe dochody kosztem innych ważnych sfer aktywności życiowych, sądząc zazwyczaj, że pieniądze przynoszą szczęście i pozwalają doświadczyć większej satysfakcji. W wielu badaniach jednak nie znaleziono jednoznacznej korelacji między wysokością dochodów, a poczuciem szczęścia: sugeruje się raczej, że dochody na minimalnym poziomie lub ich spadek są przyczyną braku satysfakcji
4. Dlaczego więc ludzie ufają reklamom i ślepo wierzą w konsumpcjonizm? Może dlatego, że ciężko im sobie wyobrazić, że reklama i propaganda oparta jest na kłamstwie, a reklamodawcy najzwyczajniej w świecie robią ludziom „wodę z mózgu”. Gdyby bowiem ktoś powiedział prawdę o swoim produkcie, nikt by tego produktu nie kupił. Jakby poczuł się konsument słysząc taką reklamę jeansów – „Nasze jeansy są produkowane w Indiach przez 7-letnie dzieci. Płacimy im/lub w ogóle nie płacimy 1 dolara dziennie. Pracują w sali sztucznie oświetlonej po 14-16 godzin dziennie. Śpią w nie ogrzewanych barakach. Materiał do produkcji jeansów kupujemy od skorumpowanego rządu w Nigerii. Nasze jeansy sprzedajemy w krajach gdzie praktycznie zlikwidowaliśmy konkurencję za pomocą szantażu, sabotażu oraz innych „ekonomicznych metod”. Nasz produkt reklamujemy za pomocą manipulacji psychologicznej, i kierujemy go do odbiorców najbardziej podatnych na jej wpływ,czyli do młodzieży. Pobieramy 1000% marży, a naszymi udziałowcami są m.in. osoby związane z Chińskim reżimem”? Konsument woli słuchać i słyszy taki
komunikat – „Najnowsze nasze jeansy sprawią, że będziesz mieć powodzenie i nie odpędzisz się od przyjaciół”. Dlatego konsument idzie i kupuje, wierząc że kupuje szczęście…….
całość:
http://www.goldbank.pl/finanse/198-gran ... ?showall=1
Quirkyalone
Awatar użytkownika
Viljar
Wielki AS Jedi
Posty: 2580
Rejestracja: 16 cze 2009, 21:33
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Viljar »

Wszystko ładnie, pięknie i poprawne politycznie, ale artykuł zawiera jeden zasadniczy błąd: spora część klientów wie o tym, że ich ciuchy pochodzą z Chin czy innego Bangladeszu i wiedzą o tym, że produkowane są przez dzieci, które mają do wyboru albo to, albo prace w kopalniach z użyciem własnego czoła jako kilofu. Dowodem tego "poprawna politycznie" kawa, której pochodzenie jest dobrze udokumentowane, a której sprzedaż jest na granicy błędu statystycznego z powodu masakrycznej ceny.

Jednak klient woli kupić produkt wytworzony przez niewolników, ale tani, a nie wyprodukowany gdzie indziej, ale znacznie droższy. Ja bym się nawet nie zastanawiał, chyba że w grę wchodziłaby jakość. Dopiero TO jest argument za tym, żeby nie kupować produktów produkowanych przez niemal niewolników.

Ja mam tak samo. Jeśli rzecz będzie jakościowo gorsza - gotów jestem kupić droższą. Jeśli jakość jest taka sama - nawet nie będę się zastanawiał.
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Awatar użytkownika
Trzy Ryby
łASuch
Posty: 166
Rejestracja: 5 kwie 2010, 13:11

Post autor: Trzy Ryby »

Jeśli uwierzymy tym, którzy głoszą, że potrzeby są bardziej konstruowalne niż immanentne być może nie będzie dziwiła tak pogoń za marką i decyzje konsumenckie podejmowane ze względu na logo a nie na podstawie jakości produktu czy etyczności procesu jego powstawania.
Wydaje się, że dla współczesnych konsumentów jakość produktu traci na znaczeniu na rzecz marki. Albo też należy słowo "jakość" porządnie redefiniować. Towar nie musi być już przecież trwały- ma wystarczyć tylko do czasu aż dana firma wprowadzi na rynek nowy przedmiot z tej rodziny; nie ma być "piękny"- ma kreować nowy kanon piękna, nie ma być funkcjonalny, ma budzić zazdrość i podziw.
Zgadzam się z Viljarem, wielu ludzi znakomicie zdaje sobie sprawę jak powstają towary oferowane na rynku. Etyka przegrywa jednak z ceną- obniżenie kosztów produkcji przekłada się zwykle na niższą cenę a niekoniecznie na niższy prestiż produktu. A przecież
rzeczy stały się wyznacznikiem statusu--innymi słowy status objawia się w rzeczach. Dzięki reklamie, marketingowi, medialnym manipulacjom na bardzo subtelnych poziomach nie jesteśmy w stanie odróżnić potrzeb rzeczywistych od tych, które są wykreowane, implementowane nam najczęściej poprzez odwołanie się do powszechnie pożądanych wartości. Dlatego, jeśli wierzyć Jeanowi Baudrillardowi wartość wymienna jakiegoś przedmiotu nie zależy od jego wartości użytkowej a od tego, do jakiego stopnia towar ten jest w stanie uwieść potencjalnego nabywcę.
Pomóż mi proszę: [html] http://asexuality.org/pl/viewtopic.php? ... sc&start=0 [/html]

Homo viator
ODPOWIEDZ