Epoka konsumpcjonizmu- czyli ZAKUPOHOLIZM
Staram się nie komentować upodobań innych ludzi, ale wytłumaczcie mi jaki jest sens deformowania sobie stóp (poprzez noszenie właśnie obuwia z czubami) ?
Rozumiem, że można się "oryginalnie" ubierać, to jest jak najbardziej w porządku, ale szkodzić swojemu zdrowiu, tylko po to żeby być "trendy" - tego to już całkowicie nie rozumiem... Tym bardziej że takie buty są zwyczajnie niewygodne.
Pzdr,
Zixx
Rozumiem, że można się "oryginalnie" ubierać, to jest jak najbardziej w porządku, ale szkodzić swojemu zdrowiu, tylko po to żeby być "trendy" - tego to już całkowicie nie rozumiem... Tym bardziej że takie buty są zwyczajnie niewygodne.
Pzdr,
Zixx
Ostatnio zmieniony 26 lis 2008, 21:55 przez Zixxar, łącznie zmieniany 1 raz.
Musisz zadać sobie jedno, bardzo ważne pytanie: "Co pragniesz w życiu robić... i zwyczajnie zacznij to robić..."
Też pamiętam tamte czasy, gdy przed świętami nawet za chlebem trza było stać w kolejkach. A np pomarańcze jak rzucili to jedynie po kilogramie sprzedawali. I być może rzeczywiście jakieś wspomnienia tamtych czasów nakazują te świąteczne szaleństwa.Agnieszka pisze:Akurat przedświąteczny szał zakupów to chyba jakiś taki instynkt, który wziął się z dawniejszych czasów Ludziom wciąż wydaje się, że:
- zabraknie jedzenia,
- zabraknie jedzenia,
- zabraknie jedzenia
i...
- zabraknie jedzenia. xD
Wskutek zakodowanego przez lata w umyśle wzorca pt. "puste półki, więc tylko na święta można poszaleć" w połączeniu z bodźcem, jakim jest widok tych ogromnych ilości towarów, ludzie zaczynają szaleć i kupować na wyrost.
Co do mnie, to ja nie cierpię zakupów, nie cierpię centr handlowych, nie cierpię chodzić godzinami po tych galeriach i innych cudach
Zakupy robię w sklepie na osiedlu, wchodzę, kupuję co potrzebne i zmywam się stamtąd. Owoce i warzywa kupuję na ryneczku, co zajmuje mi najwyżej 10-15 minut, a jak nie ma kolejki to 5 minut.
Do supermarketów - molochów nie chodzę bo mnie wnerwiają. Kiedyś w Krakowie weszłam do tej galerii przypadkiem, bo mi powiedziano, że z dworca PKS muszę przejść przez galerię żeby dostać się do centrum Nie umiałam znaleźć wyjścia, ochroniarz mi pokazał drogę
Potem odkryłam, że wcale nie trzeba przez galerię przełazić
Jeśli chodzi o zakupy to dla mnie męka a nie przyjemność. Na zakupy idę jak lodówka pusta lub ubranie mi nowe potrzebne. Tak trzymam się od sklepów z daleka.
można liczyć gwiazdy, można mierzyć czas
ale trzeba czuć co w życiu ważne
to się nie da zważyć, a gdy szansę masz
aby podbić świat i poznać prawdę
ale trzeba czuć co w życiu ważne
to się nie da zważyć, a gdy szansę masz
aby podbić świat i poznać prawdę
Mam dwie koleżanki, ktorę mają rozmiar butów - jedna 35, druga niecałe 35.. Też są ''normalnego'' wzrostu i mają taki sam problem ze znalezieniem obuwia dla siebie. Tylko, że musza szukać w dziale dziecięcymBardzo Dziwna Osoba pisze: Nie wiem jak to jest, że wszystkie moje koleżanki, nieważne czy mają 158 cm wzrostu, czy 175, mają rozmiar buta 37 lub 38.
-
- fantAStyczny
- Posty: 551
- Rejestracja: 21 lut 2007, 15:28
- Lokalizacja: Północ
Ja mam 35/36 i też mam taki problem czasem. Ale to ma swoje plusy też - nie mamy wioseł, tylko małe stópkiLACORUNA pisze:Mam dwie koleżanki, ktorę mają rozmiar butów - jedna 35, druga niecałe 35.. Też są ''normalnego'' wzrostu i mają taki sam problem ze znalezieniem obuwia dla siebie. Tylko, że musza szukać w dziale dziecięcymBardzo Dziwna Osoba pisze: Nie wiem jak to jest, że wszystkie moje koleżanki, nieważne czy mają 158 cm wzrostu, czy 175, mają rozmiar buta 37 lub 38.
Nerki i szyję pilnie zakrywam, ale czapki nie noszę (czasem kapelusz, ale nie dla ogrzania się), czego moja mama nie może zrozumieć
"This is not about sex
We all know sex sells and the whole world is buying..."
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse.
We all know sex sells and the whole world is buying..."
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse.
Historia mody i urody to długa historia tortur i cierpień. Np. sztywne gorsety w XIX wieku. Ciasno zasznurowane powodowały nienaturalne przegięcie ciała, ucisk narządów wewnętrznych, żeber, utrudniały oddychanie, powodowały omdlenia, z biegiem lat wywoływały ciężkie choroby układu oddechowego i skracały życie.Zixxar pisze:Staram się nie komentować upodobań innych ludzi, ale wytłumaczcie mi jaki jest sens deformowania sobie stóp (poprzez noszenie właśnie obuwia z czubami) ?
Rozumiem, że można się "oryginalnie" ubierać, to jest jak najbardziej w porządku, ale szkodzić swojemu zdrowiu, tylko po to żeby być "trendy" - tego to już całkowicie nie rozumiem... Tym bardziej że takie buty są zwyczajnie niewygodne.
A wszystko po to, aby kobieta miała talię osy, bo taki wówczas był ideał piękna .
Wielbicielki mody często same skazują się na cierpienie, po to żeby "wyglądać". Znane powiedzenie: "chcesz być piękna to cierp".
Kiedyś były to gorsety, dziś buty na szpilkach i stringi
No cóż, ulegając modom zniewalasz siebie.
A pewien XIX-wieczny filozof już wtedy zauważył, że "jeśli chodzi o odzież, nabywając ją częściej kierujemy się umiłowaniem nowości i opinią innych ludzi aniżeli prawdziwą jej przydatnością".
Quirkyalone
-
- fantAStyczny
- Posty: 551
- Rejestracja: 21 lut 2007, 15:28
- Lokalizacja: Północ
Ja mam obsesję na punkcie spodni- biodrówek. Po prostu ich nie cierpię Denerwuje mnie, że w większości sklepów są tego typu spodnie albo lekko podwyższone. To nie to co kiedyś, gdy wszystkie były z podwyższonym pasem. Widziałam raz na wybiegu w tv takie aż pod klatkę piersiową. Myślałam nawet żeby takie kupić, ale ja bym na to i tak coś nosiła, by nie było ich widać. Przynajmniej wiedziałabym, że mnie nie "zawieje". Nieraz już mnie przewiało od niby zwykłych dżinsów. Raz nawet doszyłam sobie kawałek materiału podobno nie było nic widać. Myślałam nawet o tym, by sobie projektować odzież. Czasami mam wizję, co chciałabym nosić, ale czegoś takiego nigdzie nie ma
Ja też nienawidzę biodrówek, bo mam cały czas wrażenie jakby mi z d..y leciały, modnych butów, które miażdżą palce u stóp oraz bluzek, które mają tak długie i szerokie rękawy, że nie starcza już materiału by choć trochę zakryć biust. Żeby było śmieszniej - golfów też nie znoszę, bo mam wrażenie jakby mi ktoś obroże założył. A do tego jeszcze tusz do rzęs. Natura mi dała bardzo długie rzęsy, jak je wytuszuję to się robią tak nienormalnie długie i ciężkie, że podniesienie powieki jest nie lada wyzwaniem. Numer buta - 37, nie za duży, ale mogło być gorzej, najbardziej lubie adidasy. Generalnie ubrać mnie to zadanie ekstremalne, samą Goździkową rozbolałaby głowa. Preferuję działy dziecięce i męskie, no chyba że bielizna, to wtedy trzeba się przymusić do damskich.
*per ASpera ad AStra*
*****
*I nawet kiedy będę sam*
*Nie zmienię się, bo mam swój świat*
*****
*I nawet kiedy będę sam*
*Nie zmienię się, bo mam swój świat*
Jeśli chodzi o kwestię mody, to ja nie dbam o to za bardzo. Staram się ubierać na siebie to, w czym uważam, że względnie dobrze wyglądam. Często jest tak, że chcę sobie coś kupić i mam "wizję", a w sklepach tego nie ma, bo to akurat nie jest w modzie.
Kiedy jednak myślami wracam do czasów szkoły podstawowej, to mi tak jakoś dziwnie... smutno. Moi rodzice przechodzili wtedy kryzys finansowo - rodzinny, a ja chodziłam do szkoły ubrana w jakieś beznadziejne ciuchy, nie wiadomo skąd wzięte. Zawsze czułam się przez to gorsza. Szkolnych imprez unikałam jak ognia, bo nie miałam się w co ubrać. Wszyscy wyglądali lepiej ode mnie, słowo daję.
Z drugiej strony, nie wyrosłam na jakąś zachłanną pannicę, której wszystko się należy i która musi spełniać każdą swoją zachciankę. Inne wartości są dla mnie ważne.
Zakupów robić nienawidzę! A już zwłaszcza sama. Jak słyszę "W czym mogę pomóc?" i widzę, że "przemiła" pani próbuje mi wcisnąć pierwszy lepszy ciuch, to zaraz mam nerwy i wychodzę. Zawsze zabieram ze sobą mamę na takie zakupy.
Jeśli chodzi o spożywczaki, to jednak preferuję super - czy hipermarkety, bo wtedy nie stoję jak taki kołek, który musi wymieniać wszystko, czego akurat potrzebuje, prosto w twarz pani sprzedawczyni. Wolę sama sobie wybrać każdy produkt.
Buty kupuję bardzo szybko, bo nie mam wielkich wymagań. Ostatnio jednak nie mam szczęścia - każdy but był niewygodny i tygodnie musiały minąć, zanim mogłam zacząć normalnie chodzić.
Kiedy jednak myślami wracam do czasów szkoły podstawowej, to mi tak jakoś dziwnie... smutno. Moi rodzice przechodzili wtedy kryzys finansowo - rodzinny, a ja chodziłam do szkoły ubrana w jakieś beznadziejne ciuchy, nie wiadomo skąd wzięte. Zawsze czułam się przez to gorsza. Szkolnych imprez unikałam jak ognia, bo nie miałam się w co ubrać. Wszyscy wyglądali lepiej ode mnie, słowo daję.
Z drugiej strony, nie wyrosłam na jakąś zachłanną pannicę, której wszystko się należy i która musi spełniać każdą swoją zachciankę. Inne wartości są dla mnie ważne.
Zakupów robić nienawidzę! A już zwłaszcza sama. Jak słyszę "W czym mogę pomóc?" i widzę, że "przemiła" pani próbuje mi wcisnąć pierwszy lepszy ciuch, to zaraz mam nerwy i wychodzę. Zawsze zabieram ze sobą mamę na takie zakupy.
Jeśli chodzi o spożywczaki, to jednak preferuję super - czy hipermarkety, bo wtedy nie stoję jak taki kołek, który musi wymieniać wszystko, czego akurat potrzebuje, prosto w twarz pani sprzedawczyni. Wolę sama sobie wybrać każdy produkt.
Buty kupuję bardzo szybko, bo nie mam wielkich wymagań. Ostatnio jednak nie mam szczęścia - każdy but był niewygodny i tygodnie musiały minąć, zanim mogłam zacząć normalnie chodzić.
Panie, co oznacza to, czym mnie doświadczasz...
Bardzo Dziwna Osoba pisze:Ja mam obsesję na punkcie spodni- biodrówek. Po prostu ich nie cierpię
Dopisuję się do listy. A po przeprowadzeniu wiosną oczyszczania organizmu straciłam kilka kilogramów i biodrówki mi dosłownie z d..y zleciały. Na szczęście zleciały zanim wyszłam z domu.Selene pisze:Ja też nienawidzę biodrówek, bo mam cały czas wrażenie jakby mi z d..y leciały
Oprócz butów na szpilkach, stringów, biodrówek jest jeszcze jedna część garderoby, której nie cierpię. Mianowicie biustonoszy na fiszbinach typu "push up". Cholernie niewygodne i uciskają biust. Ja noszę wyłącznie miękkie biustonosze bez fiszbinów. Na szczęście można takie kupić. Te "push up" to chyba dają wrażenie powiększenia biustu. Mam raczej mały biust i w zupełności mi taki odpowiada i nie widzę powodu by go eksponować.
Łatwo można zauważyć pewną zależność między tymi różnymi niewygodnymi cześciami garderoby: wygląda się w nich sexy. I to jest pewnie ten powód, dla którego wiele kobiet lubi je nosić.
Quirkyalone
Dokładnie jak moje szanowne Przedmówczynie (nie chodzi tu jednak o biodrówki, stringi i "push-upy" ) lubię się nosić w wygodnych, wypróbowanych strojach, najważniejsze dla mnie to czuć się swobodnie. Niestety, jest coś takiego jak PRACA, która poniekąd wymusza na nas ubieranie się według "wytycznych"... Ja jednak nie cierpię z tego powodu katuszy, ponieważ lubię chodzić w marynarkach i koszulach "z kołnierzykiem", dobrze się w nich czuje i przyzwoicie wyglądam.
Pozdrawiam,
Zixx
PS. W tym momencie, właśnie, narodziła się w moim "pięknym umyśle" bardzo, ale to bardzo wielka OBIEKCJA (od: mam pewne obiekcje odnośnie...). Mianowicie, nie jestem pewien czy w ogóle poruszać kwestię bielizny, którą lubię nosić (bo właściwie kogo to może interesować...), aczkolwiek hołdując mojej "przekornej naturze", powiem krótko... uwielbiam "bokserki" z wyżej wymienionych powodów...
Pozdrawiam,
Zixx
Pozdrawiam,
Zixx
PS. W tym momencie, właśnie, narodziła się w moim "pięknym umyśle" bardzo, ale to bardzo wielka OBIEKCJA (od: mam pewne obiekcje odnośnie...). Mianowicie, nie jestem pewien czy w ogóle poruszać kwestię bielizny, którą lubię nosić (bo właściwie kogo to może interesować...), aczkolwiek hołdując mojej "przekornej naturze", powiem krótko... uwielbiam "bokserki" z wyżej wymienionych powodów...
Pozdrawiam,
Zixx
Musisz zadać sobie jedno, bardzo ważne pytanie: "Co pragniesz w życiu robić... i zwyczajnie zacznij to robić..."
Ja ostatnimi czasy nawet polubiłam łażenie po sklepach.. 7 lat temu tego nienawidziłam - ciuchy były do bani - większość ubrań przeznaczonych na górną część ciała kończyła się na wysokości pępka, a spodnie zaczynały 10 cm poniżej xD Teraz czasem udaje mi się kupić coś wygodnego i fajnego, nie jest źle..