Forum SEA

Najczesciej uzywane w Polsce słowo,w domu,poza domem a zwłaszcza w pracy: szybko. Obarczam to słowo panujacym bezrobociem.

"Za młody jesteś..." na coś tam. Najczęściej na dyskusję. Argument używany wtedy, gdy starszy wiekiem człowiek czuje się zapędzony w kozi róg, a jednocześnie waha się przed zastosowaniem przemocy domowej. Tekst używany tylko w sytuacjach błahych i wtedy, gdy dorosły nie chce się przyznać do błędu.

"Co się gapisz" - zawsze odbierałem te słowa jako pogardliwe. Może dlatego, że nadużywała go moja matka, kiedy ktoś (ja) nie robił natychmiast tego, co chciała, niezależnie od tego, jak jej żądanie było idiotyczne, niemożliwe do wykonania lub niestosowne.

Poza tym nie lubię sformułowań: "Zakaz fotografowania" i "Zwiedzanie tylko z przewodnikiem"

O tak, jak brak ci argumentów, powiedz rozmówcy, że jest za młody. Niedawno w szkole zapytałam o coś wykładowcę i tym mi odpowiedział.
To mi z kolei przypomniało o znienawidzonych przeze mnie zwrotach "no co ty nie powiesz" i "ty nie bądź taka mądra". I ulubione zdanie mojego starego, który uważa się za wszechwładnego: "nie dyskutuj ze mną".
Ehh...

Odpowiadajcie wtedy: Za stary jesteś aby pamiętać stare informacje i przyswajać tyle nowych, haha wygrałem!

Prawie wszystkie słowa młodzieżowe.

Ostatnio u mnie w pracy stało się modne słówko "forwardować". Nie mam pojęcia, czemu ludzie go używają. Mamy swoje, ładne słówko "przesłać" - nie dość, że polskie, to jeszcze krótsze i łatwiejsze do wymówienia; tego dziwacznego "polgielskiego" łamańca nawet powiedzieć nie potrafię.

Nie znosze wulgaryzmow... Szczegolnie u kobiet. Nie nie i jeszcze raz nie jesli chodzi o mlodziezowy slang... No i okreslen w stylu 'facet' 'baba' 'dziunia' 'lalunia' 'dobry towar' 'fajna d**a' etc.

Selfie, briefing, newsy i inne tego typu zapożyczenia jakby w naszym języku brakowało słów.

Mnie drażni używanie słowa "bynajmniej" jako zamiennika "przynajmniej". Co ciekawe - nie ruszało mnie zupełnie używanie tego samego słowa jako synonimu "oczywiście", co słyszałem przed laty u starej daty Warszawiaków. Może dlatego, że to drugie było elementem gwary.

A teraz odrobina samokrytyki: kiedyś, jak mieszkałem w Gdyni, to drażniło mnie nadużywanie słówka "jo", które oznaczać mogło niemal wszystko - od przytaknięcia po wyrażenie wątpliwości. Teraz, mieszkając we Wrocławiu, drażnię innych, sam go nadużywając, tak mi weszło w krew

To, co wiele osób tu zauważyło, słowa angielskie lub jeszcze gorsze, częściowo spolszczone angielskie.
Wulgarne i upokarzające określenia związane z seksualnością.
Zwroty typu "jeszcze jesteś za młoda/y, dowiesz się w swoim czasie, to (jeszcze) nie dla ciebie" i podobne. Zresztą jak raz w gimnazjum takie coś mi nauczyciel na kółku przedmiotowym powiedział, zamiast udzielić odpowiedzi na moje pytanie, tak się w moim uporze zdobywania wiedzy zawzięłam, że pół roku później mało brakowało, a zostałabym najmłodszą w historii laureatką olimpiady Takie coś, to dla mnie jak prowokacja i wyzwanie.
Skracanie i "cięcie" słów, zwłaszcza spotykane na czatach, portalach społecznościowych, w komentarzach w sieci.

Kiedyś - poezja, poeta. Brzmi, jakby było nadmuchane. Teraz już wydaje się w miarę znośne.
Teraz wszelkie pseudo-profesjonalne słownictwo w reklamach: unikalna regeneracyjna formuła PituPierdu stworzona by profesjonalnie pielęgnować/chronić/cokolwiek doskonałego. Słucham tego bełkotu i mam ochotę przywalić w ekran, bo wiem, że wielu w to uwierzy.

Wszelkie określenia obrażające bezpośrednio mój intelekt ("jesteś głupia/za młoda/itd.") wymawiane na poważnie działają na mnie jak płachta na byka.

I jeszcze mi się przypomniało - "instalacja" w odniesieniu do "sztuki nowoczesnej". Jakby słowo "wystawa" było obraźliwe.

kochaniutka- działa na mnie jak płachta na byka

Viljar pisze:I jeszcze mi się przypomniało - "instalacja" w odniesieniu do "sztuki nowoczesnej". Jakby słowo "wystawa" było obraźliwe.

Jako ,że się trochę znam to uspokoję Cię ,że instalacja a wystawa to nie to samo