Biała pisze:@Layla, nie wiem, czy fantazjowanie może być etapem pośrednim do nauki medytacji. Po sobie widzę, że to działa raczej odwrotnie, bo po latach mimowolnego doskonalenia się w wyobrażeniach właśnie zauważyłam, że znacznie trudniej niż przeciętnemu człowiekowi jest się wyciszyć. Stale umysł gdzieś ucieka w to, do czego się przywyczaił.
Fantazjowanie jako wyobrażanie sobie czegoś czego nie ma i czuje się że tego nie ma choć fajnie jakby było nie może być etepem do czegokolwiek bo nie daje stanu radości. Co innego wejście w pełny stan że właśnie teraz to jest. Przykładowo zawsze chciałaś malować obrazy no ale umysł podpowiada, że nie umiesz i to tylko czcze życzenia. Fantazjując powyobrażasz sobie że malujesz jednoceśnie mając świadomość że rzeczywistość jest inna. Wchodząc w marzenie w pełni wchodzisz w odczucie kreacji, czujesz pędzel, swóje miejsce warsztatu, ludzi których urzeka widok twojej twórczości, niczym nie różni się to jakbyś właśnie w fizycznej przestrzeni to się wszystko odbywało, a poczucie radości ma przeszywać, że zatrzymujesz się dłuuugo na jednym pociągnięciu pędzla. Dla kogoś kto ćwiczy z oddechem odnośnikiem twojego pociągnięcia pędzla będzie zatrzymanie uwagi na pojedyńczym oddechu. Jestem jednak przekonany, że w 95 proc przypadkach owo pociągnięcie pędzla daleko bardziej zagłębi kogoś w stan tu i teraz, stan radości. Potem o ile faktycznie wchodzisz w marzenia a nie fantazjowanie wprowadzasz to w przestrzeń fizyczną. Stopniowo zabierasz się za malowanie, zbierasz na farby i pędzle, niedługo pojawi się również warsztat. Reasumując marzenie od fantazjowania odróżniasz po stanie radości lub braku oraz po wprowadzaniu tego co robisz w tamtym świecie w życie fizyczne. Jeśli żyjesz marzeniami nie ma opcji, że będzie istniał jakiś natłok myśli bo w radości technicznie nie ma takiej możliwości.Fantazjowanie jest ucieczką od rzeczywistości dającą paradoksalnie jeszcze większy dół, życie marzeniami jest zagłębieniem się w niej w pełnej kreacji. Ktoś może mieć oczywiście inną terminologię, kwestia semantyki. Ja opisałem co ja postrzegam przez owe terminy. Dodałbym też że do pełnego stanu radości potrzeba jest miłość (przy okazji marzenia wówczas uwzględniają w sobie więcej elementów, grupę ludzi). Miłość pozwala na stan zjednoczenia ze wszystkim. Sęk w tym, że ktoś kogo pochłania stres i depresja wzdrygnie się jedynie na myśl pokochania sąsiada, który puszcza bąki na klatce i całe dnie stawia tylko kufel piwa na spasionym brzuchu. Taka osoba najpierw potrzebuje swoje farbki a jak już wejdzie w wir takiego życia zrobi jej się szkoda że sąsiad prowadzi takie smutne życie i wpadnie do niego ze swoim kuflem
Ktoś może mieć oczywiście inne metody na stan radości i dopóki do tego stanu doprowadzają jesteśmy w tym samym domu
, a opisanej powyżej nie uważam ża jedyną istniejącą. W życiu się jednak nie zgodzę jeśli ktoś mi powie że no hmmmmm...nie o radość w sumie tu chodzi. Oczywiście że chodzi o radość
A czego szuka osoba biorąca się za medytację, szukająca religii, filozofii tid, borykająca się za stresem, smutkiem? Ona łaknie powiewu radości w swoim życiu. A ktoś jej powie no to teraz usiądź koniecznie w lotosie i nie myśl, ale pamiętaj tak właściwie nie o radość tu chodzi.....wtf
? Nie wnikając już w fakt, że radość i spadek ilości myśli są od siebie nieoddzielne. No ale oczywiście może być też nie myślenie w innym sensie, oderwane od stanu radości ale tutaj trzebaby było....przestać istnieć. Wtedy ma się gwarancję, że żadna myśl się już nigdy nie pojawi. Czego nikomu nie życzę.