Granice czułości
Granice czułości
No własnie, gdzie dla Was są te granice? Czy przytulenie bliskiej osoby jest dopuszczalne? Może nawet cmoknięcie w policzek? Czy tylko, ewentualne, jakieś tam znaczące klepnięcie w ramię? A może w ogóle nie przekraczacie granicy kontaktu fizycznego?
Wiem, to są głupie pytania - tak jakby można było ustalić zasady niejako a priori, stosowalne z góry do każdej możliwej sytuacji. I pewnie każdy, kto się nad tym zastanawiał, powinien się teraz obruszyć, że to przecież nie takie proste.
Ale właśnie dlatego, że nie takie proste, to mnie zastanawia.
Wydaje mi się (i mówię z własnych doświadczeń, więc tylko za siebie), że problemy, jakie AS może mieć z nawiązywaniem relacji uczuciowych (niekoniecznie "miłości na całe życie", ale przecież kogoś się czasem polubi, prawda?) i z wyrażaniem uczuć, mogą wynikać z pewnego pomieszania pojęć. Zauważcie, jak silnie w tzw. "świadomości społecznej" powiązane jest uczucie z seksem. Chyba już od dziecka dowiadujemy się - choćby z telewizji - że słowa "kocham cię" prowadzą wprost do łóżka. Uczymy się tego prawie jak aksjomatu, i niektórym bardzo trudno się z niego potem wyzwolić - jak np. panu Antyspołecznemu, którego biologizujące wywody czytałam na tym forum
Ale przecież to nieprawda, że jedyne uczucia, jakie człowiek jest w stanie z siebie wykrzesać, oparte są na przyciąganiu fizycznym. A zwłaszcza - seks nie musi być jedynym możliwym sposobem wyrażania uczuć. Myślę, że z tym asy się zgodzą?
Tylko, co to oznacza? Że przywiązanie do innej osoby, jakie może odczuwać as, nie ma prawa być nazywane miłością? Czy może należy inaczej rozumieć "miłość"?
Jak myślicie?
Wiem, to są głupie pytania - tak jakby można było ustalić zasady niejako a priori, stosowalne z góry do każdej możliwej sytuacji. I pewnie każdy, kto się nad tym zastanawiał, powinien się teraz obruszyć, że to przecież nie takie proste.
Ale właśnie dlatego, że nie takie proste, to mnie zastanawia.
Wydaje mi się (i mówię z własnych doświadczeń, więc tylko za siebie), że problemy, jakie AS może mieć z nawiązywaniem relacji uczuciowych (niekoniecznie "miłości na całe życie", ale przecież kogoś się czasem polubi, prawda?) i z wyrażaniem uczuć, mogą wynikać z pewnego pomieszania pojęć. Zauważcie, jak silnie w tzw. "świadomości społecznej" powiązane jest uczucie z seksem. Chyba już od dziecka dowiadujemy się - choćby z telewizji - że słowa "kocham cię" prowadzą wprost do łóżka. Uczymy się tego prawie jak aksjomatu, i niektórym bardzo trudno się z niego potem wyzwolić - jak np. panu Antyspołecznemu, którego biologizujące wywody czytałam na tym forum
Ale przecież to nieprawda, że jedyne uczucia, jakie człowiek jest w stanie z siebie wykrzesać, oparte są na przyciąganiu fizycznym. A zwłaszcza - seks nie musi być jedynym możliwym sposobem wyrażania uczuć. Myślę, że z tym asy się zgodzą?
Tylko, co to oznacza? Że przywiązanie do innej osoby, jakie może odczuwać as, nie ma prawa być nazywane miłością? Czy może należy inaczej rozumieć "miłość"?
Jak myślicie?
Re: Granice czułości
Nie wiem... Nie miałem nigdy żadnej okazji by to sprawdzić... Ale może inni coś będą bliżej w temacie.alicja pisze:Czy przytulenie bliskiej osoby jest dopuszczalne? Może nawet cmoknięcie w policzek? Czy tylko, ewentualne, jakieś tam znaczące klepnięcie w ramię?
Re: Granice czu³o¶ci
W zasadzie mam wstręt do bliskości fizycznej jeżeli chodzi o osoby, z którymi nie jestem związana uczuciowo. Mam niewidzialne kółko wokół i czuję duży dyskomfort, gdy ktoś je przekracza. Mam poprostu granicę swojej prywatności i nikt nie powinnien jej łamać.
Uażam, że mogę w przyszłości do kogoś się przywiązać, a nawet zakochać. W takiej sytuacji dopuszczam możliwość przytulenia się, pocałowana. Może nie tyle dopuszczam, bo brzmi to jakbym już na wstępie miała określone sposoby zachowania. Po prostu wydaje mi się, że w takiej sytuacji będę potrzebować tego typu bliskości. Natomiast seks nie wchodzi w rachubę. Jestem bardzo źle pod tym względem nastawiona. Po prostu nie i już Chociaż, stare przysłowie głosi: "nigdy nie mów nigdy"alicja pisze:No własnie, gdzie dla Was są te granice? Czy przytulenie bliskiej osoby jest dopuszczalne? Może nawet cmoknięcie w policzek? Czy tylko, ewentualne, jakieś tam znaczące klepnięcie w ramię? A może w ogóle nie przekraczacie granicy kontaktu fizycznego?
Niestety muszę się z tym zgodzić. Wydaje mi się, że jest to związane silnie z prokreacją. Owocem miłości jest dziecko (pomijając metody sztucznego zapłodnienia, bo nadal jest ono niepopularne. Przynajmniej w Polsce). Poza tym nie należy zapominać, że większości ludziom seks sprawia przyjemność.alicja pisze:Zauważcie, jak silnie w tzw. "świadomości społecznej" powiązane jest uczucie z seksem.
Oczywiście, że nie jesteśmy maszynkami do uprawiania seksu Masz rację. Jednak osobiście uważam, że podobnie jak geje i lesbijki, jesteśmy zaprzeczeniem natury. Nie chcę, żebyście źle mnie zrozumieli. Aseksualizm nie jest chorobą i można go uznać za normalney w pewnym stopniu. Jednak ludzie "zwykli" nigdy nas nie zrozumieją, bo dążą do przyjemności. A drogą najprostrzą by ją osiągnąć jest wlaśnie seks. To jest również głównym ograniczeniem przy tworzeniu związku. As raczej nie będzie szczęśliwy z osobą seksualną i na odwrót. Wydaje mi się, że udany związaek mogły by stworzyć dwie osoby aseksualne.alicja pisze:Ale przecież to nieprawda, że jedyne uczucia, jakie człowiek jest w stanie z siebie wykrzesać, oparte są na przyciąganiu fizycznym. A zwłaszcza - seks nie musi być jedynym możliwym sposobem wyrażania uczuć.
Re: Granice czu³o¶ci
A w takim związku dwoje AS-ów decydowałoby się na dziecko naturalnym sposobem? Czy też z całą pewnością byłby to związek oparty jednak wyłącznie na duchowych uczuciach?NAIRIN pisze: As raczej nie będzie szczęśliwy z osobą seksualną i na odwrót. Wydaje mi się, że udany związaek mogły by stworzyć dwie osoby aseksualne.
Pytam, bo tu można też wkroczyć w sferę rozważań: "czy AS to także ten kto ma znikome potrzeby seksualne" czy też "AS to osoba, która jednak zdecydowanie odrzuca zawsze i wszędzie kontakt fizyczny". Z tego co widać na forum, to chyba istnieją przedstawiciele obu grup.
Re: Granice czu³o¶ci
Chyba zależy. Są lesbijki, które kochają się z mężczyzną dla dziecka. Tak samo w tym przypadku. W takiej sytuacji seks nie jest celem samym w sobie, a jedynie drogą do celu. Ale każdy as będzie podchodził do tego indywidualnie.Qwerty pisze:A w takim związku dwoje AS-ów decydowałoby się na dziecko naturalnym sposobem? Czy też z całą pewnością byłby to związek oparty jednak wyłącznie na duchowych uczuciach?
Re: Granice czu³o¶ci
Tak tylko zapytałem, bo część z Was ma dzieci, jest w małżeństwie, miało narzeczone/-nych, itd.
Re: Granice czu³o¶ci
NAIRIN napisała:
To refleksja, która mi się nasunęła przy czytaniu wcześniejszej dyskusji, sprowokowanej przez Antyspołecznego. Według niego - o ile zrozumiałam - fizyczne, biologiczne aspekty człowieka (czyli przede wszystkim seks) są najistotniejsze, o ile nie jedyne. Ale przecież właśnie nie są! Cała kultura - nawet jeśli traktować ją freudowsko, tj. jako sublimację czy kompensację popędu płciowego (z czym wcale nie trzeba się zgadzać) - to zbiór działań nie związanych bezpośrednio ani z seksem, ani z prokreacją. A mimo to są to działania mające na celu jakąś przyjemność. Spełnienie się artystyczne, naukowe, polityczne nawet - po co się to robi, jeśli nie dla przyjemnosci? Dlatego wydaje mi się, że rezygnacja z tej konkretnej przyjemności ,jaką daje seks, na rzecz innych, powinna być traktowana tak samo jak rezygnacja np. z tworzenia czy słuchania muzyki, albo czytania poezji, albo dokonywania odkryć naukowych. Teoretycznie każdy może robić wszystko, ale praktycznie jest to niemożliwe, i musimy dokonywać wyboru. Według własnych upodobań, zdolności i chęci.
Wydaje mi się, że gdyby próbować wyjaśniać istotę aseksualizmu w ten sposób, miałoby to może szansę na zrozumienie u "normalnych" seksualne.
Ale wracając do kontaktu fizycznego.
piszesz:
Zgadzam się, że ta niewidzialna granica prywatności to bardzo ważna rzecz. Każdy ma takie kółko wokół siebie, tylko są one różnych wielkości. Niektórym nie przeszkadza nawet zatłoczony jak puszka sardynek autobus, inni cofają się, gdy rozmówca zbliży się na odległość wyciągniętej dłoni. Ja należę raczej do tych drugich - moje kółko jest bardzo duże. I nieraz się wkurzam, gdy ktoś - nieświadomie przecież - próbuje tę granicę przekroczyć. To od razu powoduje dyskomfort i chęć ucieczki. Może dlatego lubię rozmawiać z ludźmi na odległość, np. w Internecie
Ale to chyba jest inna kwestia, bo dotyczy kontaktów z ludźmi w ogóle, z obcymi. Natomiast potrzeba bliskości czy czułości wobec osoby, do której ma się głębsze uczucia, jest od tego niezależna. Czasem wyrażenie sympatii, współczucia, czy przyjaźni, najnaturalniejsze wydaje się właśnie przez jakiś gest (może słowa trudno znaleźć?). Ale to jest też źródło problemów - tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń. I tutaj znowu muszę się zgodzić z Nairin, że szczęsliwy związek asa z nie-asem raczej nie jest możliwy. W moim przypadku zazwyczaj konczyło się na zarzutach "bo ty mnie już nie kochasz", gdy po delikatnej czułości fizycznej nie chciałam więcej.
Dlatego rozumiem tych asów, ktorzy stronią od wszelkich bliższych kontaktów z innymi - tak trudno jest wypracować jakąś prawdziwą i bezproblemową relację. Sama także zeszłam już na tę drogę.
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Bo przecież dążenie do przyjemności jest jak najbardziej naturalne. Z tego punktu widzenia rzeczywiście, aseksualność jest jakimś skrzywieniem. Ale z drugiej strony, wydaje mi się, że jest w tym zjawisku coś typowo ludzkiego.Jednak osobiście uważam, że podobnie jak geje i lesbijki, jesteśmy zaprzeczeniem natury. Nie chcę, żebyście źle mnie zrozumieli. Aseksualizm nie jest chorobą i można go uznać za normalney w pewnym stopniu. Jednak ludzie "zwykli" nigdy nas nie zrozumieją, bo dążą do przyjemności. A drogą najprostrzą by ją osiągnąć jest wlaśnie seks.
To refleksja, która mi się nasunęła przy czytaniu wcześniejszej dyskusji, sprowokowanej przez Antyspołecznego. Według niego - o ile zrozumiałam - fizyczne, biologiczne aspekty człowieka (czyli przede wszystkim seks) są najistotniejsze, o ile nie jedyne. Ale przecież właśnie nie są! Cała kultura - nawet jeśli traktować ją freudowsko, tj. jako sublimację czy kompensację popędu płciowego (z czym wcale nie trzeba się zgadzać) - to zbiór działań nie związanych bezpośrednio ani z seksem, ani z prokreacją. A mimo to są to działania mające na celu jakąś przyjemność. Spełnienie się artystyczne, naukowe, polityczne nawet - po co się to robi, jeśli nie dla przyjemnosci? Dlatego wydaje mi się, że rezygnacja z tej konkretnej przyjemności ,jaką daje seks, na rzecz innych, powinna być traktowana tak samo jak rezygnacja np. z tworzenia czy słuchania muzyki, albo czytania poezji, albo dokonywania odkryć naukowych. Teoretycznie każdy może robić wszystko, ale praktycznie jest to niemożliwe, i musimy dokonywać wyboru. Według własnych upodobań, zdolności i chęci.
Wydaje mi się, że gdyby próbować wyjaśniać istotę aseksualizmu w ten sposób, miałoby to może szansę na zrozumienie u "normalnych" seksualne.
Ale wracając do kontaktu fizycznego.
piszesz:
Mam tak samoW zasadzie mam wstręt do bliskości fizycznej jeżeli chodzi o osoby, z którymi nie jestem związana uczuciowo. Mam niewidzialne kółko wokół i czuję duży dyskomfort, gdy ktoś je przekracza. Mam poprostu granicę swojej prywatności i nikt nie powinnien jej łamać.
Zgadzam się, że ta niewidzialna granica prywatności to bardzo ważna rzecz. Każdy ma takie kółko wokół siebie, tylko są one różnych wielkości. Niektórym nie przeszkadza nawet zatłoczony jak puszka sardynek autobus, inni cofają się, gdy rozmówca zbliży się na odległość wyciągniętej dłoni. Ja należę raczej do tych drugich - moje kółko jest bardzo duże. I nieraz się wkurzam, gdy ktoś - nieświadomie przecież - próbuje tę granicę przekroczyć. To od razu powoduje dyskomfort i chęć ucieczki. Może dlatego lubię rozmawiać z ludźmi na odległość, np. w Internecie
Ale to chyba jest inna kwestia, bo dotyczy kontaktów z ludźmi w ogóle, z obcymi. Natomiast potrzeba bliskości czy czułości wobec osoby, do której ma się głębsze uczucia, jest od tego niezależna. Czasem wyrażenie sympatii, współczucia, czy przyjaźni, najnaturalniejsze wydaje się właśnie przez jakiś gest (może słowa trudno znaleźć?). Ale to jest też źródło problemów - tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń. I tutaj znowu muszę się zgodzić z Nairin, że szczęsliwy związek asa z nie-asem raczej nie jest możliwy. W moim przypadku zazwyczaj konczyło się na zarzutach "bo ty mnie już nie kochasz", gdy po delikatnej czułości fizycznej nie chciałam więcej.
Dlatego rozumiem tych asów, ktorzy stronią od wszelkich bliższych kontaktów z innymi - tak trudno jest wypracować jakąś prawdziwą i bezproblemową relację. Sama także zeszłam już na tę drogę.
Re: Granice czu³o¶ci
Moje odczucia są bliskie do Waszych, Alicjo i Nairin - mam dość szeroką strefę 'prywatności', do której nikt nie ma wstępu - czyli to kółko, o którym pisze Nairin - nie lubię jak ktoś stoi blisko mnie, nachyla się ku mnie, zanadto zbliża - a już dotyk osoby, co do której nie mam pełnego zaufania jest całkowicie wykluczony. Jeśli ktoś, kto o tym nie wie, nieświadomie (bądź też świadomie) mnie dotknie, natychmiast się odsuwam, 'strząsam' ten dotyk - po prostu nie lubię. Nie toleruję też popularnych wśród koleżanek powitań typu 'objęcie i cmoknięcie' - od biedy ujdzie podanie ręki, ale lepiej i bez tego. W pracy często zdarza mi się, że niektórzy kontrahenci całują mnie w rękę, zbliżając się przy tym nadmiernie (po pierwsze wolałabym, żeby nie całowali, ale skoro już muszą, to chyba lepiej byłoby mieć ręce długie jak szympans, żeby się tak nie zbliżali
Właściwie też najczęściej kontaktuję się z ludźmi za pośrednictwem internetu, bo mam pewność, że nikt mnie nie dotknie ani w inny sposób nie naruszy mojej strefy prywatności. Są rzecz jasna wyjątki - rodzice - aż tak mi nie przeszkadza jak mnie obejmą czy pocałują, ale niezbyt często - w granicach rozsądku. Co do 'związków' - cóż, niewiele doświadczeń w tym zakresie - myślę, że akceptowalne byłoby objęcie, przytulenie czy całus, ale pewności nie mam, bo nie sprawdzałam Wszystko zależy od stopnia zaufania i od potrzeb.
Właściwie też najczęściej kontaktuję się z ludźmi za pośrednictwem internetu, bo mam pewność, że nikt mnie nie dotknie ani w inny sposób nie naruszy mojej strefy prywatności. Są rzecz jasna wyjątki - rodzice - aż tak mi nie przeszkadza jak mnie obejmą czy pocałują, ale niezbyt często - w granicach rozsądku. Co do 'związków' - cóż, niewiele doświadczeń w tym zakresie - myślę, że akceptowalne byłoby objęcie, przytulenie czy całus, ale pewności nie mam, bo nie sprawdzałam Wszystko zależy od stopnia zaufania i od potrzeb.
Re: Granice czu³o¶ci
No właśnie, Agnieszko - zaufanie. To chyba rzecz kluczowa. Ale zaufanie opiera się na otwartości i szczerości, na rozmowach. Dlatego tak się ucieszyłam, gdy znalazłam strony w Internecie mówiące o aseksualizmie - bo wcześniej nie znałam tego słowa (w tym użyciu), więc nie mogłam dobrze wyrazić tego co czułam. To może brzmieć dziwnie, ale naprawdę dopiero teraz, gdy poczytałam więcej o tym zjawisku, mogę lepiej wyrażać własne uczucia. I teraz mogę powiedzieć bliskiej mi osobie (tzn. - mogłabym, gdyby taka się znalazła ) - "jestem taka a taka, więc postrzegam świat i związki tak a tak, i proszę cię, zrozum i zaakceptuj". I to może być, myślę, podstawa do tworzenia sensownych relacji.
Chociaż i tak, ponieważ jak widać trudno jest tym "normalnym" nas zrozumieć, nie byłoby to łatwe. Więc co? Zostaje nam życie wirtualne?
Właściwie - ja osobiście nie mam nic przeciwko temu. Byle udało się uniknąć tego, o czym mówisz - tych nachalnie zbliżających się obcych...
Chociaż i tak, ponieważ jak widać trudno jest tym "normalnym" nas zrozumieć, nie byłoby to łatwe. Więc co? Zostaje nam życie wirtualne?
Właściwie - ja osobiście nie mam nic przeciwko temu. Byle udało się uniknąć tego, o czym mówisz - tych nachalnie zbliżających się obcych...
Re: Granice czu³o¶ci
A jeszcze zapomniałam, że chciałam odnieść się do pytania, które zadał Qwerty.
Dzieci. Hm. Ja nie odczuwam żadnych uczuć macierzyńskich. Wręcz przeciwnie, próba wyobrażenia sobie, że miałabym być mamą, raczej mnie odstręcza i przestrasza. Ale to może wynik tego, że jestem leniwa i raczej wygodnicka? Przecież wychowywanie dziecka to wielkie poświęcenie.
(wielkie szczęscie zapewne też - tak przynajmniej twierdzą matki, i należy im wierzyć. Ale chyba nie dla mnie to szczęscie).
Wydaje mi się, że jakaś część chęci posiadania potomstwa to chęć zostawienia czegoś po sobie (inna część to pewnie potrzeba skoncentrowania na kimś uczuć). Rozumiem tę satysfakcję, jaką może dać przekazywanie młodemu człowiekowi wiedzy, mądrości, czegoś, co się samemu osiągnęło. Zwłaszcza, jeśli widzi się, że "ziarno pada na żyzną glebę", że ów młody człowiek pojmuje, rozumie, chłonie. Pewnie to jest największa przyjemność z wychowywania własnych dzieci. Ale ja rozumiem to na inny sposób. Na co dzień jestem (no cóż) nauczycielką, więc w pewien sposób wychowuję, a przynajmniej się staram. Dlatego rozumiem tę satysfakcję ze skutecznie przekazanej wiedzy. Ale jak dla mnie - to wystarczy. Tak, chcę oddawać coś z siebie, ale wolę oddawać to na kanwie szkolnej, bo to wychodzi mi lepiej, niż (jak sądzę) wychodziłoby mi macierzyństwo.
Dzieci. Hm. Ja nie odczuwam żadnych uczuć macierzyńskich. Wręcz przeciwnie, próba wyobrażenia sobie, że miałabym być mamą, raczej mnie odstręcza i przestrasza. Ale to może wynik tego, że jestem leniwa i raczej wygodnicka? Przecież wychowywanie dziecka to wielkie poświęcenie.
(wielkie szczęscie zapewne też - tak przynajmniej twierdzą matki, i należy im wierzyć. Ale chyba nie dla mnie to szczęscie).
Wydaje mi się, że jakaś część chęci posiadania potomstwa to chęć zostawienia czegoś po sobie (inna część to pewnie potrzeba skoncentrowania na kimś uczuć). Rozumiem tę satysfakcję, jaką może dać przekazywanie młodemu człowiekowi wiedzy, mądrości, czegoś, co się samemu osiągnęło. Zwłaszcza, jeśli widzi się, że "ziarno pada na żyzną glebę", że ów młody człowiek pojmuje, rozumie, chłonie. Pewnie to jest największa przyjemność z wychowywania własnych dzieci. Ale ja rozumiem to na inny sposób. Na co dzień jestem (no cóż) nauczycielką, więc w pewien sposób wychowuję, a przynajmniej się staram. Dlatego rozumiem tę satysfakcję ze skutecznie przekazanej wiedzy. Ale jak dla mnie - to wystarczy. Tak, chcę oddawać coś z siebie, ale wolę oddawać to na kanwie szkolnej, bo to wychodzi mi lepiej, niż (jak sądzę) wychodziłoby mi macierzyństwo.
Re: Granice czu³o¶ci
Z tymi dziećmi - to na pewno coś w tym jest, co napisałaś. Jak się przebywa dużo z innymi dziećmi - to jakoś się człowiek przyzwyczaja i bawiąc się z nimi (rodzina własna)/ucząc je (szkoła) przekazuje im to co chciałby własnym.
Ja np. wiem, że nie umiałbym opiekować się takim małym bez przerwy: przebieranie, noszenie, karmienie, usypianie, itp. Będąc w roli osoby obcej to jest dobrze, bo w każdej chwili można "oddać" rodzicom i po bólu.
Ja np. wiem, że nie umiałbym opiekować się takim małym bez przerwy: przebieranie, noszenie, karmienie, usypianie, itp. Będąc w roli osoby obcej to jest dobrze, bo w każdej chwili można "oddać" rodzicom i po bólu.
Re: Granice czu³o¶ci
O to to właśnie! To wygodnictwo mamy wspólne chybaQwerty pisze: Ja np. wiem, że nie umiałbym opiekować się takim małym bez przerwy: przebieranie, noszenie, karmienie, usypianie, itp. Będąc w roli osoby obcej to jest dobrze, bo w każdej chwili można "oddać" rodzicom i po bólu.
Chociaż czasem sobie myślę, że to może być objaw dojrzałości - ileż dzieci rodzi się "przypadkiem", z rodziców, którzy w ogóle się do rodzicielstwa nie nadają. Może ktoś, kto świadomie rezygnuje z macierzyństwa (ojcostwa), wiedząc, że mógłby nie podołać, jest mądrzejszy?
(wszystkich rodziców proszę o nie branie tego do siebie - ja tylko tłumaczę sobie własną niechęć do posiadania dzieci)
Re: Granice czu³o¶ci
Każde wytłumaczenie (nawet takie nie wymienione powyżej) jest chyba dobre, bo każde odzwierciedla przypadki istniejące w życiu...
Przy czym "dobre" nie oznacza, iż każda wersja jest słuszna. Są takie które mają większe poparcie w zasadach moralnych i etycznych, a są takie które mniej to odzwierciedlają...
Przy czym "dobre" nie oznacza, iż każda wersja jest słuszna. Są takie które mają większe poparcie w zasadach moralnych i etycznych, a są takie które mniej to odzwierciedlają...
Re: Granice czu³o¶ci
A wracając do wątku bliskości fizycznej z partnerem (no, partnerką!): dla mnie jest to przeżycie naprawdę poruszające i niebywale komfortowe. Do momentu, w którym dziewczę spragnione czegoś więcej niż czułych dotyków i masażu górnych partii ciała, samo aż rwie się do bliższego zespolenia.
I dopiero wtedy wszelkie 'wzniosłe' uczucia przepoczwarzają się w autentyczne obrzydzenie.
I dopiero wtedy wszelkie 'wzniosłe' uczucia przepoczwarzają się w autentyczne obrzydzenie.
-
- fantAStyczny
- Posty: 503
- Rejestracja: 2 lut 2005, 07:54
- Lokalizacja: Kraina ASmerytów
- Kontakt:
Re: Granice czu³o¶ci
Jak blisko jest za blisko? Ja myślę, że na to jednej reguły nie ma. Wszystko zależy od sytuacji, osoby, naszego samopoczucia. Niby z przytuleniem rodziców nie powinno się mieć problemów ale gdy np. nie jesteś blisko z którymś rodzicem, przytulanie się jest dziwne. Niby nie powinno się czuć niechęci, niby rodzice ale jednak...
Tak samo jest z koleżankami. Nie przeszkadza mi objęcie koleżanki i cmoknięcie w policzek... jeżeli ją dobrze znam.
A na śmierdzącego pijaka próbującego pocałować mnie w rękę mam sposób. Jeśli zdołam to nie podaję mu ręki w ogóle. A jeśli nie zdąrzę, po podaniu mu ręki potrząsam ją silnie zwykłe podanie ręki.
Zazwyczaj to działa.
To nie tyczy się tylko asów. Wszyscy tak odczuwają. Każdy ma swoje własne granice. I mogą one zależeć nie tylko od zaufania. Np. dużo róznych kultur ma swoje zasady na ten temat i nawet mogą się poczuć obrażone gdy podejdziesz za blisko.
Ale zasady bardziej intymnej bliskości to już osobna kwestia.
Teraz nie mam nikogo komu bym aż tak zaufała. Nie wiem czy jestem zdolna by komuś bardziej zaufać ale kto wie. Morze jest szerokie i głębokie.
Tak samo jest z koleżankami. Nie przeszkadza mi objęcie koleżanki i cmoknięcie w policzek... jeżeli ją dobrze znam.
A na śmierdzącego pijaka próbującego pocałować mnie w rękę mam sposób. Jeśli zdołam to nie podaję mu ręki w ogóle. A jeśli nie zdąrzę, po podaniu mu ręki potrząsam ją silnie zwykłe podanie ręki.
Zazwyczaj to działa.
To nie tyczy się tylko asów. Wszyscy tak odczuwają. Każdy ma swoje własne granice. I mogą one zależeć nie tylko od zaufania. Np. dużo róznych kultur ma swoje zasady na ten temat i nawet mogą się poczuć obrażone gdy podejdziesz za blisko.
Ale zasady bardziej intymnej bliskości to już osobna kwestia.
Teraz nie mam nikogo komu bym aż tak zaufała. Nie wiem czy jestem zdolna by komuś bardziej zaufać ale kto wie. Morze jest szerokie i głębokie.
Moja najnowsza fascynacja: Jackie Chan