Sama skończyłam liceum całkiem niedawno, jak i dużo myślałam w tym temacie, więc mogę opowiedzieć o swoich odczuciach względem tych zajęć (z góry przepraszam za długi post
).
No więc od początku nie chciałam uczestniczyć w tych zajęciach z powodów być może wiadomych, a w każdym razie tu, na tym forum, nikogo nie dziwiących. Gdyby opinia ucznia kogokolwiek interesowała, wypisałabym się z nich, ale moi rodzice uparli się, że powinnam na nie uczęszczać. To dosyć zabawne. Znam wielu ludzi z konserwatywnych rodzin, którzy przeżywali w gimnazjum i liceum horror związany z niechodzeniem na religię. Moi postępowi rodzice, dający mi w tym względzie stuprocentową wolność, nie dopuścili do siebie myśli, że mogłabym nie chodzić na edukację seksualną, powołując się zresztą na argumenty światopoglądowe. To pierwsza rzecz, która bardzo mi nie odpowiada. Być może rzeczywiście, gdyby wybór był po stronie ucznia, większość z nich, z czystego lenistwa nie chodziłaby na te zajęcia - nie neguję tego. Ale czy posyłanie kogoś, kto nie chce słuchać ani mówić o takich rzeczach, czuje obrzydzenie i stres musząc siedzieć w klasie i słuchać takich rzeczy od obcych ludzi jest cywilizowanym rozwiązaniem?
Po drugie. Nie chcę zabrzmieć jak jakiś obrońca moralności organizujący krucjatę przeciwko zdeprawowanej młodzieży, ale mam wrażenie, że w ramach dyskusji o edukacji seksualnej, często myli się złe funkcjonowanie systemu ze zwykłą ludzką głupotą i nieodpowiedzialnością. W jakimś dokumencie na temat ES usłyszałam o "dwóch maturzystkach, które tuż przed maturą zaszły w ciąże i był to efekt braku ES". Czy to żart? Nie potrafię wyobrazić sobie człowieka dorastającego w naszej kulturze, który w wieku 19 lat nie wie, że stosunek może się skończyć ciążą. Przypomina mi to trochę te doniesienia zza oceanu jak to facet dostał odszkodowanie, bo nie wiedział (i miał prawo nie wiedzieć), że kawa, którą zamówił jest gorąca. Jeżeli ktoś w nastoletnim wieku puszcza się bez zabezpieczenia i jeszcze później dowiaduje się od autorytetów, że sytuacja, do której to doprowadziło ma miejsce nie z winy jego, ale a)szkoły b)rodziców c) polityków to jak może z tego wyrosnąć dojrzały, odpowiedzialny za swoje czyny człowiek? Nie jestem konserwatywną osobą i nie widzę nic złego w tym, że ludzie bawią się na różne sposoby, które im odpowiadają, ale powinni robić to z głową. Nie możemy każdego przypadku ludzkiego braku wyobraźni zwalać na system czy społeczeństwo...
I po trzecie: większość materiału, który przywołuje się jako niezbędny dla dorastających ludzi już jest w programie. Uczy się go już w podstawówce, a potem w wydaniu rozszerzonym, w gimnazjum i liceum, na lekcjach biologii. Z tego co pamiętam jest tam wszystko: anatomia, przemiany ciała, stosunek, antykoncepcja, choroby przenoszone drogą płciową. Co więcej, trudno nawet wysunąć tu argument, że to nie wystarczy, bo dzieci są leniami i się nie uczą. Jak już mówiłam, chodziłam do szkoły jeszcze parę lat temu i zapewniam, że wspomniane tematy to jedyne tematy, o których moi koledzy i koleżanki bardzo chętnie czytali z własnej, nieprzymuszonej woli