Strona 5 z 14

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 07:29
autor: Viljar
Pracowałem 10 lat w wydawnictwach edukacyjnych. Jako biolog z wykształcenia zawsze dostawałem do korekty podręczniki z tego przedmiotu, żeby poprawiać w nich błędy, jednak kierując się przy tym podstawą programową. Za każdym razem zaznaczałem chyba z pół podręcznika do poprawy, a samą podstawę programową uważałem i uważam za śmiechu wartą.

Generalnie - stosy błędów, uprzedzeń, jawnych przekłamań, hipokryzja i promowanie jedynego słusznego, polskokatolickiego poglądu na świat.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 10:49
autor: AlaZala
Viljar pisze:Generalnie - stosy błędów, uprzedzeń, jawnych przekłamań, hipokryzja i promowanie jedynego słusznego, polskokatolickiego poglądu na świat.
Dokładnie, jest to po prostu indoktrynacja!

Sama nazwa jest już myląca i kłamliwa...

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 11:39
autor: Sightless Serpent
Spotkanie z tym "przedmiotem" na przełomie podstawówki/gimnazjum zaliczyłam. Nie wiem czy to zbieg okoliczności, ale w obu szkołach zajęcia próbowały prowadzić tak nawiedzone, ograniczone umysłowo osoby, które swoją wiedzę odnośnie rozmnażania (nie mówiąc już o czymkolwiek innym) opierały o wesołe pszczółki podlatujące do kwiatków.
Straszenie piekłem, dyrektorem czy po prostu darcie mordy, gdy przerwało się osobnikowi błędną czy durną wypowiedź było całkiem zabawne.
W liceum był jakiś epizod z wdż, ale pamiętam tylko tyle, że babka puściła nam film, na którym kobieta rodziła. Po minach niektórych koleżanek odniosłam wrażenie, że widok wybił im z głowy ewentualne myśli o dzieciach :D

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 11:54
autor: Viljar
Wcale się nie dziwię - jak raz widziałem film z operacji powiększenia biustu, to potem przez lata na widok dużych cycków miałem mdłości. Film z porodu na tej samej zasadzie może zadziałać jak skuteczny środek antykoncepcyjny.

Z tymi nauczycielami to nie przypadek - żaden szanujący się oświatowiec nie chce mieć nic do czynienia z tym przedmiotem, więc biorą byle kogo. To jedna z przyczyn. Druga jest taka, że on służy głównie indoktrynacji, więc raczej nie ma opcji, żeby nauczał go np. doświadczony seksuolog.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 12:03
autor: Sightless Serpent
Wielka szkoda, bo z odpowiednim podejściem i sposobem przekazywania właściwej wiedzy, a nie wyrzucania z siebie jakichś religijnych anegdot w trakcie prób założenia prezerwatywy na banana, mógłby to być całkiem wartościowy przedmiot. Sprawy seksualne to nadal swego rodzaju tabu, rodzice jakoś się nie palą do uświadamiania dzieci i wychodzą potem kwiatki typu jakim cudem zaszłam w ciążę, przecież wyciągnął?

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 12:28
autor: AlaZala
Jeśli przedmiot nazywa się "wychowanie do życia w rodzinie" to powinien być to przedmiot o prowadzeniu wieloosobowego gospodarstwa domowego, opiece nad dziećmi i osobami starszymi, zarządzeniu wspólnym majątkiem i innych kwestiach związanych z życiem w rodzinie.

Tymczasem przedmiot o seksie powinien nazywać się "edukacja seksualna" i powinien być poświęcony sposobom zaspokajania potrzeb seksualnych, antykoncepcji, orientacji seksualnej i innym kwestiom związanym z seksem, które nie mają nic wspólnego z "życiem w rodzinie".

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 14:10
autor: logged
A widzisz, ja na WDŻ w podstawówce nauczyłem się robić serwetki, obrusy i ozdoby świąteczne, choć z samych zajęć za bardzo nie pamiętam czegokolwiek :lol: Jeżeli chodzi o licealną wersję tego nieobowiązkowego przedmiotu, moim zdaniem została wykonana przez prowadzącego tak jak się należy. Fakt, w przypadku tego z czym spotkałem się z szkole średniej, mogło to już zostać nazwane "edukacja seksualna", ale nie spotkałem się z uprzedzeniami, przekłamaniami, czy indoktrynacją, a nauczyciel potrafił rozmawiać z grupą o wszystkim. Z resztą każdy zawsze o coś pytał i robiła się z tego ciekawa dyskusja ;)

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 15:43
autor: JacobMcAllen
Ja miałem wdż jedynie w liceum. Godzina lekcyjna raz w miesiącu, w miejscu WOSu - co było dla mnie szczególnie oburzające, byłem w klasie humanistycznej. Od drugiej klasy to zmienili i wrzucili wdż w miejsce filozofii, co było dla mnie po prostu kretynizmem. Ale mniejsza o to - sam przedmiot oceniam z perspektywy czasu fatalnie - babka, która go prowadziła bała się wymówić słowo seks, takie odniosłem wrażenie, chociaż nie była katechetką ani nic z tych rzeczy. Zajęcia sprowadzały się w zasadzie wyłącznie do teorii i to jeszcze nieseksualnej, typu: pierwsze spotkania, zauroczenia, problemy z dziećmi jak już się pojawią i tego typu rzeczy. Nic o antykoncepcji i tym podobnych rzeczach. Pytań raczej nikt nie zadawał. Z rzeczy praktycznych było tylko mycie i ubieranie lalki która imitowała dziecko :D
Ogólnie zajęcia uważam za czas stracony. Jestem za edukacją seksualną w szkołach (najlepiej już od 4 klasy podstawówki) prowadzoną w sposób profesjonalny, takie zajęcia są młodym ludziom potrzebne.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 17:51
autor: takasobie
AlaZala pisze:Jeśli przedmiot nazywa się "wychowanie do życia w rodzinie" to powinien być to przedmiot o prowadzeniu wieloosobowego gospodarstwa domowego, opiece nad dziećmi i osobami starszymi, zarządzeniu wspólnym majątkiem i innych kwestiach związanych z życiem w rodzinie.

Tymczasem przedmiot o seksie powinien nazywać się "edukacja seksualna" i powinien być poświęcony sposobom zaspokajania potrzeb seksualnych, antykoncepcji, orientacji seksualnej i innym kwestiom związanym z seksem, które nie mają nic wspólnego z "życiem w rodzinie".
W pełni popieram :). Wychowanie do życia w rodzinie to zupełnie inna sprawa niż edukacja seksualna. Dla mnie w szkole powinien być przedmiot "przygotowanie do życia dorosłego" - czyli nauka rzeczy przydatnych w życiu dorosłym.
W swojej edukacji szkolnej miałam w programie wdżr w 3 klasie gimnazjum na papierze, mimo to trzeba było wydać 15 zł na książkę/zeszyt ćwiczeń z czarno-białymi rycinami oraz trzy godziny w 1 klasie liceum z nauczycielką biologii, która temat seksu przedstawiała z biologicznego punktu widzenia. W następnym latach przymusowo "dobrowolnie" rodzice musieli się zrzec WDŻR na rzecz matematyki - wiadomo "miłości nie ma, jest matematyka" :D.
Ponadto, w gimnazjum miałam dwa raz warsztaty/prelekcje dla dziewcząt z przedstawicielką Always/O.B. Sponsorowane zajęcia, ale dla mnie przydatne mimo że niezbyt związane z tematami seksu.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 10 cze 2017, 23:01
autor: JacobMcAllen
takasobie pisze:
Ponadto, w gimnazjum miałam dwa raz warsztaty/prelekcje dla dziewcząt z przedstawicielką Always/O.B. Sponsorowane zajęcia, ale dla mnie przydatne mimo że niezbyt związane z tematami seksu.
U mnie w gimnazjum dziewczyny też miały takie zajęcia, muszę przyznać, że strasznie wkurza mnie taki dziki kapitalizm. Z pewnością to są praktyczne zajęcia, ale to rolą szkoły jest tego typu edukacja, a nie firm i korporacji.
Poza tym istnieją też podpaski/tampony innych firm :P

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 11 cze 2017, 10:41
autor: Nightfall
Myślę, że to przedmiot, który jest ważny ze względu na to, że jest "życiowy". Niestety w szkołach jest prowadzony kiepsko, przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń. Najgorzej wspominam panią, która uczyła tego przedmiotu w liceum. Zupełnie nie była obiektywna, forsowała nam swoje poglądy wynikające z głębokiej religijności. Do jej prywatnych poglądów nic nie mam, ale jednak mówienie w szkole, że jedyną najlepszą antykoncepcją są metody naturalne i krytykowanie wszystkich innych było słabe. Zwłaszcza, że mówiła do ludzi z klasy z rozszerzoną biologią.
Mam wrażenie też, że tematy związane z seksem powinny być ogarniane w domu, tłumaczone przez rodziców. Tymczasem jest to często traktowane jako temat wstydliwy.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 11 cze 2017, 18:42
autor: UnicornQueen
Nightfall pisze:Najgorzej wspominam panią, która uczyła tego przedmiotu w liceum. Zupełnie nie była obiektywna, forsowała nam swoje poglądy wynikające z głębokiej religijności. Do jej prywatnych poglądów nic nie mam, ale jednak mówienie w szkole, że jedyną najlepszą antykoncepcją są metody naturalne i krytykowanie wszystkich innych było słabe.
Jakbym czytała o mojej nauczycielce od WDŻ. Na lekcjach nikt właściwie jej nie słuchał, zdarzały się pojedyncze osoby, które próbowały się z nią wykłócać, ale większość wychodziła z założenia, że nie warto.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 14 cze 2017, 12:41
autor: panna_x
Coś tam mieliśmy w liceum, szczerze, to nic specjalnego się nie dowiedziałam, mało co pamiętam, więc chyba żadna lekcja nie zapadła mi w pamięć. na pewno była mowa o chorobach wenerycznych oraz o badaniu piersi u kobiet. nie były jakieś bardzo ideologiczne, ale też nie porywające i w sumie niewiele wiedziałam z tej edukacji. Np miałam bardzo nierealne wyobrażenia na temat seksu, myślałam, że to musi być nie wiadomo jakie cudo, że człowiek w trakcie po prostu zaczyna intuicyjnie działać i samo się dzieje, i już ot tak odpływa z rozkoszy, i zawsze jest przyjemnie. Dopiero przyjaciółka powiedziała mi, że ją pierwszy stosunek bolał bardzo, bo dotąd nie wiedziałam, że to może łączyć się z jakimś bólem. Albo na studiach jeden gość, który zaczął po ślubie, stwierdził, że jest przereklamowany.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 16 cze 2017, 17:57
autor: DZIEWICA8
Ja już dawno chodziłam do szkoły, ale pamiętam ,że były tylko dwie takie lekcje w liceum. Na jednej był jakiś filmik, nie pamiętam o czym, a na drugiej był film na temat profilaktyki raka piersi - o samobadaniu piersi.

Re: Wychowanie do życia w rodzinie (tzw. wdż)

: 20 cze 2017, 11:12
autor: panna_x
Tak więc, niewiele z tej edukacji wiedziałam, wierzyłam np. w mit, że seks jest cudowny i zawsze się podoba. dopiero potem dowiedziałam się, że nie. Zwłaszcza, że wyniki badań pokazują, że seks nie jest taki znów cudowny dla kobiet szczególnie, gdzieś czytałam jakieś opracowanie w necie, niestety źródeł nie pamiętam, gdzie faceci ocenili życie seksualne wysoko a kobiety przeważnie (70% czy coś koło tego) na trzy z plusem, a więc nic nadzwyczajnego. Tak więc nie jest prawdą, że wszyscy seksualni uwielbiają seks. Wg innych badań 30% kobiet w Europie ma obniżony popęd, nie są znów takimi entuzjastkami seksu.

I tak samo powiedziała koleżanka z pracy, która niedawno została mamą, że seks jest dla niej przereklamowany. a ma męża od 6 lat. I przecież go kocha. No więc szczerze to nie chciałabym się przełamywać, żeby odkryć, że jest średniawo. Uważam, ze to tak nie działa- wystarczy miłość i już wszystko pójdzie dobrze, samo się ułoży i bez problemów. Także nie uważam, że bez miłości seks jest wybrakowany ani że miłość sprawi, że jest cudowny. Moim zdaniem miłość nie zaszkodzi, ale nie uczyni z tego jakiegoś kosmicznego przeżycia. Kiedyś wierzyłam, że seks powinien być tylko z miłości, czego też próbowano nas uczyć, z miłości (i najlepiej w małżeństwie), teraz już tak nie uważam.

Inny mit, w który wierzyłam, że seks jest intuicyjny, ludzie po prostu zaczynają działać i już. Dopiero potem poczytałam i dowiedziałam się, że np. u kobiet orgazm nie jest oczywistą sprawą, że wiele go nie ma, że muszą się go dopiero nauczyć, nie dzieje się to samo z siebie. Że kobiety ćwiczą mięśnie Kegla, żeby poprawić doznania w trakcie, że partnerzy muszą się uczyć technik, pozycji, dobrania tempa- metodą prób i błędów. Tak więc nie jest to umiejętność wrodzona, odgórna, z którą ot tak można przystąpić do dzieła. Tzn można, ale zazwyczaj wypada to słabo, bo nikt nic nie umie, nie wie, jak sprawić przyjemność sobie, a co dopiero drugiej osobie.

Jeszcze inny mit, w który wierzyłam, że seks sprowadza się do stosunku waginalnego( ewentualnie od tyłu, ale istotna jest zawsze w seksie penetracja). Dopiero jak byłam na pewnym evencie gdzie wystawiały się różne wydziały z uniwersytetu poszłam na stoisko naukowego koła psychologów-seksuologów, to się dowiedziałam, że wcale nie, dla kobiety z biologicznego punktu widzenia nie ma różnicy, czy jest to stosunek waginalny czy stymulacja łechtaczki, bo mają one wspólne unerwienie i potem impuls i tak biegnie jedną drogą nerwową do mózgu,a to mózg interpretuje bodźce. Tak więc stosunek waginalny jest potrzebny bardziej z powodów prokreacyjnych no i facet też ma wtedy przyjemność a z samej łechtaczki nic by nie miał. no i są kobiety, które preferują taki rodzaj, ale ma to podłoże tylko psychiczne, ich własnych upodobań. Z biologii to nie wynika. To jeszcze bardziej mnie zniechęciło do seksu, bo wiedziałam, że pierwszy stosunek boli, a jeszcze się dowiedziałam, że nie muszę przez to przechodzić, bo można coś poczuć w inny sposób. Wcześniej to szczerze nie wiedziałam tego, bo nie próbowałam ani seksu, ani masturbacji. Jednak nie wierzyłam, że jakiś facet zgodziłby się zrezygnować z normalnego stosunku i zrobić przyjemność tylko mnie, nic z tego nie mając. Uważałam, że będzie chciał klasycznego stosunku albo przynajmniej miłości francuskiej w zamian, a to też mnie bardzo brzydziło. Więc odpuściłam temat.
Tak więc sami widzicie, że nie za dobra była ta edukacja seksualna, nie za wiele wiedziałam.