miałam ostatnio dość nieprzyjemną sytuację. Przywykłam już do tego, że mówiąc komuś o moim aseksualiźmie, muszę od razu szykować cały wykład na ten temat - czym jest aseksualizm, czym aromantyczność i jaka jest różnica pomiędzy seksualnością a romantycznością. Nie spotkałam chyba ani jednej osoby, która wiedziałaby co te terminy oznaczają. I już to samo w sobie jest przykre.
Jednak większość osób, nawet gdy nie rozumiała mnie (jak to? to tak można?), akceptowała moją orientację i nie miała z tym problemu.
Dopiero kilka dni temu spotkałam się z reakcją, która naprawdę mnie uraziła. Nie dość, że musiałam kilka razy powtarzać te same rzeczy, to oczywiście nie obyło się bez komentarzy:
A jakie są objawy aseksualizmu? - jakby to była choroba.
Nie mogę sobie wyobrazić, że dziewczyna taka jak ty, młoda, ładna... - kilkukrotnie podkreślając mój młody wiek i rzekomą urodę.
Gdyby wszedł tu teraz przystojny, umięśniony i nagi mężczyzna, to jesteś pewna że nic byś nie poczuła? - z powątpiewaniem w głosie i sugerując, że jest pewny, że jednak bym coś poczuła.
Jeśli kiedyś się dowiem, że masz chłopaka to przestanę ci wierzyć w cokolwiek. - ...
Doszło nawet do tego, że poczułam się tak, jakbym musiała tłumaczyć się ze swojej aseksualności. Jakbym była czemuś winna!
A najbardziej przykre jest to, że naprawdę lubiłam tego człowieka, uważałam go za inteligentnego, wykształconego i takiego, z którym można „na luzie" pogadać. Teraz już sama nie wiem co myśleć...
Domyślam się, że większość z Was też ma za sobą takie sytuacje. Jakie są Wasze opinie na ten temat? Jak na to reagujecie?
PS. Wciąż nie wiem czy ten temat powinien być tutaj czy w „Smutki Małe i Duże"
