Nie nazwał bym profesora "szowinistą"
To po prostu naukowiec, a masa (większość?) naukowców ma poważne kłopoty z subtelnością i standardowo pojętym kontaktem z rzeczywistością.
Poza tym dla porażającej większości naukowców nie ma "ludzi" są tylko "przypadki"
Dotąd nie czytałem tego wątku i też nie widziałem programu, ale czytając komentarze, sądzę, że przynajmniej w jednym wątku prof. chodziło o coś innego niż odebrane przez wypowiadających się tu forumowiczów.
Otóż presja społeczeństwa na mężczyzn. Nie chodzi o zewnętrzną. Spójrzmy na wnętrze związku AS+S.
- on S, ona AS - gdy on nalega, ona zwyczajnie ma prawo nie chcieć; on się wścieka i odchodzi, ale jeśli nie odejdzie, a wymusi, to jest niemal traktowany jak gwałciciel w społeczeństwie.
A odwrotnie:
- ona S, on AS - gdy ona nalega zaczyna używać zwrotów typu: czuję się jak q, bo to ja chcę seksu, to facet powinien do tego dążyć.
I stawia faceta pod presją - traktujesz mnie jak q, więc nic do mnie nie czujesz. Myślę, że o to chodziło.
Mimo wszystko nie sądzę, by kobietom było prościej. Inaczej nie znaczy lepiej czy łatwiej.
W końcu gdy facet mówi "nie chcę" to dziewczyna odpowiada "to spadaj" i sprawa załatwiona.
A gdy dziewczyna mówi "nie chcę", to facet "dobrze, poczekamy". A po chwili wychodzi, że wcale nie chce czekać i w ogóle nie ma mowy o tym by nie było tej sfery. Problem w tym, że dziewczyna już zdąży się zaangażować.
Jak każde generalizowanie i to jest naciągane. Ale pewnie statystycznie tak właśnie jest.
"Dopóki sen na oślep płynął
nad straconą nadzieją,
Kosmos bólem się sączył
nad straconą miłością.
Ze skrytych ludzi świat twój
został pomału wygnany,
Lecz niebo nie spało."
W końcu gdy facet mówi "nie chcę" to dziewczyna odpowiada "to spadaj" i sprawa załatwiona.
Naprawdę? Musisz mi pokazać taki przypadek. Znam za to takie, gdzie on powiedział "nie chcę", a ona powiedziała "spadaj" i dorabiała mu łatkę impotenta. Facet bowiem powinien móc zawsze i wszędzie, o chceniu nawet nie wspomnę.
Udzielałam długiego wywiadu dla studentów psychologii, nagrywała go moja znajoma i zapewniła mnie, że obejrzy go jedynie jej rok na zajęciach. Dla mnie to nie był żaden problem i żaden wstyd, nie potrzebowałam zasłaniania twarzy itp, a oni posłuchali sobie trochę o zjawisku dotąd zupełnie im nie znanym. Natomiast w życiu nie poszłabym opowiadać o swojej seksualności do jakiegoś programu śniadaniowego, "Rozmów w toku" i tym podobnych. Chyba nie muszę tłumaczyć różnicy.
Ernest pisze:- kojarzenie się w pary osób aseksualnych to żaden problem (czyli zamieszczasz ogłoszenie i w 5 minut masz partnera?).
No ten argument panu profesorowi nie wyszedł, na tej zasadzie osoba seksualna mogłaby wejść na chat i zaręczyć się z pierwszą lepszą znaną tylko z nicka osobą, która zadeklaruje taką samą seksualność.