kibic pisze:Bycie w pojedynkę jest wygodnickie, bo nic nie trzeba. Brakuje tego kogoś dla którego żyjemy. Z roku na rok zauważam u siebie spadek aktywności życiowej. Dlatego umieściłem tam te słowa - staczanie i wynaturzanie. Moja matka powiedzjała by że dziczeję.
Ok, to już drugi post na tym forum dotyczący życia z kimś/dla kogoś czy też akceptacji przez kogoś. Pierwszy post był autorstwa kogoś innego, ale dotyczył m.in. tego, że akceptacja przez drugą osobę sprawi, że zniknie problem niskiej samooceny. Świerzbiło mnie, żeby odpisać, ale się powstrzymałam. Teraz się jednak nie powstrzymam. :p
O co chodzi z tym życiem dla kogoś, akceptacją itp? Jasne, człowiek ma czasami (albo i częściej niż czasami) potrzebę dzielenia swojego życia z drugą osobą - ja też mam i mniej lub bardziej doskwiera mi samotność. Ale do jasnej Anielki, podejście typu "jak nikogo nie ma w moim życiu, to mogę się lenić i nic z życiem nie robić" albo "tylko akceptacja mojej osoby przed drugiego człowieka sprawi, że będę szczęśliwa, a wszystkie problemy znikną jak ręką odjął" to jakaś kosmiczna pomyłka. Ok, nie traktujcie mojej wypowiedzi jako ataku na kogokolwiek, bo nie takie jest zamierzenie - o co innego chodzi. O zrozumienie, że człowiek najpierw musi polubić życie z samym sobą, żeby stać się dla kogokolwiek dobrym partnerem.
Ja też mam niską samoocenę i są dni, kiedy nie znoszę siebie bardziej niż mogłabym nienawidzić najgorszego wroga. Też pewnie zdziczałam (bo jak inaczej nazwać stan, w którym człowiekowi nie chce się wychodzić z domu, bo po co, a każdą wizytę rozpatruje w kategoriach inwazji obcego mocarstwa, bo przecież mój dom, moja twierdza i ja chcę sobie połazić w piżamie i w kapciach, a tu się ktoś pakuje z buciorami niezapowiedziany), ale generalnie jedno wiem - dopóki człowiek nie poradzi sobie sam z sobą, dopóty nie będzie w stanie wchodzić w interakcje z innymi ludźmi.
Poza tym - żyć fajnie i ciekawie należy przede wszystkim dla siebie samego, a nie dla kogoś - bo życie dla kogoś zamienia relację w toksyczną. Potem, w chwilach słabości można wypomnieć komuś - a ja dla Ciebie robię to, tamto i owamto, a Ty taki niewdzięczny, bo ja np. dla Ciebie porzuciłam kapcie i szlafrok i zaczęłam uprawiać sport :p Co gorsza, jak związek się rozpadnie, to człowiek popadnie w jeszcze gorszy dół, bo teraz to już zupełnie nic nie będzie miało sensu. A jeśli robi się coś dla siebie samego, to w razie niepowodzenia w relacjach międzyludzkich, wciąż coś się ma
