Po raz pierwszy stwierdziłam, że nie chcę mieć dzieci, w wieku 5 lat. Przeczytałam (samodzielnie i za radą mamy, wręczenie mi tych książeczek było odpowiedzią na standardowe pytanie "Skąd się biorą dzieci") dwie książeczki uświadamiające dla dzieci. Oczywiście wszystko było tam przedstawione w złagodzonej wersji, kolorowe, nieraz wręcz wesołe rysunki (jedną z tych książeczek ilustrował Lutczyn) - a jednak na mnie zadziałało odstręczająco. Wyobrażenie ciąży, a już zwłaszcza porodu odczułam jako coś tak strasznego, że natychmiast pojawiła się u mnie odruchowa reakcja: "NIE MA MOWY, żebym miała przechodzić coś takiego". NIe kryłam się z tym zdaniem, oczywiście nikt nie brał go na poważnie - minęło 30 lat i nie przypominam sobie, żebym choć przez minutę czuła kiedyś chęć posiadania dzieci.
Przy tym jednocześnie:
1. Nie mam żadnej niechęci do dzieci, choć pewnie absolutnie nie nadawałabym się do ich wychowywania.
Szanuję dzieci i mogę się z nimi bawić, zwłaszcza ze starszymi. Tym bardziej, że po części uważam się za dorosłe dziecko i do dziś naprawdę lubię niektóre książki, gry i filmy dla dzieci.
2. W jaiejś szczątkowej postaci posiadam instynkt macierzyński - realizuje się choćby w mojej tygrysomanii i wobec moich pluszaków (głównie tygryski i lewki, w tym przyczyna mojej tygrysomanii - Pawełek, tygrysek lat 34). (Przy tym szczerze uważam, że tygrysie dzieci są ładniejsze od ludzkich - ludzkie dzieci robią się ładne w wieku jakichś 3-5 lat, tygrysie - w chwili wyschnięcia po urodzeniu.

) Więc mam w sobie jakąś odrobinę opiekuńczości i "rozsładzalności", ale nie przekłada się ona w żadnym stopniu na chęć posiadania dzieci - rzeczowe poczucie, że się do tego nie nadaję i instynktowny wstręt do biologicznego aspektu macierzyństwa są o wiele silniejsze.
Przy tym to jednak duży komfort być kobietą aseksualną, zwłaszcza z tych, które nie mają pociągu do płci odmniennej i zdolności do "kompromisu" seksualnego. Wiele kobiet obawia się ciąży i nie ma co się dziwić ani śmiać - każdej kobiecie nieplanowana ciąża może poważnie popsuć życie (tym niemniej czytanie o co bardziej paranoicznych "schizach ciążowych" bywa śmieszne). A my nie musimy niczego w tej kwestii robić. Nasze życie samo stosuje jedyną metodę zapobiegania ciąży o zerowym wskaźniku zawodności, czyli nieuprawianie seksu - i jeszcze jesteśmy z tego zadowolone. Jednak kobiety heteroseksualne mają w porównaniu z nami naprawdę kiepsko...