Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Forum dla dyskusji o rozmaitych związkach: as + as, as + nie-as...i wszystko pomiędzy.
Blanka
bobASek
Posty: 1
Rejestracja: 4 wrz 2020, 09:30

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Blanka »

Skąd wiadomo, że 90% negatywnych doznań jakie pochodzą z narządów płciowych jest wyhamowanych na poziomie mózgu ? Gdzie można o tym poczytać ?
Libra

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Libra »

Ja znowu w związku.
Mężczyzna poinformowany - dla niego seks jest ważny i chce nad tym ze mną popracować. Jesteśmy razem od lutego i nie było okazji :rozowe: - zawsze usnę w trakcie tańców godowych :lol:
Awatar użytkownika
urtika
sASanka
Posty: 2427
Rejestracja: 27 maja 2008, 21:06

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: urtika »

Libra, Ty to masz nerwy i zdrowie, żeby użerać się z kolejnym nie-aseksualnym chłopem.
Btw, a co tam słychać u Twoich byłych kochasiów? Już żonaci i dzieciaci?
Quirkyalone
barska
gimnASjalista
Posty: 16
Rejestracja: 2 wrz 2020, 17:58

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: barska »

urtika pisze: 25 wrz 2020, 08:49 Libra, Ty to masz nerwy i zdrowie, żeby użerać się z kolejnym nie-aseksualnym chłopem.
Btw, a co tam słychać u Twoich byłych kochasiów? Już żonaci i dzieciaci?
:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
Libra

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Libra »

urtiko, bo mi się inni nie trafiają. :diabel: A ten jest fajny.

U nr 1 nie wiem co słychać i nie chcę - tyle dobrego, że oddał mi pieniądze które mi wisiał. Po 11 latach, ale jednak :D
Nr 2 wyemigrował za granicę, odkąd się rozstaliśmy bardzo się lubimy :lol: Wydaje mi się, że kogoś ma, ale ani ja nie pytam jego, ani on mnie.
Awatar użytkownika
AlterEcho
mASełko
Posty: 139
Rejestracja: 21 paź 2020, 22:05

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: AlterEcho »

Taki związek może mieć sens, jeśli osoba seksualna nie jest nastawiona po prostu na "nawracanie" ASa - a tak jest w większości przypadków. Musi akceptować fakt, że potrzeb seksualnych w tym związku nie zrealizuje, albo że taka realizacja zdarzać się może od jednego unikalnego przypadku do następnego bardzo rzadkiego ;) (bo przecież zdarza się, że ASy czasem jednak uprawiają seks). Jednak znaleźć seksualnego mężczyznę, który pogodzi się z brakiem seksu w związku i jednocześnie nie będzie go szukał na zewnątrz, to jak znaleźć świętego Graala. Szczególnie mężczyznę - bo dla kobiet to też problem, ale nie tak wielki.
Nie wierzę specjalnie w powodzenie takich relacji.
Herbacianka
młodASek
Posty: 21
Rejestracja: 19 gru 2020, 19:53

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Herbacianka »

Dotychczas byłam z seksualnymi chłopakami, zresztą negowałam to, że nie czuję przyjemności z seksu a oni chcieli mnie nawracać...

Myślę, że dla zafiksowanej seksualnie osoby związek z kimś takim jak ja to męka, więc z szacunku warto sobie odpuścić. Z drugiej strony, można się jakoś dogadać - ważne, żeby druga osoba była kumata i nie miała zamiaru "nawracania".
Miszkaaa
gimnASjalista
Posty: 17
Rejestracja: 19 lut 2021, 15:36

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Miszkaaa »

Ja bylem w zwiazku z osoba S 9 lat,no niestety nie dawno powiedziala mi,ze nie daje rady😔rozumiem to,nie mozna przeciez nikogo tym obarczac,ze nie odczuwam potrzeby do zbliżen.Jesteśmy dalej w kontakcie, zostaliśmy przyjaciółmi ,ale chyba takimi prawdziwymi,znamy sie na wylot i możemy o wszystkim Sobie mówić i mam nadzieje,że tak zostanie😉
Oranges
przedszkolASek
Posty: 6
Rejestracja: 6 kwie 2021, 15:50

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Oranges »

Ależ to smutne co piszecie. Ja patrzę na taki związek jako S, ale dla ASa widzę że to też ciężki temat. Brak edukacji niestety powoduje że Sy chcą nawracać, a ASy za późno dowiadują się o swojej aseksualności.
Ja nie widzę możliwości prowadzenia w pełni udanego związku z ASem. Oczywiście to tylko moje zdanie i moje doświadczenie.
Nautilus1992
ciAStoholik
Posty: 319
Rejestracja: 6 wrz 2017, 01:57

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Nautilus1992 »

Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule tematu, chciałbym jednak podzielić się swoimi doświadczeniami.
Nie jestem w 100% aseksualny, ale byłem w krótkim związku z aską. Generalnie to było naprawdę ciężko, bo mój organizm bardzo cierpiał z powodu wzmożonego libido i braku możliwości zaspokojenia go. Pojawiały się ostre bóle brzucha i osłabienie, miałem problemy z koncentracją i obniżony nastrój oraz towarzyszyły mi bezsenność i poczucie bezradności. Czułem się tak, jakbym walczył ze swoją naturą.

Znam dobrze temat aseksualności i nie nawracałem drugiej strony. Określiliśmy swoje potrzeby, które realizowaliśmy z powodzeniem i wyznaczyliśmy własne granice, które szanowaliśmy. Sprawy się nieco skomplikowały przy okazji omawiania sfery seksualnej. Nie chcieliśmy seksu z penetracją i zamiast tego umówiliśmy się na masturbację, która miała regulować moje pożądanie i rozładowywać napięcie, jednak druga strona, mimo obietnicy pomocy mi w tym działaniu, miała poważne problemy z wdrożeniem tego postanowienia w życie. Jednocześnie, pod koniec związku, zaproponowała mi to jako formę nagrody za wykonanie jakiegoś działania, czego zrozumieć nie potrafię. Z ust mojej byłej już połówki padła również propozycja zaspokojenia się u boku innej kobiety, ale nie mogłem na to przystać z powodów moralnych.
Nie dałem rady tak dłużej. Osoba samotna ma wyraźnie mniejsze libido od tej, która trwa w związku z drugim człowiekiem.
Anonimowy

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Anonimowy »

Nautilus1992 pisze: 4 cze 2021, 09:46 Osoba samotna ma wyraźnie mniejsze libido od tej, która trwa w związku z drugim człowiekiem.
Powiedziałbym, że u Asów jest odwrotnie. Czyżby nowa definicja Asa? Nie będąc w związku jakieś tam potrzeby libido są i ich zaspokajanie wydaje się ok. To tylko natura. Sam związek to jest jednak coś tak świętego, że nie chcemy go kalać seksem. Przytulanie, mizianie, całowanie tak, ale seks nie. Wyłącznie moje zdanie. Po ludzku rozumiem jednak inne podejście.
Awatar użytkownika
Dia2305
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 1 lip 2022, 18:45
Lokalizacja: Wrocław

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Dia2305 »

Zdecydowanie nie warto się w to pchać. To za bardzo boli. :<

Ostatnie 2 związki trwały 1 rok każdy. I kończyły się właśnie przez seks... a raczej jego brak. Niby powinnam się tego spodziewać, ale jak ktoś mówi Ci, że Cię kocha, a miesiąc później próbuje tak pokierować rozmową, abyś to Ty zerwała z nim (haha nie udało mu się, wkurzyłam się i kazałam mu powiedzieć wprost o co mu chodzi, zamiast zachowywać się jak dziecko)... to może boleć. Ludziom się wydaje, że jesteśmy wszyscy bez serca, a to nie prawda. Ja mogę kochać i kochałam, ale niestety dla "normalnych" seksualnie ludzi jak nie ma penetracji to nie ma związku i miłości. Nie ważne jak będziesz się starać i zmuszać w innych kwestiach. Czego też nie polecam, przez to, że musiałam się zmuszać do innych aktywności, by uniknąć gderania o penetracji to tylko bardziej i bardziej traciłam uczucia względem tej osoby.
bazia
przedszkolASek
Posty: 6
Rejestracja: 18 mar 2023, 23:16

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: bazia »

Nie ogarniam tego "nawracania" totalnie, to jak namawiac kogos na dzieci, mimo ze ich nie chce- bez sensu i strata czasu.
Sama jestem demi, ale moglabym byc z asem, poped nie jest az taki wazny, wazniejsze jest bycie blisko, porozumienie, intymnosc, przytulanie itp. Nie uprawialam seksu pare lat, bo nie bylam w zwiazku, wiec mysle, ze nie byloby to problemem nie uprawiac go wcale.
Megi_90
bobASek
Posty: 1
Rejestracja: 21 lut 2024, 00:10

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Megi_90 »

Jestem osobą S i dość nową w temacie. Zaczynam zastanawiać się czy mój chłopak nie jest osobą aseksualną, która nie zdaje sobie z tego sprawy. W temacie naszego seksu prawie od początku się nie układało. Mój chłopak początkowo wyrażał spore zainteresowanie seksem. I to wprowadzilo wlasnie zamieszanie w naszej sytuacji. W pierwszych dniach wręcz się do mnie lepił, całował, próbował rozbierać. Ale jednoczenie przy pierwszej spędzonej nocy i pierwszym udanym zbliżeniu seksualnym powiedział, że martwi się jak to będzie w tej kwestii tak, jakby przeczuwał że może być ciężko. Potem mimo tych niepokojących dla mnie słów praktycznie nie wychodzilismy z łóżka i to on inicjował zwykle stosunek. Wszystko skonczylo sie mniej wiecej pół roku później. Nagle moje próby zachęcenia go do zbliżenia stały się dla niego niewygodne. Był niechętny za kazdym prawie razem kiedy o tym wspominałam. Negatywnie reagował na dwuznaczne żarty, albo całkowicie ich nie rozumiał. Ogólnie uznał że stanowczo przesadzam, że mam za duże potrzeby. Że fakt że na początku było inaczej ale życie to nie film romantyczny i że seks nie jest najważniejszy w związku. Czasem, choć dość rzadko udało mi się jakoś go przekonać, jednak z dnia na dzień z seksu praktycznie każdej nocy zmieniło sie to na raz na dwa tygodnie. A potem jeszcze rzadziej. Pomyślałam że pewnie czar prysł, że mu przeszło, że mnie zdradza. Że zauroczenie minęło a on woli kogos innego. Jednak dalej spedzalismy ze sobą kazdą chwilę, we wszystkich innych kwestiach był kochany i czuły. Jeśli tylko nie chodziło o seks, to czułam sie przez niego bardzo kochana. Mial plany na naszą przyszłość i widać ze jest bardzo zaangażowany w nasz związek. Po prostu temat seksu to był dla niego temat tabu. Nawet czasami mialam wrazenie że go to irytuje.
Z czasem mu uwierzyłam. Przez dlugi czas czulam sie gorsza, obleśna, nawet nie tyle nieatrakcyjna co zwyczajnie zboczona (liczylam na seks raz na tydzien, dwa). Próbowałam się ograniczać. Pomyślałam że im mniej bede próbowała go namawiać tym bardziej będzie mnie pragnął. Że faktycznie naciskam za bardzo. Ograniczałam się ile zdołałam. Próbowałam nie pokazywać mu jak bardzo mnie pociąga. Jak bardzo mam ochotę znowu poczuć tą bliskość. Nie zawsze mi sie udawalo. On mógł bez tego żyć tygodniami a kiedy juz sam coś zainicjował to byłam zawsze na każde jego skinienie co tym bardziej sprawialo ze czulam sie bardzo nisko. Ogolnie jestem osobą z dość niską samooceną a to wszystko jeszcze pogłębiło ten stan. Miałam rożne momenty. Czasem zajmowały mnie jakies sprawy i ta kwestia nie przeszkadzala mi tak bardzo. Potem wpadałam na jakis pomysł co mogę zrobić żeby znów mnie pragnął, kiedy to nie działało wpadalam w rozpacz a potem zrezygnowanie i tak w koło. Bywało że nie wytrzymywałam i mowilam mu co czuję. Caly czas uważał ze przesadzam. Kiedy powiedzialam że odejdę mowil ze to jest chore żeby rozwalic tak wspanialy zwiazek z powodu seksu. Że to jest puste i niskie. A ja nie umialam odejsc. Dawałam się przekonac ze nie powinnam po prostu tego chciec. Po jakis trzech latach jednak coś się zmieniło. Udalo mi się go przekonać do jakiejs szczerej rozmowy na ten temat gdzie nie tylko jego podejscie jest brane pod uwagę. Powoli udalo mi się pokazać mu że ja naprawdę się z tym źle czuję. Że to nie może być tak, że tylko jego wygoda się liczy i że jeśli on czegoś nie potrzebuje to ja też powinnam tego nie potrzebować bo miłość jest silniejsza niż seks.
Czy coś się zmieniło? Owszem. Udało mu się troche zdradzic mi tajemnic jak to u niego było zanim mnie poznal. Do 20 roku życia seks go nie interesował wcale. Chociaż zdarzało mu się być zakochanym. Poźniej był w dwoch związkach i tam rowniez praktycznie nie było zbliżeń. W tym drugim jego była dziewczyna rownież tego nie chciała i on nie czuł się w żaden sposób niezaspokojony. Mimo to teraz uznał że jego mała ochota na seks to problem medyczny. Minęło kilka kolejnych lat a mimo jego upierania się że to nie jest sprawa orientacji jedyne co poprawił to kilka kwestii zdrowotnych. Do tego czuję, że tak chcialby czuć ochotę na seks że się próbuje do tego zmuszac. Chce byc ze mną i mnie zaspokajac. Ilosc naszych zblizen zwiększyła się do mniej wiecej 2-3 w miesiącu. Ale ja czuje ze kiedy on to inicjuje, to tak jakby go w tym wszystkim nie było (ja już nie potrafię bo w tym momencie brzydze się swojego ciała i ogólnie zaczynam czuć coraz większy wstret i strach przed seksem). Jakby chciał żeby jak najszybciej było po sprawie. Praktycznie nie ma orgazmow. Mowi że nie ma potrzeby ich przeżywania bo on i tak jest zaspokojony. Z osoby desperacko godzącej się na jakieś zbliżenia robię się osobą ktora raczej tego unika. Marzę o tym przed snem. Potem chce mi się ryczeć. Nie chce tego z nim robic bo on to robi tylko z miłości do mnie ale sam dla siebie tego nie chce. To trochę tak jakbym go wykorzystywała. Jesten pewna że dla niego wspaniałą wiadomością by było gdybym powiedziala że nasza milosc mi wystarcza. Że jestem szczesliwa bez seksu. Ale to byloby klamstwo i oszukiwanie samej siebie.
Dużo osob pisało tutaj o "naprostowywaniu". Mowicie tylko że to Was chcą "naprostowywac" i jakie to jest niesprawiedliwe. Że seksu na tym świecie jest za dużo. Że wystarczy. Dla osob ktore go nie potrzebują pewnie moglby nie istnieć. I w zwiazkach gdzie jest osoba S z Asem najlepiej jakby wygrała miłość ponad niepotrzebny seks. A co z nami? My powinniśmy się dostosować prawda? My chcemy zbyt wiele. Czujemy za dużo. Za duzo wymagamy. Mamy za duże potrzeby W moim życiu poznalam trzy koleżanki i jednego kolegę aseksualnego. Teraz myślę że mój chlopak rownież jest aseksualny. Powoli zaczelam sie czuć z moją potrzebą seksu jak kosmitka. Jak zboczeniec. Bo seks jest brudny. Miłość jest piekna a seks ją psuje. Mam wrażenie że w takim świecie żyję. W świecie gdzie ja jako osoba heteroseksualna z potrzebą przeżywania takiej formy bliskości z chłopakiem jestem po prostu zboczoną egoistką. Ale moje pytanie brzmi czy to nie działa w dwie strony? Czy właśnie nie jestem siłą naprostowywana na aseksualizm? Gdzie moja seksualnosc, bycie heteroseksualistką zostało zepchnięte do czegos chorego? Niezdrowego? Wywołującego same przykrosci? Gdzie powinnan się zmienic? Przestac wreszcie tego potrzebowac. Byc jak reszta. I tego nie czuć? Związek tego typu naprawdę potrafi boleć. Nie wiem jak wyglądają inne. Jak inni sobie z tym radzą. Ale to jest jednak nie tylko trudna sprawa dla osob aseksualnych. Dla tej drugiej stronie ktora zawsze, juz do konca życia będzie musiala udawać że czegos nie potrzebuje to zwyczajnie moze byc koszmar. Dlatego ja sama nie wierzę że cos takiego moze sie udać. Seks powinien cieszyc obie strony. Zadna nie powinna robic tego wbrew sobie. Seks to przezycie dwoch osob a nie tylko zaspokajanie potrzeb jednej. Takie cos jest jak prostytucja. Chce czuc ze kiedy dotykam mojego chlopak to sprawiam mu przyjemnosc. Ze to jest cudowne przezycie i dla mnie i dla niego. A nie ze on chce zebym miala orgazm i na trzy tygodnie z glowy. Takie cos jest zle. To nie zadna milosc tylko nieoficjalny układ cos za cos. "Ja ci dam orgazm a ty mi dasz spokoj z tematem seksu i bedziesz szanowala ze ja tego nie potrzebuję". Nawet jak nikt niczego takiego nie powiedział to takie związki tak wygladają. Te bez kompromisow gdzie jest tylko miłość to tak naprawdę zarąbiscie wygodna sytuacja dla osoby aseksualnej ktora ma wszystko czego potrzebuje i wielkie poświęcenie tej ktora musi udawać ze nie chce zblizenia w formie seksu.
Awatar użytkownika
Lejea
gimnASjalista
Posty: 15
Rejestracja: 28 sty 2024, 17:33

Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??

Post autor: Lejea »

Megi_90 pisze: 21 lut 2024, 02:31 Jestem osobą S i dość nową w temacie. Zaczynam zastanawiać się czy mój chłopak nie jest osobą aseksualną, która nie zdaje sobie z tego sprawy. W temacie naszego seksu prawie od początku się nie układało. Mój chłopak początkowo wyrażał spore zainteresowanie seksem. I to wprowadzilo wlasnie zamieszanie w naszej sytuacji. W pierwszych dniach wręcz się do mnie lepił, całował, próbował rozbierać. Ale jednoczenie przy pierwszej spędzonej nocy i pierwszym udanym zbliżeniu seksualnym powiedział, że martwi się jak to będzie w tej kwestii tak, jakby przeczuwał że może być ciężko. Potem mimo tych niepokojących dla mnie słów praktycznie nie wychodzilismy z łóżka i to on inicjował zwykle stosunek. Wszystko skonczylo sie mniej wiecej pół roku później. Nagle moje próby zachęcenia go do zbliżenia stały się dla niego niewygodne. Był niechętny za kazdym prawie razem kiedy o tym wspominałam. Negatywnie reagował na dwuznaczne żarty, albo całkowicie ich nie rozumiał. Ogólnie uznał że stanowczo przesadzam, że mam za duże potrzeby. Że fakt że na początku było inaczej ale życie to nie film romantyczny i że seks nie jest najważniejszy w związku. Czasem, choć dość rzadko udało mi się jakoś go przekonać, jednak z dnia na dzień z seksu praktycznie każdej nocy zmieniło sie to na raz na dwa tygodnie. A potem jeszcze rzadziej. Pomyślałam że pewnie czar prysł, że mu przeszło, że mnie zdradza. Że zauroczenie minęło a on woli kogos innego. Jednak dalej spedzalismy ze sobą kazdą chwilę, we wszystkich innych kwestiach był kochany i czuły. Jeśli tylko nie chodziło o seks, to czułam sie przez niego bardzo kochana. Mial plany na naszą przyszłość i widać ze jest bardzo zaangażowany w nasz związek. Po prostu temat seksu to był dla niego temat tabu. Nawet czasami mialam wrazenie że go to irytuje.
Z czasem mu uwierzyłam. Przez dlugi czas czulam sie gorsza, obleśna, nawet nie tyle nieatrakcyjna co zwyczajnie zboczona (liczylam na seks raz na tydzien, dwa). Próbowałam się ograniczać. Pomyślałam że im mniej bede próbowała go namawiać tym bardziej będzie mnie pragnął. Że faktycznie naciskam za bardzo. Ograniczałam się ile zdołałam. Próbowałam nie pokazywać mu jak bardzo mnie pociąga. Jak bardzo mam ochotę znowu poczuć tą bliskość. Nie zawsze mi sie udawalo. On mógł bez tego żyć tygodniami a kiedy juz sam coś zainicjował to byłam zawsze na każde jego skinienie co tym bardziej sprawialo ze czulam sie bardzo nisko. Ogolnie jestem osobą z dość niską samooceną a to wszystko jeszcze pogłębiło ten stan. Miałam rożne momenty. Czasem zajmowały mnie jakies sprawy i ta kwestia nie przeszkadzala mi tak bardzo. Potem wpadałam na jakis pomysł co mogę zrobić żeby znów mnie pragnął, kiedy to nie działało wpadalam w rozpacz a potem zrezygnowanie i tak w koło. Bywało że nie wytrzymywałam i mowilam mu co czuję. Caly czas uważał ze przesadzam. Kiedy powiedzialam że odejdę mowil ze to jest chore żeby rozwalic tak wspanialy zwiazek z powodu seksu. Że to jest puste i niskie. A ja nie umialam odejsc. Dawałam się przekonac ze nie powinnam po prostu tego chciec. Po jakis trzech latach jednak coś się zmieniło. Udalo mi się go przekonać do jakiejs szczerej rozmowy na ten temat gdzie nie tylko jego podejscie jest brane pod uwagę. Powoli udalo mi się pokazać mu że ja naprawdę się z tym źle czuję. Że to nie może być tak, że tylko jego wygoda się liczy i że jeśli on czegoś nie potrzebuje to ja też powinnam tego nie potrzebować bo miłość jest silniejsza niż seks.
Czy coś się zmieniło? Owszem. Udało mu się troche zdradzic mi tajemnic jak to u niego było zanim mnie poznal. Do 20 roku życia seks go nie interesował wcale. Chociaż zdarzało mu się być zakochanym. Poźniej był w dwoch związkach i tam rowniez praktycznie nie było zbliżeń. W tym drugim jego była dziewczyna rownież tego nie chciała i on nie czuł się w żaden sposób niezaspokojony. Mimo to teraz uznał że jego mała ochota na seks to problem medyczny. Minęło kilka kolejnych lat a mimo jego upierania się że to nie jest sprawa orientacji jedyne co poprawił to kilka kwestii zdrowotnych. Do tego czuję, że tak chcialby czuć ochotę na seks że się próbuje do tego zmuszac. Chce byc ze mną i mnie zaspokajac. Ilosc naszych zblizen zwiększyła się do mniej wiecej 2-3 w miesiącu. Ale ja czuje ze kiedy on to inicjuje, to tak jakby go w tym wszystkim nie było (ja już nie potrafię bo w tym momencie brzydze się swojego ciała i ogólnie zaczynam czuć coraz większy wstret i strach przed seksem). Jakby chciał żeby jak najszybciej było po sprawie. Praktycznie nie ma orgazmow. Mowi że nie ma potrzeby ich przeżywania bo on i tak jest zaspokojony. Z osoby desperacko godzącej się na jakieś zbliżenia robię się osobą ktora raczej tego unika. Marzę o tym przed snem. Potem chce mi się ryczeć. Nie chce tego z nim robic bo on to robi tylko z miłości do mnie ale sam dla siebie tego nie chce. To trochę tak jakbym go wykorzystywała. Jesten pewna że dla niego wspaniałą wiadomością by było gdybym powiedziala że nasza milosc mi wystarcza. Że jestem szczesliwa bez seksu. Ale to byloby klamstwo i oszukiwanie samej siebie.
Dużo osob pisało tutaj o "naprostowywaniu". Mowicie tylko że to Was chcą "naprostowywac" i jakie to jest niesprawiedliwe. Że seksu na tym świecie jest za dużo. Że wystarczy. Dla osob ktore go nie potrzebują pewnie moglby nie istnieć. I w zwiazkach gdzie jest osoba S z Asem najlepiej jakby wygrała miłość ponad niepotrzebny seks. A co z nami? My powinniśmy się dostosować prawda? My chcemy zbyt wiele. Czujemy za dużo. Za duzo wymagamy. Mamy za duże potrzeby W moim życiu poznalam trzy koleżanki i jednego kolegę aseksualnego. Teraz myślę że mój chlopak rownież jest aseksualny. Powoli zaczelam sie czuć z moją potrzebą seksu jak kosmitka. Jak zboczeniec. Bo seks jest brudny. Miłość jest piekna a seks ją psuje. Mam wrażenie że w takim świecie żyję. W świecie gdzie ja jako osoba heteroseksualna z potrzebą przeżywania takiej formy bliskości z chłopakiem jestem po prostu zboczoną egoistką. Ale moje pytanie brzmi czy to nie działa w dwie strony? Czy właśnie nie jestem siłą naprostowywana na aseksualizm? Gdzie moja seksualnosc, bycie heteroseksualistką zostało zepchnięte do czegos chorego? Niezdrowego? Wywołującego same przykrosci? Gdzie powinnan się zmienic? Przestac wreszcie tego potrzebowac. Byc jak reszta. I tego nie czuć? Związek tego typu naprawdę potrafi boleć. Nie wiem jak wyglądają inne. Jak inni sobie z tym radzą. Ale to jest jednak nie tylko trudna sprawa dla osob aseksualnych. Dla tej drugiej stronie ktora zawsze, juz do konca życia będzie musiala udawać że czegos nie potrzebuje to zwyczajnie moze byc koszmar. Dlatego ja sama nie wierzę że cos takiego moze sie udać. Seks powinien cieszyc obie strony. Zadna nie powinna robic tego wbrew sobie. Seks to przezycie dwoch osob a nie tylko zaspokajanie potrzeb jednej. Takie cos jest jak prostytucja. Chce czuc ze kiedy dotykam mojego chlopak to sprawiam mu przyjemnosc. Ze to jest cudowne przezycie i dla mnie i dla niego. A nie ze on chce zebym miala orgazm i na trzy tygodnie z glowy. Takie cos jest zle. To nie zadna milosc tylko nieoficjalny układ cos za cos. "Ja ci dam orgazm a ty mi dasz spokoj z tematem seksu i bedziesz szanowala ze ja tego nie potrzebuję". Nawet jak nikt niczego takiego nie powiedział to takie związki tak wygladają. Te bez kompromisow gdzie jest tylko miłość to tak naprawdę zarąbiscie wygodna sytuacja dla osoby aseksualnej ktora ma wszystko czego potrzebuje i wielkie poświęcenie tej ktora musi udawać ze nie chce zblizenia w formie seksu.
Długi post, w którym później zaczyna się frustracja. Prawdopodobny jest aseksualizm jak i niskie libido. Gdzie rzeczą naturalną jest to, że te potrafi opaść z czasem.
Najbardziej idzie odnieść wrażenie , że obydwoje macie nierozwiązane problemy. Nie potraficie że Sobą rozmawiać. Możliwe, że po prostu do Siebie nie pasujecie. Jednak jeśli chcesz ratować związek. To powinnaś udać się z chłopakiem na terapię.

Co do samej Ciebie, to uważam że powinnaś wpierw popracować nad Sobą. Też powinnaś zrozumieć, osoba z którą jesteś nie ma obowiązku bycia Twoim terapeutą. Również to, że poniżanie czy obwinianie innych, nie da Ci niczego, poza chwilowym ukojeniem. Uważam, że robisz Sobie tym jedynie krzywdę.
I mała uwaga, aseksualnych ludzi jest zaledwie 1% na świecie :)
ODPOWIEDZ