Filmy z gornej i dolnej polki
-
- As Trefl
- Posty: 151
- Rejestracja: 1 maja 2008, 16:34
Dlaczego? Filmy jak każde inne i do tego całkiem dobre - też podziwiam charakterystyczną manierę Burtona. Edward to chyba jego najlepsze osiągnięcie... oczywiście, moim zdaniem.punkadiddle pisze:ale ja bym tego nie nazwała półką, bo to "z innej półki"
Tymczasem Stalker A. Tarkowskiego - Przepiękne zdjęcia, Świetna gra aktorska, dialogi, które pozostają w sercu na długo po obejrzeniu filmu, może na zawsze. Film o poszukiwaniu wiary, realizowaniu poczucia ważnej misji, samotności.
Jestem zakochana.
Życie stoi przede mną otworem.
I nawet wiem co to za otwór.
I nawet wiem co to za otwór.
Górna półka:
- "Jesienny księżyc" Clary Law (Hongkong/Japonia) - ciekawy plastycznie, z interesującymi ujęciami, niezłą kolorystyką i mimo że poruszający dość wytarte już tematy (samotność, wyobcowanie, emigracja, poszukiwanie swego miejsca w życiu, śmierć, starość itp.), to jednak niebanalny (fantastyczne dialogi między Chinką i Japończykiem prowadzone łamanym angielskim; świetny monolog chińskiej staruszki o śmierci i marzeniach).
- "Małżeństwo Tui" Quanan Wanga (Chiny) - po obejrzeniu dowiedziałam się, że film zdobył Złotego Niedźwiedzia Berlinale (zasłużenie moim zdaniem) - historia kobiety mieszkającej na mongolskim stepie z kalekim mężem i dwójką dzieci - obraz przede wszystkim o trudnych życiowych decyzjach, ale też i o sile kobiety, więc jak na mój gust w pewnym sensie wpasowuje się w nurt feministyczny, chociaż na pierwszy rzut oka może i tego nie widać.
Dolna półka... Czy ja coś ostatnio widziałam z dolnej półki... A! Widziałam, masakra - koszmarek o jeszcze koszmarniejszym tytule "Miłosna samba". Po pierwsze nie rozumiem, jak można przetłumaczyć "Dance with me" jako "Miłosną sambę". Po drugie nie rozumiem, jak można w ogóle łączyć sambę z Kubańczykami. Po trzecie nie rozumiem, jak w filmie muzyczno-tanecznym można zamiast tańców bohaterów przez większość czasu pokazywać twarze publiczności (czy ja miałam szukać odbić sylwetek tancerzy w oczach widzów?). Po czwarte - banał banał banałem pogania, sztampa do kwadratu, strata czasu. Po piąte - tytułem wyjaśnienia, dlaczego w ogóle zaczęłam oglądać film, który samym tytułem zapowiadał tandentne romansidło - mama mnie namówiła
- "Jesienny księżyc" Clary Law (Hongkong/Japonia) - ciekawy plastycznie, z interesującymi ujęciami, niezłą kolorystyką i mimo że poruszający dość wytarte już tematy (samotność, wyobcowanie, emigracja, poszukiwanie swego miejsca w życiu, śmierć, starość itp.), to jednak niebanalny (fantastyczne dialogi między Chinką i Japończykiem prowadzone łamanym angielskim; świetny monolog chińskiej staruszki o śmierci i marzeniach).
- "Małżeństwo Tui" Quanan Wanga (Chiny) - po obejrzeniu dowiedziałam się, że film zdobył Złotego Niedźwiedzia Berlinale (zasłużenie moim zdaniem) - historia kobiety mieszkającej na mongolskim stepie z kalekim mężem i dwójką dzieci - obraz przede wszystkim o trudnych życiowych decyzjach, ale też i o sile kobiety, więc jak na mój gust w pewnym sensie wpasowuje się w nurt feministyczny, chociaż na pierwszy rzut oka może i tego nie widać.
Dolna półka... Czy ja coś ostatnio widziałam z dolnej półki... A! Widziałam, masakra - koszmarek o jeszcze koszmarniejszym tytule "Miłosna samba". Po pierwsze nie rozumiem, jak można przetłumaczyć "Dance with me" jako "Miłosną sambę". Po drugie nie rozumiem, jak można w ogóle łączyć sambę z Kubańczykami. Po trzecie nie rozumiem, jak w filmie muzyczno-tanecznym można zamiast tańców bohaterów przez większość czasu pokazywać twarze publiczności (czy ja miałam szukać odbić sylwetek tancerzy w oczach widzów?). Po czwarte - banał banał banałem pogania, sztampa do kwadratu, strata czasu. Po piąte - tytułem wyjaśnienia, dlaczego w ogóle zaczęłam oglądać film, który samym tytułem zapowiadał tandentne romansidło - mama mnie namówiła
-
- As Trefl
- Posty: 151
- Rejestracja: 1 maja 2008, 16:34
No nie wiem, czy jak każde inne. Ogólnie to Burton robi filmy po swojemu. "Edward" po prostu jest inny, ani z górnej, ani z dolnej półki Tak mi się wydaje...Weep pisze:Dlaczego? Filmy jak każde inne i do tego całkiem dobre - też podziwiam charakterystyczną manierę Burtona. Edward to chyba jego najlepsze osiągnięcie... oczywiście, moim zdaniem.punkadiddle pisze:ale ja bym tego nie nazwała półką, bo to "z innej półki"
Jasna sprawa, nie chciałam negować Twojego zdania, tak jakoś wyszło - nie zawsze udaje mi się słowami wyrazić dokładnie o co chodzi, albo do końca zrozumieć czyjejś myśli - Film z innej półki, ale też wisi wysoko, choćby za same wartości o jakich opowiada.
Życie stoi przede mną otworem.
I nawet wiem co to za otwór.
I nawet wiem co to za otwór.
-
- As Trefl
- Posty: 151
- Rejestracja: 1 maja 2008, 16:34
Racja. Jakoś nie zauważyłam, że z wyższej, dla mnie po prostu z innej... A więc ja polecam "Edwarda..." i inne filmy Burton'a, które zaliczyć może do górnej półki Niższych nie polecam, ale najniższą jaką znam reprezentują m.in. Sz.P. Norris, (już nie Sz.P. ) Schwarzenneger i Seagal.Weep pisze:Film z innej półki, ale też wisi wysoko, choćby za same wartości o jakich opowiada.
-
- As Trefl
- Posty: 151
- Rejestracja: 1 maja 2008, 16:34
Nikt nie da takiej życiowej porady, jaką usłyszysz od Wujka Seagal'a. W co drugim jego zdaniu.
Ostatnio zmieniony 18 maja 2008, 16:17 przez punkadiddle, łącznie zmieniany 1 raz.
Dla mnie półka dolna, a jednocześnie górna, to amerykańskie filmy SF z lat 50-tych. Dlaczego dolna? Bo fabuła kulała, gra aktorów jeszcze bardziej, efekty specjalne były takie, ze każdy mógł zobaczyć sznureczki, na których latały statki kosmiczne i suwaki na kostiumach aktorów.
Dlaczego górna? Bo u twórców tych filmów uczyli się np. Scorsese, Coppola i Cameron. Stamtąd nauczyli się, jak zrobić dobrą scenę tanim kosztem. Poza tym były tworzone nie dla pieniędzy, ale dla czystej radości tworzenia.
Chociaż z tą kasą, to różnie bywa... mało kto wie, że każdy z pół tysiąca (!) filmów SF, jakie powstały w USA w latach 1950-1959 przyciągał statystycznie co czwartego Amerykanina. Innymi słowy - każdy z nich zbierał kilkadziesiąt milionów widzów w ciągu weekendu otwarcia, a na jednego wydanego na produkcję i promocję dolara zarabiano nawet 200 $.
To były złote lata kina, które nigdy nie wrócą. A szkoda...
Dlaczego górna? Bo u twórców tych filmów uczyli się np. Scorsese, Coppola i Cameron. Stamtąd nauczyli się, jak zrobić dobrą scenę tanim kosztem. Poza tym były tworzone nie dla pieniędzy, ale dla czystej radości tworzenia.
Chociaż z tą kasą, to różnie bywa... mało kto wie, że każdy z pół tysiąca (!) filmów SF, jakie powstały w USA w latach 1950-1959 przyciągał statystycznie co czwartego Amerykanina. Innymi słowy - każdy z nich zbierał kilkadziesiąt milionów widzów w ciągu weekendu otwarcia, a na jednego wydanego na produkcję i promocję dolara zarabiano nawet 200 $.
To były złote lata kina, które nigdy nie wrócą. A szkoda...
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Raczkująca jeszcze dyskusja o Almodovarze w innym wątku uświadomiła mi, jak to człowiek ma różne etapy filmowe w swoim życiu.
Nigdy bym nie pomyślała, że ja - wychowana na Rambo, Rockym i Terminatorze, z plakatem Schwarzeneggera (z "Predatora") na ścianie (już go nie mam) będę kiedyś oglądała kino europejskie czy filmy w stylu "Upadłych aniołów" Wong Kar Waia...
W zasadzie wciąż lubię od czasu do czasu włączyć sobie Stallone'a jako Mariona Cobrettiego czy podnieść sobie poziom adrenaliny, oglądając Rutgera Hauera w "Autostopowiczu", ale coraz bardziej ciągnie mnie do innej estetyki.
Już nawet Japonia mi nie wystarcza... Coraz większą ochotę mam na kino rosyjskie - po całkiem niezłym filmie "Oligarcha" z Władimirem Maszkowem (chociaż w sumie "Oligarcha" był koprodukcją niemiecko-francusko-rosyjską), zabawnej "Kukułce" czy zaskakująco dobrym "Jeźdźcu imieniem śmierć" ze świetną rolą Andrieja Panina mam ciśnienie na więcej Rosji...
To tak tytułem górnej półki ;P
Nigdy bym nie pomyślała, że ja - wychowana na Rambo, Rockym i Terminatorze, z plakatem Schwarzeneggera (z "Predatora") na ścianie (już go nie mam) będę kiedyś oglądała kino europejskie czy filmy w stylu "Upadłych aniołów" Wong Kar Waia...
W zasadzie wciąż lubię od czasu do czasu włączyć sobie Stallone'a jako Mariona Cobrettiego czy podnieść sobie poziom adrenaliny, oglądając Rutgera Hauera w "Autostopowiczu", ale coraz bardziej ciągnie mnie do innej estetyki.
Już nawet Japonia mi nie wystarcza... Coraz większą ochotę mam na kino rosyjskie - po całkiem niezłym filmie "Oligarcha" z Władimirem Maszkowem (chociaż w sumie "Oligarcha" był koprodukcją niemiecko-francusko-rosyjską), zabawnej "Kukułce" czy zaskakująco dobrym "Jeźdźcu imieniem śmierć" ze świetną rolą Andrieja Panina mam ciśnienie na więcej Rosji...
To tak tytułem górnej półki ;P
Agnieszko, nie przeczytałem jeszcze całego tematu, ale które filmy japońskie SZCZEGÓLNIE byś polecała?
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri