Hikikomori
Jakiś czas temu (w sumie już ze trzy albo cztery lata temu) oglądałam film dokumentalny o hikikomori. Często spotykam się z opinią, że to zjawisko typowe dla Japonii, chociaż osobiście wydaje mi się, że to właściwie jeden z przejawów/skutków depresji niezależnie od szerokości geograficznej. To że hikikomori akurat przybiera formę izolacji połączonej z uzależnieniem od komputera/internetu to tylko wynik tego, że mamy postęp technologiczny i komputery są codziennością. Sądzę, że lata temu ludzie też często się izolowali, ale z braku komputerów po prostu spali albo patrzyli się w sufit
Zgadzam się z Tobą Agnieszko. Zjawisko to występuje bez względu na szerokość geograficzną.Osobiście znam kilka podobnych przypadków...Agnieszka pisze:Jakiś czas temu (w sumie już ze trzy albo cztery lata temu) oglądałam film dokumentalny o hikikomori. Często spotykam się z opinią, że to zjawisko typowe dla Japonii, chociaż osobiście wydaje mi się, że to właściwie jeden z przejawów/skutków depresji niezależnie od szerokości geograficznej. To że hikikomori akurat przybiera formę izolacji połączonej z uzależnieniem od komputera/internetu to tylko wynik tego, że mamy postęp technologiczny i komputery są codziennością. Sądzę, że lata temu ludzie też często się izolowali, ale z braku komputerów po prostu spali albo patrzyli się w sufit
Często problem ten jest owocem tzw " wypalenia zawodowego"albo poniesioną porażką w związku z zetknięciem z rzeczywistością,która okazuje się brutalna.
Jednak obok całego szeregu dylematów o podłożu emocjonalno-psychologiczno-psychicznym bohatera tego artykułu ( i jemu podobnych) zdecydowanym dylematem jest sam aspekt tak zwanego internetoholizmu.
W tej chwili w Polsce obowiązują kryteria diagnostyczne uzależnień opracowane przez Swiatową Organizację Zdrowia,zawarte w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób,Urazów i Przyczyn Zgonów ( ICD).Wprawdzie internetoholizm nie doczekał się tam jeszcze swojej definicji, ale wielu psychologów uważa,że uzależnienie od korzystania z sieci jest porównywalne z alkoholizmem,narkomanią,czy hazardem.Inni natomiast negują taką klasyfikację gdyż nie występuje w internetoholizmie czynnik fizyczny uzależnienia ani zatrucia ( substancje psychoaktywne-w przypadku narkotyków).Osobiście zgadzam się z tym drugim stanowiskiem.
Swiat cyberprzestrzeni wielu osobom zastąpił całe realne życie i kompletnie wyalienował ich z rzeczywistości. W końcu przez internet można robić wiele....nawiązywać znajomości,wymieniać poglądy, uprawiać cyberseks .....a nawet można się zakochać...
To jednak pułapka..... I okazuje się ostatecznie,że świat cyberprzestrzeni wcale nie jest taki fascynujący jak się mogło wydawać na początku . A negatywne skutki internetoholizmu mogą mieć charakter zarówno psychologiczny,społeczny jak i fizjologiczny.Pzdr
- Ogrzyczka (nie-as)
- pASibrzuch
- Posty: 214
- Rejestracja: 18 maja 2007, 20:15
- Lokalizacja: Warszawa, fabryka czekolady :)
Nowe spojrzenie na uzależnienie od wirtualnego świata.
Keith Bakker - założyciel pierwszej na świecie kliniki dla nałogowych graczy komputerowych opracował w ostatnim czasie raport, w którym pokazuje nowe spojrzenie na uzależnienie od cyberprzestrzeni.
Według niego na ten rodzaj uzależnienia należy spojrzeć nie jak na indywidualny problem każdego uzależnionego,ale jak na problem o charakterze raczej społecznym.
Po dwóch latach pracy z pacjentami Bakker uznał,że żródłem uzależnienia od cyberświata są zakłócenia w komunikacji społecznej,które wywołują u pacjentów poczucie izolacji,osamotnienia
i skłaniają do ucieczki do wirtualnego świata, gdzie czują się akceptowani.
W związku z powyższym Bakker uważa,że problem uzależnienia od komputerów można rozwiązać poprzez zwykłą komunikację i naprawę więzi społecznych w wyniku czego uzależnieni mogliby uwolnić się od obsesji cyberświata i zająć się zwykłym życiem.
Bakker zamierza opracować specjalny program terapeutyczny opierający się na odbudowaniu więzi społecznych i nauce komunikacji z innymi.
Ponadto Bakker twierdzi,że uzależnieni bardzo dobrze wiedzą
co robią,mają tego świadomość,ale po prostu nie mają ochoty tego zmieniać dopóki ktoś nie pomoże im w odkryciu nowej drogi.
Osobiście uważam,że uzależnienie od cyberprzestrzeni ( oraz cały problem Hkkimori ) to zarówno problem indywidualno-psychologiczny jak i społeczny.
Według niego na ten rodzaj uzależnienia należy spojrzeć nie jak na indywidualny problem każdego uzależnionego,ale jak na problem o charakterze raczej społecznym.
Po dwóch latach pracy z pacjentami Bakker uznał,że żródłem uzależnienia od cyberświata są zakłócenia w komunikacji społecznej,które wywołują u pacjentów poczucie izolacji,osamotnienia
i skłaniają do ucieczki do wirtualnego świata, gdzie czują się akceptowani.
W związku z powyższym Bakker uważa,że problem uzależnienia od komputerów można rozwiązać poprzez zwykłą komunikację i naprawę więzi społecznych w wyniku czego uzależnieni mogliby uwolnić się od obsesji cyberświata i zająć się zwykłym życiem.
Bakker zamierza opracować specjalny program terapeutyczny opierający się na odbudowaniu więzi społecznych i nauce komunikacji z innymi.
Ponadto Bakker twierdzi,że uzależnieni bardzo dobrze wiedzą
co robią,mają tego świadomość,ale po prostu nie mają ochoty tego zmieniać dopóki ktoś nie pomoże im w odkryciu nowej drogi.
Osobiście uważam,że uzależnienie od cyberprzestrzeni ( oraz cały problem Hkkimori ) to zarówno problem indywidualno-psychologiczny jak i społeczny.
- Ogrzyczka (nie-as)
- pASibrzuch
- Posty: 214
- Rejestracja: 18 maja 2007, 20:15
- Lokalizacja: Warszawa, fabryka czekolady :)
Heh, Amerykę odkrył...
Przecież to forum to najlepszy przykład Gdyby asów było od pioruna na tym świecie, to tworzyliby gęstą sieć społeczną, a forum założyli co najwyżej od niechcenia, a nie z potrzeby spotykania się... A jak ktoś ma więcej "nierozumianych" cech niż aseksualizm, to i siedzi na necie całe życie...
Przecież to forum to najlepszy przykład Gdyby asów było od pioruna na tym świecie, to tworzyliby gęstą sieć społeczną, a forum założyli co najwyżej od niechcenia, a nie z potrzeby spotykania się... A jak ktoś ma więcej "nierozumianych" cech niż aseksualizm, to i siedzi na necie całe życie...
Hikikomori. Przygotowywałem prezentację związaną po części z tym tematem. Co ciekawe, podobno w Japonii bycie hikikomori spotyka się zwykle z akceptacją ze strony najbliższych. Odniosłem wrażenie, że nie ma takiego typowego dla Europejczyków wprowadzania paniki i uznawania hikikomori za przypadek, który od razu trzeba leczyć i poddać resocjalizacji (a już na pewno oddać w ręce specjalistów.) Jeśli wierzyć statystykom problem dotyczy głównie mężczyzn. W końcu społeczeństwo w dalszym ciągu stawia wobec nich bardzo wysokie wymagania i boroki nie wytrzymują Stąd też pewnie taka forma eskapizmu. Bywają różne przypadki hikikomori; skrajne mogą się ciągnąć nawet przez kilka lat. Może dojść nawet do takiej sytuacji, w której hikikomori zamyka się w pokoju i nawet jedzenie dostaje pod drzwi. Ciekawe rozwiązanie
Niniejszym ożywiam temat. Dyskutujmy!
Jak myślicie, co by spotkało hiki w typowej polskiej rodzinie?
Niniejszym ożywiam temat. Dyskutujmy!
Jak myślicie, co by spotkało hiki w typowej polskiej rodzinie?
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
W Japonii ludzie faktycznie często to akceptują, nie próbują rozwiązać problemu, zdarza się, że rodzina utrzymuje takiego osobnika, jeszcze bardziej pogrążając go. Naprawdę tutaj potrzebna jest terapia, należy zmusić taką osobę do wyjścia, do pracy, jeżeli liczy ona tylko na pomoc ze strony innych prawdopodobnie nigdy nie poradzi sobie ze swoją sytuacją.Ernest pisze:Hikikomori. Przygotowywałem prezentację związaną po części z tym tematem. Co ciekawe, podobno w Japonii bycie hikikomori spotyka się zwykle z akceptacją ze strony najbliższych. [...]Jeśli wierzyć statystykom problem dotyczy głównie mężczyzn.
Niniejszym ożywiam temat. Dyskutujmy!
Jak myślicie, co by spotkało hiki w typowej polskiej rodzinie?
Co do statystyk, to sama wnioskuję - biorąc pod uwagę tylko Japonię - że też jest to pewien odmienny sposób wychowania dziewcząt i chłopców, rzadziej kobiety stają Hikikomori ponieważ od zawsze wymagana jest od nich pewna doza obowiązków, potem zamążpójście i pozostanie stereotypową panią domu (na szczęście coraz więcej z nich robi karierę), nie wiem jak to ując, ale kobieta nie ma czasu na zostanie Hikikomori - bo kto ma utrzymywać córkę - nie ojciec, ale mąż.
Co do typowej Polskiej rodziny - powiedzmy gdybym chciała postawić siebie w danej sytuacji, z pewnością, dochodziłoby do wielu kłótni, po czym nawet siłą leczyli by mnie... Nikt nie potrafiłby tego zaakceptować. Ale biorąc pod uwagę niektóre rodziny w których dzieci są rozpieszczane, lub po prostu rodzice cały czas troszczę się o nie w nadmiarze może do czegoś takiego dojść. Sądzę że w Polsce z zasiłku dla bezrobotnych nie da się wyżyć jako Hikikomori i pomoc ze strony rodziny byłaby konieczna, przy czym rozpoczęłaby się ona w większości przypadków od terapii... - Dlatego też zgadzam się z przedmówcą o panice.
Ernest pisze: Odniosłem wrażenie, że nie ma takiego typowego dla Europejczyków wprowadzania paniki i uznawania hikikomori za przypadek, który od razu trzeba leczyć i poddać resocjalizacji (a już na pewno oddać w ręce specjalistów.)
Mam znajomego,ktory rzucil liceum i od dluzszego czasu siedzi w domu.poszedl do pracy ale szybko ta prace porzucil,nie chce wracac do nauki,siedzi sam w pokoju,ma zasloniete okna,pali,caly czas spedza na kompie ogladajac filmy,anime czy grajac.od czasu do czasu ktos do niego przychodzi.jak znajomi go wyciagaja na impreze to on odmawia.jego mama robi mu jedzenie,przynosi mu do pokoju.
Myślę, że leczenie na siłę nic nie da. Wątpię, żeby terapeuta złapał kontakt z osobą, która buntuje się, nie chce mówić o tym. Rzecz w tym żeby człowiek dostrzegł, że ma problem. Inaczej cała terapia jest gów... warta.po czym nawet siłą leczyli by mnie...
Dziwnym dla mnie jest akceptacja rodziny. Wg mnie osoba nie będzie szukała pomocy jeżeli wszyscy wokół będą traktowali jego zachowanie za normę.Co ciekawe, podobno w Japonii bycie hikikomori spotyka się zwykle z akceptacją ze strony najbliższych.
"Kotom nie wolno! Z kotami nie wolno! Psik! Wyłaź, bo zawołam milicjanta!"
Dokładnie... to byłby powód do kolejnych kłótni z rodziną... Ostatecznie trzeba problem rozwiązać w sposób niezbyt rygorystyczny ostatecznie nie idąc na ustępstwa, jednakże uświadomienie problemu może być ciężkie, jeżeli mowa o kimś kto np. czuje się dobrze w czterech ścianach pochłonięty grami, filmami itp. Jestem ciekawa co by się stało gdyby takiego człowieka pozbawić prądu, pozbawić go wszelkich rozrywek- podawać mu posiłki i koniec... czy taka osoba np. w danej sytuacji byłaby zdolna do popełnienia samobójstwa czy może postąpiła by inaczej - ciekawi mnie taka sytuacja.nightmare pisze: Myślę, że leczenie na siłę nic nie da. Wątpię, żeby terapeuta złapał kontakt z osobą, która buntuje się, nie chce mówić o tym. Rzecz w tym żeby człowiek dostrzegł, że ma problem. Inaczej cała terapia jest gów... warta.
Totalna aspołeczność - hikikomori.
U mnie trwa to już 8 lat Zerwałem wtedy wszystkie kontakty ze znajomymi i trwa to do tej pory - nie mam zamiaru tego zmieniać.
Re: Hikikomori
Twój wybór. Teraz już przynajmniej wiadomo co ma wpływ na styl Twojego pisania.Jasam pisze:U mnie trwa to już 8 lat Zerwałem wtedy wszystkie kontakty ze znajomymi i trwa to do tej pory - nie mam zamiaru tego zmieniać.
Moim skromnym zdaniem hikikomori to forma ucieczki od odpowiedzialności, nieumiejętność stawiania czoła niepowodzeniom których doznaje każdy człowiek zmuszony do częstszych lub rzadszych kontaktów z drugim człowiekiem, ale jednak. Jak napisano tu wcześniej - ważne jest nastawienie otoczenia. Już pomijając to, że nie jestem typem człowieka któremu wystarczyłyby cztery ściany pokoju i zabawki w stylu komputer, to z hikikomori również by nie wyszło, kiedy ma się obowiązki. Tutaj nikt mnie nie wyręczy, bo i nawet dlaczego miałby to robić, a ja tego od niego żądać?