Wiem jednak, że na emeryturze (jak dożyję Smile) będę malować, uprawiać zioła, robić wina.
To brzmi podobnie jak moje plany... ja będę nosić włosy długie do pasa, i długaśne spódnice, chcę mieć chatkę w lesie, miło byłoby aby w pobliżu szemrał strumyk, będę grzebać w ziemi ziółka sadząc i opieprzać mojego owczarka kaukaskiego co by po grządkach nie deptał... Psów chcę mieć kilka, kundli przewagę lecz chow-chow koniecznie( i to studiowałabym wnikliwie rodowody aby dorwać szczenię choćby w jakimś tam procencie spokrewnione z moim pożegnanym chow), marzą mi się 4 czarne koty(nie mam pojęcia dlaczego akurat 4 i dlaczego czarne), kilka sztuk bydła szkockiego (O takiego! klik )do przytulania i głaskania, oczko wodne z oswojonymi rybami jedzącymi z ręki. Będę biegać boso po lesie, upajać się powietrzem, hasać po łąkach śpiewając, gadać do drzew, wieczorami malować bądź lepić z gliny lub masy solnej, a porankami siedzieć będę z kolanami pod brodą, owinięta kocem na fotelu bujanym na werandzie, i słuchając ptaszków i wdychając poranną mgłę kawę z mlekiem sączyć będę...będę miała uroczy domek, koty, wielkiego psa, będę robić dżemy, konfitury, przetwory i będę czarować w kuchni. Przemierzę cały świat, żeby znaleźć to miejsce.
Czyżby wewnątrz niemal każdej kobiety siedziała wiedźma zielarka, zakochana w powietrzu,zieleni i zwierzętach?