Parady równości w Polsce są przede wszystkim źle zorganizowane, do niedawna odbywały się zupełnie bez celu i chyba tylko dlatego, że gdzie indziej też je urządzają. Dopiero w tym roku w Warszawie zorientowano się, że nie mieszkamy w Holandii ani w Kanadzie i można do parady dołączyć wymiar polityczny i postulaty. Wiem, że w Krakowie majowy Marsz Tolerancji też ma być upolityczniony i zgaduję, że inne miasta pójdą za ciosem. Może wtedy ludzie rozumieją, że parady to nie sposób "afiszowania się", ale zwrócenia uwagi na swoje problemy i właśnie postulaty, na które uwaga wcześniej nie była zwracana
Jest to też - przynajmniej w teorii - próba oswojenia ludźmi z ideą że owszem, nie wszyscy w naszym pięknym kraju są heteroseksualnie i że każdy prawdopodobnie zna kogoś, kto mógłby się umieścić gdzieś na szerokim spektrum queer. Problem w tym, że parady to właściwie jedyny dzień w roku, kiedy ludziom może wpaść do głowy taka myśl, bo w Polsce ludzie niehteroseksualni się nie outują i sporo ludzi nie ma pojęcia, że ich brat jest bi, a sąsiadka to lesbijka.
Polskie marsze równości nie są zbyt udane. Ale może za kilka-kilkanaście lat ludzie dojrzą ich sens i przestaną je traktować jako obnoszenie się ze swoją seksualnością, bo to zdecydowanie nie jest ich celem. A tak przy okazji, obejrzyjcie sobie relacje z którejś parady. Idą w nich spokojni, normalnie ubrani ludzie z transparentami. W innym miejscu na forum porównano je do strajków pielęgniarek, ale strajki są mniej spokojne i dużo mniej kolorowe
(Ponadto transparenty nie głoszą "JESTEM GEJEM/LESBIJKĄ/QUEER I CO MI ZROBICIE", tylko raczej traktują o traktowaniu odmiennych orientacji seksualnych jako czegoś normalnego, o ich powszechności albo o tych nieszczęsnych, do tej pory marginalizowanych postulatach.)