Film godny polecenia
Moim ulubionym filmem jest Forrest Gump. Właśnie jest sprzedawany w kioskach na płycie dvd z książeczką opisującą aktorów reżysera i wydarzenia historyczne z XX wieku. Kosztuje 10 zł. Kupiłam go sobie w środę. Uwielbiam ten film.
DZIEWICA8
DZIEWICA8
"Boże, daj mi pogodę ducha, abym godziła się z tym, czego zmienić nie mogę,
odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafiła
odróżnić jedno od drugiego."
DZIEWICA8
odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafiła
odróżnić jedno od drugiego."
DZIEWICA8
Czasami warto pójść na film przez wzgląd na aktora, bo można się bardzo miło rozczarować. Marian Dziędziel (:kocha:) był właściwie jedynym powodem, dla którego zdecydowałam się wybrać do kina na "Dom zły" i skończyło się to więcej niż pozytywnym rozczarowaniem - skończyło się to zachwytem.
Fabuła w tym filmie to jedno (nie będę się rozpisywać, bo z opisem każdy może się zapoznać na filmwebie chociażby), ważniejsze jednak są emocje, jakie wywołuje obraz wymiętego, 'wczorajszego' polskiego zaścianka. Chociaż w zasadzie same ramy czasowe i miejsce akcji też są w "Domu złym" sprawą drugorzędną, gdyż na pierwszy plan wysuwają się uniwersalne ludzkie uczucia, pragnienia i brzydsza, wstydliwa część ludzkiej natury.
Moje uwielbienie dla aktorstwa Dziędziela po tym seansie wzrosło (a nie sądziłam, że to możliwe), nieźle wypadł też Topa jako porucznik milicji czy Więckiewicz w roli pijanego w sztok prokuratora (właściwie wszyscy tam byli pijani, ale pijaństwo Więckiewicza najbardziej zapada w pamięć).
Do tego rozegranie akcji w dwóch płaszczyznach czasowych, umiejętne budowanie napięcia i pozostawienie widzowi paru furtek i kilku pytań - czego jeszcze można chcieć?
Chyba wraca mi wiara w polskie kino No przynajmniej w polskie kino, w którym udział ma Marian Dziędziel
Fabuła w tym filmie to jedno (nie będę się rozpisywać, bo z opisem każdy może się zapoznać na filmwebie chociażby), ważniejsze jednak są emocje, jakie wywołuje obraz wymiętego, 'wczorajszego' polskiego zaścianka. Chociaż w zasadzie same ramy czasowe i miejsce akcji też są w "Domu złym" sprawą drugorzędną, gdyż na pierwszy plan wysuwają się uniwersalne ludzkie uczucia, pragnienia i brzydsza, wstydliwa część ludzkiej natury.
Moje uwielbienie dla aktorstwa Dziędziela po tym seansie wzrosło (a nie sądziłam, że to możliwe), nieźle wypadł też Topa jako porucznik milicji czy Więckiewicz w roli pijanego w sztok prokuratora (właściwie wszyscy tam byli pijani, ale pijaństwo Więckiewicza najbardziej zapada w pamięć).
Do tego rozegranie akcji w dwóch płaszczyznach czasowych, umiejętne budowanie napięcia i pozostawienie widzowi paru furtek i kilku pytań - czego jeszcze można chcieć?
Chyba wraca mi wiara w polskie kino No przynajmniej w polskie kino, w którym udział ma Marian Dziędziel
Dzisiaj wieczorem miałem zaszczyt obejrzeć "Avatar". IMO film wgniata w fotel, jest genialny, doskonały, wzruszający, baśniowy i co tam jeszcze chcecie.
Pojawiły się co prawda głosy, że nieco tendencyjny i muzyka nie pasuje, ale w wypadku kina SF to nie jest wielka wada
Fabuła nie jest nowością. Kontakt chciwej cywilizacji z pokojowo nastawionymi tubylcami już był. Próba wprowadzenia w szeregi wroga agenta, którego zaczynają trapić wątpliwości – też. Ale w tym filmie jest coś więcej. Ten film to przede wszystkim apel o ochronę i szacunek dla życia, które nas otacza. Połowa filmu to obrazy ukazujące kulturę Na’vi, ich wierzenia, zwyczaje i stosunek do życia. I tu właśnie tkwi siła filmu. Ney’tiri – przewodniczka Jake’a – ukazuje istoty zamieszkujące Pandorę jako zupełnie niegroźne, jeśli się ich nie niepokoi i gotowe w każdej chwili na współpracę. Każde drzewo, kwiat, zwierzę roślinożerne, drapieżnik cieszy się tam głębokim szacunkiem. Kontrastuje to z postawą ludzi: wydaje im się, że każda forma życia na Pandorze jest potencjalnie niebezpieczna. Tymczasem Na’vi udowadniają coś wręcz przeciwnego: żadna istota nie jest niebezpieczna, jeśli nie czuje się zagrożona ani nie jest zagrożony jej dom. Wielokrotnie podkreśla się, że każdy jest każdemu potrzebny, wszystkie istoty mają swoje miejsce i są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Przy czym wymowa tego nie jest w żaden sposób nachalna – jest to bardziej obserwacja poczyniona na zasadzie człowieka z wielkiego miasta, który przyjechał na mokradła Biebrzy i zobaczył setki tysięcy ptaków zastanawiając się, czemu te wszystkie wspaniałości omijały go wcześniej. Filozofia ta z jednej strony przypomina nieco Moc znaną z „Gwiezdnych wojen”, z drugiej przypomniała mi się koncepcja Gai – wedle której Ziemia stanowi jeden organizm, w którym każdy gatunek, również ludzie, są tylko elementem składowym, niezbędnym do funkcjonowania całości. Muszę tu zaznaczyć, że miłość Na’vi do życia szybko się udziela – widza bardziej poruszają ukazane na ekranie zniszczenia drzew i zwierząt poczynione przez ludzi, niż śmierć samych ludzi. Nie ma w tym w sumie nic dziwnego – ludzie są tam tylko najeźdźcami, którzy nie wiedzą, jak współżyć z przyrodą, więc boją się jej, a czego się boją, to niszczą. Tymczasem Na’vi udowadniają, że z przyrodą nie tylko można, ale i trzeba żyć w zgodzie. Inaczej się po prostu nie da – nie można przecież niszczyć własnego domu.
Dobra, chyba kończę już. W każdym razie film był doskonały
Pojawiły się co prawda głosy, że nieco tendencyjny i muzyka nie pasuje, ale w wypadku kina SF to nie jest wielka wada
Fabuła nie jest nowością. Kontakt chciwej cywilizacji z pokojowo nastawionymi tubylcami już był. Próba wprowadzenia w szeregi wroga agenta, którego zaczynają trapić wątpliwości – też. Ale w tym filmie jest coś więcej. Ten film to przede wszystkim apel o ochronę i szacunek dla życia, które nas otacza. Połowa filmu to obrazy ukazujące kulturę Na’vi, ich wierzenia, zwyczaje i stosunek do życia. I tu właśnie tkwi siła filmu. Ney’tiri – przewodniczka Jake’a – ukazuje istoty zamieszkujące Pandorę jako zupełnie niegroźne, jeśli się ich nie niepokoi i gotowe w każdej chwili na współpracę. Każde drzewo, kwiat, zwierzę roślinożerne, drapieżnik cieszy się tam głębokim szacunkiem. Kontrastuje to z postawą ludzi: wydaje im się, że każda forma życia na Pandorze jest potencjalnie niebezpieczna. Tymczasem Na’vi udowadniają coś wręcz przeciwnego: żadna istota nie jest niebezpieczna, jeśli nie czuje się zagrożona ani nie jest zagrożony jej dom. Wielokrotnie podkreśla się, że każdy jest każdemu potrzebny, wszystkie istoty mają swoje miejsce i są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Przy czym wymowa tego nie jest w żaden sposób nachalna – jest to bardziej obserwacja poczyniona na zasadzie człowieka z wielkiego miasta, który przyjechał na mokradła Biebrzy i zobaczył setki tysięcy ptaków zastanawiając się, czemu te wszystkie wspaniałości omijały go wcześniej. Filozofia ta z jednej strony przypomina nieco Moc znaną z „Gwiezdnych wojen”, z drugiej przypomniała mi się koncepcja Gai – wedle której Ziemia stanowi jeden organizm, w którym każdy gatunek, również ludzie, są tylko elementem składowym, niezbędnym do funkcjonowania całości. Muszę tu zaznaczyć, że miłość Na’vi do życia szybko się udziela – widza bardziej poruszają ukazane na ekranie zniszczenia drzew i zwierząt poczynione przez ludzi, niż śmierć samych ludzi. Nie ma w tym w sumie nic dziwnego – ludzie są tam tylko najeźdźcami, którzy nie wiedzą, jak współżyć z przyrodą, więc boją się jej, a czego się boją, to niszczą. Tymczasem Na’vi udowadniają, że z przyrodą nie tylko można, ale i trzeba żyć w zgodzie. Inaczej się po prostu nie da – nie można przecież niszczyć własnego domu.
Dobra, chyba kończę już. W każdym razie film był doskonały
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Biała wstążka
Biała wstążka
Ten film chciałam obejrzeć od chwili przeczytania pierwszej recenzji na jego temat...
Przedstawia na pozór sielankowy obraz życia niewielkiej społeczności, lecz od samego początku wiemy, że obraz ten jest fałszywy, coś jest nie tak. Bohaterowie też o tym wiedzą, ale wolą tkwić w złudnym przekonaniu, że wszystko jest ok. Taka sytuacja może zmienić widzenie i wartościowanie postaw. Reżyser nie dokonuje jednoznacznej oceny i niewiele mówi wprost... Czyżby z takiego zakłamania i hipokryzji narodził się faszyzm? To pytanie również nie pada.
Dodatkowa gratka dla znających niemiecki: białe napisy na białym czasem tle (film jest czarno-biały) .
Polecam. Ponad dwie godziny minęły nie wiadomo kiedy.
Ten film chciałam obejrzeć od chwili przeczytania pierwszej recenzji na jego temat...
Przedstawia na pozór sielankowy obraz życia niewielkiej społeczności, lecz od samego początku wiemy, że obraz ten jest fałszywy, coś jest nie tak. Bohaterowie też o tym wiedzą, ale wolą tkwić w złudnym przekonaniu, że wszystko jest ok. Taka sytuacja może zmienić widzenie i wartościowanie postaw. Reżyser nie dokonuje jednoznacznej oceny i niewiele mówi wprost... Czyżby z takiego zakłamania i hipokryzji narodził się faszyzm? To pytanie również nie pada.
Dodatkowa gratka dla znających niemiecki: białe napisy na białym czasem tle (film jest czarno-biały) .
Polecam. Ponad dwie godziny minęły nie wiadomo kiedy.
Turysta-człowiek pętający się po szlakach w poszukiwaniu jedzenia
Match Point
Witam. Po świąteczno noworocznej papce w publicznej jedynce trafił się rodzynek. W sobotę 2 stycznia zaprezentowano film "Wszystko gra" (Match point) mistrza komediodramatu Woody Allena. Tym razem tylko dramat i bez samego mistrza. Świetne studium zbrodni podyktowanej wyłącznie potrzebą krocza obojga płci. Bawi mnie zawsze facet (kobieta zresztą też) który po zdradzie żony mota się jak szczurek w labiryncie i zdradę ma wypisaną na gębie. W efekcie popełnia czyny, które głupotą przebijają wszystko. Tyle, że zbrodnia nie jest śmieszna.
Trochę zaskakujące zakończenie po którym rodzi się pytanie czy lepsza po tym wszystkim kara wymiaru sprawiedliwości, czy życie w trwodze, gdzie każde pukanie do drzwi, każdy telefon powoduje sikanie w majtki ze strachu. Polecam.
Trochę zaskakujące zakończenie po którym rodzi się pytanie czy lepsza po tym wszystkim kara wymiaru sprawiedliwości, czy życie w trwodze, gdzie każde pukanie do drzwi, każdy telefon powoduje sikanie w majtki ze strachu. Polecam.
Na początku był chaos, potem powstała świadomość.
-
- przedszkolASek
- Posty: 8
- Rejestracja: 4 sty 2010, 22:30
- Lokalizacja: Wrocław [okolice]
- dziwożona
- tłumok bezczASowy
- Posty: 1940
- Rejestracja: 29 lut 2008, 20:29
- Lokalizacja: z bagien i uroczysk
- Kontakt:
A ja widziałam "Parnassusa". Jeśli ktoś lubi klimaty w stylu "Charlie i fabryka czekolady", to polecam. Dla mnie dodatkowym atutem był oczywiście boski, ach, niezastąpiony, ech, cudowny, Johnny Depp.
Dla mnie to jeden z tych filmów, po obejrzeniu których zostaję ze zdziwieniem w oczach i niemym pytaniem: co to było? A kiedy wracam do zwykłych zajęć, nie mogę przestać o nim myśleć.
[Uwaga! Spojler!]
Fabuła jest oparta na prostym schemacie zakładu z diabłem i ofiarowaniem swego dziecka (swoją drogą wątek ten w literaturze i sztuce bardzo mnie ostatnio interesuje, byłby to dobry temat na pracę magisterską. Ów motyw przewija się przecież przez Biblię, baśnie i bajki, horrory aż po fantasy).
Irytujące jest oczywiście to, że główny bohater oczekuje od innych właściwych wyborów, wprowadzając ich w świat własnej fantazji, a sam nie potrafi tego zrobić, dopiero na końcu, po tysiącu lat!
Dla mnie to jeden z tych filmów, po obejrzeniu których zostaję ze zdziwieniem w oczach i niemym pytaniem: co to było? A kiedy wracam do zwykłych zajęć, nie mogę przestać o nim myśleć.
[Uwaga! Spojler!]
Fabuła jest oparta na prostym schemacie zakładu z diabłem i ofiarowaniem swego dziecka (swoją drogą wątek ten w literaturze i sztuce bardzo mnie ostatnio interesuje, byłby to dobry temat na pracę magisterską. Ów motyw przewija się przecież przez Biblię, baśnie i bajki, horrory aż po fantasy).
Irytujące jest oczywiście to, że główny bohater oczekuje od innych właściwych wyborów, wprowadzając ich w świat własnej fantazji, a sam nie potrafi tego zrobić, dopiero na końcu, po tysiącu lat!
Seks należy tępić, gdyż z niego biorą się dzieci - źródło naszej nieustającej, pedagogicznej udręki.
-
- gimnASjalista
- Posty: 10
- Rejestracja: 20 sty 2010, 19:17
O filmach to ja mógłbym długo i niekonkretnie
Film warty obejrzenia, przejrzałem jakie polecaliście i o dziwo nie doszukałem się takich perełek jak np. Amelia, Zapach kobiety czy Benny and Joon, myślałem że takie klimaty będą przeważać.
Osobiście natomiast uważam że filmy wychodzące teraz tj. 2009+ nie są warte poświęcania im czasu, to już nie kino tylko wyścigi który więcej zarobi.
Film warty obejrzenia, przejrzałem jakie polecaliście i o dziwo nie doszukałem się takich perełek jak np. Amelia, Zapach kobiety czy Benny and Joon, myślałem że takie klimaty będą przeważać.
Osobiście natomiast uważam że filmy wychodzące teraz tj. 2009+ nie są warte poświęcania im czasu, to już nie kino tylko wyścigi który więcej zarobi.
To chyba kwestia gustu po prostu Mnie osobiście "Amelia" w ogóle się nie podobała, a do "Zapachu kobiety" nawet Al Pacino mnie nie przekonawolny12345 pisze:Film warty obejrzenia, przejrzałem jakie polecaliście i o dziwo nie doszukałem się takich perełek jak np. Amelia, Zapach kobiety czy Benny and Joon, myślałem że takie klimaty będą przeważać.
Nie zgodzę się (no ale ponownie wracamy do tzw. kwestii gustu). Co najmniej Rosjanie i Japończycy są w stanie nawet teraz zrobić niezły film. Ja na przykład ostrzę sobie zęby na "Okuribito" z muzyką Joe Hisaishiego, ale niestety Gdańsk nie stanął na wysokości zadania, więc pewnie będę miała szansę dopiero, jak za pięć lat w Żaku zrobią przegląd filmów japońskich ostatniej dekady Chociaż też niekoniecznie, bo np. "Okaeri" z 1995 roku do dziś się nie doczekałam - chyba w ogóle w Polsce nie wyświetlali...wolny12345 pisze:Osobiście natomiast uważam że filmy wychodzące teraz tj. 2009+ nie są warte poświęcania im czasu, to już nie kino tylko wyścigi który więcej zarobi.