Nie wiem. Nie dzieje sie moim zyciu nic co sprawialoby ze jestem nieszczesliwa ale i tych pozytywnych spraw nie jest zbyt wiele. Małymi krokami staram sie dojsc do tego co spowoduje ze bede szczesliwsza. Zycie jest dla mnie neutralne,choc jak mam doła to mowie ze jest parszywe...
dla mnie chyba zycie jest obojetne i tym mi sie odplaca
od dziecka nie przypominam sobie bym byl w wielkim szczesciu raczej sa to chwilowe radosci i uniesienia ktore jesli do 2 dni potrwaja to jest juz cos
ale bardziej we mnie jest melancholia i wewnetrzny smutek niz radosc
Keri pisze:
ale bardziej we mnie jest melancholia i wewnetrzny smutek niz radosc
Jak dla mnie jedno nie wyklucza drugiego- ja w melancholii znajduję radość życia. Uwielbiam się zadumać, uronić łezkę itd. Wtedy czuję jak jest mi dobrze.
Czy jestem szczęśliwa hmmm... a co to znaczy być szczęśliwym? pewnie gdyby nie te złe chwile, żyłabym w nieświadomości, ze coś takiego w ogóle istnieje... Mogę odpowiedzieć, że czasami jestem szczęśliwa, ale jak dla mnie nie istnieje pojęcie bycia w takim stanie w 100% przez cały czas...
Jednak dochodze do wniosku ze w 60% do 75% nie jestem szczesliwy tak szczerze.... Reszta to sa radosci chwil gdyby nie one by bylo strasznie .
Mam ta swiadomosc ze jestem skazany na samotne zycie, ja poprostu to wiem... Jedynie to co moge zrobic to odpychac te mysli innymi rzeczami...
Jednak dochodze do wniosku ze w 60% do 75% nie jestem szczesliwy tak szczerze.... Reszta to sa radosci chwil gdyby nie one by bylo strasznie .
No właśnie dla tych 25% do 40% szczęścia w życiu człowiek żyje... muszą mieć jakąś wartość przebijającą te pozostałe procenty, skoro robi się dla niech tak wiele
Chyba najlepszym sposobem jest zacząć cieszyć się z rzeczy mniej istotnych, zacząć zauważać szczegóły które dodadzą tych procentów a zwykle uchodzą nam gdzieś - łatwo mówić trudniej zrobić...