Stać się aseksualnym?
: 29 mar 2011, 16:49
Przyznam się: temat to w 10% prowokacja mająca na celu przyciągnąć zainteresowanie, ale w 90% oddaje to, co czuję od dłuższego czasu...
Do rzeczy. Mam dwadzieścia kilka lat (i, jak widać, jestem dość skrytym osobnikiem;) ). Nie pamiętam, kiedy dowiedziałem się o aseksualności, ale stosunkowo niedawno. Przyznam szczerze, temat ten był dla mnie całkowicie obcy. Zawsze marzyłem o tej Jedynej, i mimo że dziewczyny bardzo mnie pociągały, to jednak romantyczna natura duszy zawsze zwyciężała Na powodzenie nie narzekam - można powiedzieć, że jest na przeciętnym poziomie;) Zawsze sądziłem, że pocałunek to coś wyjątkowego, nawet jeśli do drugiej osoby nie czuje się "mięty". Miałem zresztą kilka okazji, by się o tym przekonać, jednak wtedy byłem zakochany w pewnej dziewczynie, dlatego też (pomimo ogromnego pociągu do przypadkowej kobiety) powstrzymywałem się i do żadnego "kontaktu" nie dochodziło. Z wielkiej miłości nici, przeżywałem to dość długo, ale czas wyleczył rany Nie tak dawno poznałem swoją pierwszą dziewczynę - od początku postrzegałem ją jako atrakcyjną kobietę. Choć na początku podejrzewałem, że to chyba nie do końca ta Jedyna, to jednak postanowiłem dać sobie szansę Pierwszy zawód przyszedł tuż przy pierwszym pocałunku - zapamiętam to jako zwyczajne "ćmoknięcię", kolejne zresztą podobnie. Jeszcze zanim byliśmy razem, zwyczajnie nie myślałem o seksie z tą osobą (zresztą będąc w związku także). Z perspektywy czasu wydaje mi się to bardzo dziwne, bo jednak facet, chcąc nie chcąc, oceni, czy dziewczyna wydaje się na tyle atrakcyjna, aby iść z nią do łóżka (znam z autopsji:) ). W moim związku postawiłem (na początku) na przyjaźń i romantyczną znajomość, niestety moja M. oczekiwała bardziej płomiennego zbliżenia. Z ciekawości pozwoliłem, aby to wszystko się "jakoś potoczyło", ale w trakcie stwierdziłem, że mnie to nie kręci i "w trakcie" zrobiłem się senny... To mnie wówczas przeraziło (dosłownie), zacząłem się zastanawiać, co jest ze mną nie tak... tamta przygoda zakończyła się w dość nieprzyjemnej atmosferze. Długo to przeżywałem, związek się szybko zakończył - od tamtej pory temat seksu mnie nie kręci, wszystkie wcześniejsze fantazje straciły jakikolwiek smak. Jednym słowem: tak, jak by świat stał się dla mnie czarno-biały... Z dnia na dzień żyje mi się coraz gorzej z tą świadomością... Każdą dziewczynę potrafię ocenić wg "wcześniejszej" skali atrakcyjności, ale nawet najpiękniejsze kobiety nie budzą we mnie pożądania... Większość opinii, które spotkałem w Internecie mówi, że nie można stać się aseksualnym. Mnie natomiast ciężko w tej chwili wyobrazić sobie, że mogło by być tak, jak wcześniej... Cały czas ta nieznośna świadomość siedzi mi w głowie, śni mi się po nocach, a ja nie mam pojęcia, co z tym zrobić... Z nikim na ten temat nie pogadam, bo tylko naraziłbym się na śmiech za plecami ("jak mogą cię laski nie kręcić?!") i brak zrozumienia. Ciężko żyć w tak innej dla mnie rzeczywistości, bez nadziei na poprawę... Marzenia o znalezieniu miłości (i o fizycznym jej spełnieniu) stają się coraz bardziej odległe...
Zapraszam do dyskusji i proszę o jakąś pomoc/poradę...
P.S. Zastanawiam się, co powinienem zrobić w sytuacji, gdybym poznał naprawdę wspaniałą osobę: przemilczeć tę kwestię, licząc, że "może się to wszystko ułoży" czy też na początku znajomości podjąć ten poważny temat, który może całą znajomość przerwać? Nie chcę nikogo ranić, ale chcę też mieć bliską osobą, ostatnio coraz bardziej...
Do rzeczy. Mam dwadzieścia kilka lat (i, jak widać, jestem dość skrytym osobnikiem;) ). Nie pamiętam, kiedy dowiedziałem się o aseksualności, ale stosunkowo niedawno. Przyznam szczerze, temat ten był dla mnie całkowicie obcy. Zawsze marzyłem o tej Jedynej, i mimo że dziewczyny bardzo mnie pociągały, to jednak romantyczna natura duszy zawsze zwyciężała Na powodzenie nie narzekam - można powiedzieć, że jest na przeciętnym poziomie;) Zawsze sądziłem, że pocałunek to coś wyjątkowego, nawet jeśli do drugiej osoby nie czuje się "mięty". Miałem zresztą kilka okazji, by się o tym przekonać, jednak wtedy byłem zakochany w pewnej dziewczynie, dlatego też (pomimo ogromnego pociągu do przypadkowej kobiety) powstrzymywałem się i do żadnego "kontaktu" nie dochodziło. Z wielkiej miłości nici, przeżywałem to dość długo, ale czas wyleczył rany Nie tak dawno poznałem swoją pierwszą dziewczynę - od początku postrzegałem ją jako atrakcyjną kobietę. Choć na początku podejrzewałem, że to chyba nie do końca ta Jedyna, to jednak postanowiłem dać sobie szansę Pierwszy zawód przyszedł tuż przy pierwszym pocałunku - zapamiętam to jako zwyczajne "ćmoknięcię", kolejne zresztą podobnie. Jeszcze zanim byliśmy razem, zwyczajnie nie myślałem o seksie z tą osobą (zresztą będąc w związku także). Z perspektywy czasu wydaje mi się to bardzo dziwne, bo jednak facet, chcąc nie chcąc, oceni, czy dziewczyna wydaje się na tyle atrakcyjna, aby iść z nią do łóżka (znam z autopsji:) ). W moim związku postawiłem (na początku) na przyjaźń i romantyczną znajomość, niestety moja M. oczekiwała bardziej płomiennego zbliżenia. Z ciekawości pozwoliłem, aby to wszystko się "jakoś potoczyło", ale w trakcie stwierdziłem, że mnie to nie kręci i "w trakcie" zrobiłem się senny... To mnie wówczas przeraziło (dosłownie), zacząłem się zastanawiać, co jest ze mną nie tak... tamta przygoda zakończyła się w dość nieprzyjemnej atmosferze. Długo to przeżywałem, związek się szybko zakończył - od tamtej pory temat seksu mnie nie kręci, wszystkie wcześniejsze fantazje straciły jakikolwiek smak. Jednym słowem: tak, jak by świat stał się dla mnie czarno-biały... Z dnia na dzień żyje mi się coraz gorzej z tą świadomością... Każdą dziewczynę potrafię ocenić wg "wcześniejszej" skali atrakcyjności, ale nawet najpiękniejsze kobiety nie budzą we mnie pożądania... Większość opinii, które spotkałem w Internecie mówi, że nie można stać się aseksualnym. Mnie natomiast ciężko w tej chwili wyobrazić sobie, że mogło by być tak, jak wcześniej... Cały czas ta nieznośna świadomość siedzi mi w głowie, śni mi się po nocach, a ja nie mam pojęcia, co z tym zrobić... Z nikim na ten temat nie pogadam, bo tylko naraziłbym się na śmiech za plecami ("jak mogą cię laski nie kręcić?!") i brak zrozumienia. Ciężko żyć w tak innej dla mnie rzeczywistości, bez nadziei na poprawę... Marzenia o znalezieniu miłości (i o fizycznym jej spełnieniu) stają się coraz bardziej odległe...
Zapraszam do dyskusji i proszę o jakąś pomoc/poradę...
P.S. Zastanawiam się, co powinienem zrobić w sytuacji, gdybym poznał naprawdę wspaniałą osobę: przemilczeć tę kwestię, licząc, że "może się to wszystko ułoży" czy też na początku znajomości podjąć ten poważny temat, który może całą znajomość przerwać? Nie chcę nikogo ranić, ale chcę też mieć bliską osobą, ostatnio coraz bardziej...