AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Ale ja nie chce się upodabniać do mężczyzny! Nie jestem mężczyzną i bycie traktowana jako mężczyzna przeszkadzałoby mi tak samo, jak bycia traktowana jako kobieta! Chciałabym po prostu być traktowana jako takim sam człowiek, jak wszyscy inni.
1. Nie chcesz być traktowana jak kobieta.
2. Nie chcesz być traktowana jak mężczyzna.
3. Chcesz być traktowana "jak wszyscy inni"
4. Wszyscy inni są traktowani jak kobieta
albo jak mężczyzna.
= sprzeczność przesłanek
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Chciałabym, żeby ludzie w moim otoczeniu przywiązywali do mojej płci tyle uwagi, co przywiązują do mojego koloru oczu.
Tych z bliższego otoczenia możesz o to poprosić, jednak nie warto
obrażać się na rzeczywistość, że pozostali będą zwracać na to większą uwagę. Mają do tego podstawy, ponieważ płeć robi znacznie większą różnicę niż kolor oczu.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Przeszkadza mi tylko i wyłącznie to, jak dużo uwagi społeczeństwo przywiązuje do, dla mnie nieistotnego, faktu posiadania określonej płci!
Nic z tym nie zrobisz w skali społeczeństwa. Dla większości jest to jednak istotny czynnik.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Myślę, że 20-latka pracująca w McDonaldzie poczuje się dużo bardziej komfortowo i będzie dużo bardziej chętna do udzielenia odpowiedzi, gdy ktoś zapyta ją "Czy studiujesz lub pracujesz gdzieś?" niż "Czy studiujesz gdzieś?".
To byłoby trafne, ale mija się z zasadą, którą chciałem podkreślić, czyli duża szansa vs mała szansa. Istnieje duża szansa, że 20latka gdzieś pracuje w przeciwieństwie do bycia niehetero. Zamień maka na zasiłek.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Bezpieczeństwa?! Spanie w jednym pokoju z gwałcicielem lub gwałcicielką jest zupełnie innym problemem, niż spanie w jednym pokoju z kolegą lub koleżanką. Dla mnie kolega lub koleżanka, to raczej osoby podnoszące poziom mojego poczucia bezpieczeństwa, a nie obniżające go.
Myślałem raczej ogólnie o spaniu w jednym pomieszczeniu z osobami różnej płci, które mogą się nie znać. Swoją drogą podobno istotna część gwałtów ma miejsce ze strony osób bliskich, do których ma się jakieś zaufanie.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Dlaczego mężczyzna zachowujący się w sposób chamski, nieokrzesany i prymitywny miałby być bardziej odpychający dla kobiet niż dla mężczyzn? Myślę, że jest po prostu odpychający dla osób, które takich zachowań nie akceptują i same tak się nie zachowują, a nie jest odpychający dla osób, które również lubią zachowywać się w sposób chamski, nieokrzesany i prymitywny - niezależnie od płci tych osób.
Mężczyzna nie patrzy na mężczyzn pod kątem imponowania im w takim stopniu jak chciałby imponować kobietom. Jeśli już to w formie rywalizacji.
Trzeba też uwzględnić proporcje. Czy Ci się to podoba czy nie, statystycznie kobiety i mężczyźni zachowują się inaczej, mają inne normy i wzorce. I oczywiście znajdą się nieliczne kobiety, które lubią takie męskie nieokrzesanie, ale pewnie same są mało kobiece i tym samym nieatrakcyjne. Poza tym w swoim opisie nieco wyolbrzymiłem. Równie dobrze może tu też chodzić o mówienie prosto z mostu, krytykę bez ogródek i troski o samopoczucie drugiej strony. Taki męski styl może sprawdzić się w samczym gronie, ale zwykle to nie jest dobry pomysł wobec kobiet.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
A kobieta lubiąca wpisywać się we "wzorce kobiecości" będzie pewnie chciała zaprezentować swoją wzorcowość wszystkim wokół - nie rozumiem, dlaczego miałaby tę wzorcowość prezentować tylko mężczyznom, a w obecności kobiet odreagowywać zachowaniem chamskim, nieokrzesanym i prymitywnym wielki stres odgrywania wzorcowej roli teatralnej przez mężczyznami.
Ponieważ u kobiet nie uzyska połowy tego, co może u mężczyzn. Kobiety mogą trochę poudawać przed facetami, ale trudniej jest im to robić przed sobą. Nie żeby w ogóle tego nie robiły, stąd pewnie stereotyp fałszywości przyjaźni damskiej. Dochodzi element rywalizacji, zazdrości. Niemówienie wprost skutkuje obmawianiem, skrytą niechęcią.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 11:26
Ja wiem, kiedy czuję się bezpiecznie, a kiedy niebezpiecznie, bo już to empirycznie przetestowałam i wyciągnęłam odpowiednie wnioski.
To wciąż dowód anegdotyczny. Nie chodzi o poczucie bezpieczeństwa, a zbadane bezpieczeństwo. Pierwsze bywa złudne. Odbiorca części polskich mediów może czuć się bardziej zagrożony z powodu islamskich radykalistów niż odbiorca części mediów niemieckich, mimo że pierwszy ma realnie mniejsze do tego podstawy.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 13:43
A tak naprawdę, to płeć i kolor oczu nie są nieporównywalne - są do siebie bardzo podobne! Obie cechy są uwarunkowane genetycznie, obie przejawiają się w wyglądzie zewnętrznym, obie mogą mieć wpływ na rozwój określonych chorób. Pod względem biologicznym jest między nimi dużo więcej podobieństw jest dużo więcej niż różnic!
To samo możesz powiedzieć o podobieństwie człowieka i dowolnego ssaka.
A pod względem genetycznym między człowiekiem a bananem jest tyle samo podobieństw co różnic...
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 17:23
Czyli po prostu przywiązywanie dużej wagi do płci jest tak popularne i tak głęboko zakorzenione w kulturze, że ludzie robią to nieświadomie, ślepo naśladując otaczające ich wzorce.
W kulturze i naturze. Poczytaj o różnicach biologicznych, przy czym nie ze źródeł genderowych, czy feministycznych, a naukowych. Być może jest tak, że kulturowe podkreślanie różnic płciowych (byle nie w formie przesadnie krępujacej manewry) jest dla większości osobników korzystne, pomaga wydobyć i rozwinąć atuty. Natomiast zawsze znajdzie się mniejszość, której to nie będzie odpowiadać. I należałoby to uszanować, jednocześnie nie rezygnując z konstrukcji kulturowej wokół płci.
AlaZala pisze: ↑30 maja 2018, 17:23
Jestem przekonana, że życie bez podziału na płcie byłoby nie tylko możliwe, ale nawet dużo łatwiejsze!
Dla obecnego stanu homo sapiens - sprzeczne z naturą. I nudniejsze. Dualizm płci daje potencjał rozwoju i miłości, ale naturalną koleją rzeczy jest, że pociąga to za sobą potencjał nienawiści, konfliktu i rozczarowania.
Poza tym ta pozbawiona jąder część społeczeństwa nie brałaby udziału w dyscyplinach sportowych. I generalnie większość kobiet straciłaby na tym sporo przywilejów, dlatego nie poprą takiego postulatu.
króliczka pisze: ↑31 maja 2018, 17:54
No niekoniecznie muszą się sobie nie podobać. Czasami człowiek uznaje kogoś za ładnego, ale uczucia romantyczne się nie pojawiają choćby bardzo chciał.
Dość rzadko. Mówię o spełnieniu trzech warunków. 1. oboje są samotni i tak się czują (albo jedna strona, wtedy jest nieszczęśliwe zakochanie), 2. są przyjaciółmi, czyli głęboka więź 3. podobają się sobie w sposób "przyciągający". Można uznać, że ktoś jest ładny, ale nie czuć pociągu.
króliczka pisze: ↑31 maja 2018, 17:54
Tylko że przecież z samego faktu że konkretnego mężczyznę jest w stanie podniecić jego przyjaciółka, a ją ten przyjaciel również nie wynika jeszcze że jest w niej zakochany a ona w nim.
Jeżeli nie mają nikogo (ani, co ważne, perspektyw na znalezienie kogoś w bliższym czasie), to przy braku moralnych hamulców rangi przekonań religijnych, pewnie się ze sobą prześpią. A później łatwo o to, by któreś się zakochało.
Setsu pisze: ↑31 maja 2018, 20:58
Powiem ci, że im bardziej wgłębiam się w ten temat, tym gorzej dla mnie. Wychodzi na to, że jeśli facet się ze mną koleguje, to muszę być dla niego odpychająca do granic możliwości, bo inaczej już dawno temu próbowałby mnie przelecieć, ewentualnie istnieje możliwość, że ledwo bo ledwo, ale się powstrzymuje.
Odsyłając Cię w pewne miejsca, pewnie nabrałabyś jeszcze większej dezaprobaty i zrezygnowania. Kwestia tego w jakich kręgach szukasz potwierdzenia lub negacji zjawiska.
Uspokoję, że aż tak źle to nie jest. Nie musisz być odpychająca, bylebyś nie wpadła takiemu w oko, są przecież stany pośrednie. Zachowując się w sposób aseksualny w relacji koleżeńskiej, bez kokieterii i nadmiernej zażyłości (wchodząc w relacje romantyczne trzeba krok po kroku przełamywać pewne granice), bez zarysowywania swojej kobiecości na tle jego męskości, możesz mieć pełno kolegów. Warto przy tym wliczać ryzyko, że któryś będzie chciał czegoś więcej. Często taki friendzonowany kolega nie ma dość inicjatywy, żeby podejmować wspomniane przełamywanie granic i tak kręci się wokół przyjaciółki bez podejmowania ryzyka. Ale to już zwykle kobiety wyłapują w zachowaniu. Aseksualnym pewnie trudniej.
Setsu pisze: ↑31 maja 2018, 20:58
Nie można doceniać urody koleżanki i jednocześnie nie chcieć wylądować z nią w łóżku?
Można, ale warto pamiętać o czynnikach - poziom samotności, powodzenia u kobiet i romantycznego zainteresowania w aspektach innych niż fizjonomia. Dorzuciłbym jeszcze poziom libido.
A pytasz o pragnienie fizjologiczne czy postanowienie woli, wynikające z chłodnej kalkulacji?
Pytanie po co kobiety aseksualne miałyby kusić urodą (tą warstwą modyfikowalną, że tak określę) kolegów...
Setsu pisze: ↑31 maja 2018, 20:58
Może jestem naiwna, ale nadal wolę uważać, że facet też potrzebuje przyjaźni nie tylko z innym facetem i nie kryją się za tym motywy na tle seksualnym, pomimo, że sama się już raz na tym sparzyłam
Przypuszczam, że za pragnieniem przyjaźni z kobietami kryją się motywy seksualne, przynajmniej podświadomie. Świadomie często tego nie musi być. Dużo facetów chce mieć przyjaciółkę/i, ale szkopuł w tym, że w trakcie poznawania się zabujają. Prawdopodobnie częściej niż kobiety, popularny motyw friendzone'a. Generalnie kobieta ma więcej możliwości zawarcia związku lub relacji seksualnych niż facet o porównywalnym do niej poziomie atrakcyjności. Ale to osobny temat.
Jeśli miałbym coś radzić, to po prostu uważać, żeby nie doprowadzić do zbyt dużej emocjonalności relacji, jakieś głębsze zwierzenia zachować dla siebie. Ograniczona ekspozycja kobiecości i seksualności (w przypadku Asek paradoksalnie to brzmi, ale może tu chodzić choćby o sposób ubierania się).
Właściwie przyjaźń i związek heteryka z aską stoją na tyle blisko siebie rangą, że mogę ponownie odesłać do tematu ciasteczka.
Setsu pisze: ↑31 maja 2018, 20:58
Tobie trudno zakochać się w facecie, ja też nigdy w nikim się nie zakochałam, ale jesteśmy wyjątkami.
Zwykle im bardziej człowiek wyróżnia się z tłumu, tym węższy krąg ludzi nadaje na podobnych falach. To także w kontekście przyjaciół przeciwnej płci.
Setsu pisze: ↑31 maja 2018, 20:58
Jednak nie powiem, w jakiś sposób dziwi mnie to, że niektóre osoby są w stanie się zakochać, następnie odkochać i tak kilka/ kilkanaście razy w życiu. Zastanawiam się, czy naprawdę kochały wiele razy (partnera, nie chodzi o rodzinę), czy tylko im się wydaje lub tak to nazywały.
Post wyżej
AlaZala trafnie opisała to zjawisko.
Poczytaj czym jest zakochanie, to zjawisko biochemiczne. Związek posiada swoje etapy, w których określone hormony dominują i ustalają sposób postrzegania partnera. W przytłaczającej większości przypadków ten stan haju (określenia używam świadomie, można to porównać z narkotykami) ma datę ważności. 2 lata, czasami krócej lub dłużej. Dość żeby spłodzić dziecko i zostać z partnerką w okresie jego największej wrażliwości. Nie można jednak zażywać ciągle tego samego środka i mieć równie silne przeżycia, zakochanie się kończy. Wówczas albo związek wchodzi w dalszą fazę, bardziej przyjaźń, przywiązanie, przyzwyczajenie, wsparcie, niż ekscytacja i szaleństwo hormonalne. Albo się rozpada, patrz koncepcja seryjnej monogamii. Bo później można znowu się zakochać w kimś innym, ale pewnie im częściej taka karuzela, tym mniej w tym magii.
"Naprawdę kochać" - ciężko to określić, zależy od subiektywnych definicji. Podejrzewam, że mityczna prawdziwa miłość po grób czasem się zdarza, ale o wiele rzadziej niż ludzie w nią wierzą i by sobie życzyli.
Kwestia perspektywy. Po ustaniu efektów haju, może się wydawać, że "to nie była miłość, przeminęła z wiatrem". W czasach kiedy ludzie lekkomyślnie ładują się w związki bez perspektyw takie ułudy trafiają się często.
takasobie pisze: ↑31 maja 2018, 21:39
Gdyby wszyscy mieli marnować energię na seks z każdym osobnikiem płci przeciwnej, to chyba nie dożywalibyśmy 20 rż .
Stąd choroby weneryczne, smutek postkoitalny, odczucie przesytu, normy kulturowe, zazdrość i brzydota.
króliczka pisze: ↑1 cze 2018, 10:57
Mogą natomiast (w sensie - nie stoi to w sprzeczności z moją definicją przyjaźni mężczyzna-kobieta) moim zdaniem odczuwać podniecenie seksualne przebywając w pobliżu/przy kontakcie z drugą stroną a nawet uprawiać ze sobą seks (choć nie muszą).
Czyli ja tak jakby mierzę to bardziej poziomem "serca" (czy są tutaj głębsze uczucia czy też nie), a nie narządów płciowych ani też nie czynów (tego co dzieje się pomiędzy nimi - jeśli jest seks i zaufanie/możliwość zwierzania się ze swoich problemów, ale nie ma zakochania - jak najbardziej według mnie można nazwać to przyjaźnią).
Fuck friends. Ryzykowny układ. Relacje lustrzane w doskonałej formie nie występują, a tutaj zwykle dysproporcja pojawia się na tyle duża, że układ przestaje funkcjonować. Jedna strona chce od drugiej czegoś więcej prędzej czy później. Ponownie, sporo zależy od poziomu odczuwanej samotności i możliwości znalezienia partnerów. Jeśli poziomy u obu stron nie są wyrównane, któraś będzie bardziej zdesperowana i ograniczona do tej relacji, pojawia się zazdrość, wymagania nieprzewidziane w warunkach "umowy" ff. W końcu strona, której lepiej się powodzi, znajdzie sobie kogoś innego i strona "słabsza" cierpi. Jest jeszcze jedna poważna wada. W przypadku braku pojawienia się uczucia romantycznego i związanych z tym dram rozstaniowych, przyszły partner osoby, która była w relacji ff może obawiać się zdrady i odczuwać większą zazdrość, wiedząc, że ukochana osoba wciąż ma przyjaciela, z którym uprawiała seks. Świadomość, że jak coś pójdzie nie tak, to może ona szybko znaleźć pocieszenie u ex-ff oraz niejednoznaczności tamtej relacji, jak i lekkiego podejścia do seksu. Mnóstwo komplikacji.