EineKleineNachtmusik pisze: ↑21 mar 2021, 10:55
AlterEcho pisze: ↑21 mar 2021, 00:36
1) Przykład bezdomności jest nietrafiony, wręcz ma charakter manipulacji.
2) Poza tym, bezdomność nie jest jedynie kwestią biedy, ale też innych cech i problemów.
3) Status finansowy i zawodowy mężczyzny mnie nie obchodzi, jeżeli tylko ma JAKIEŚ (uczciwe) dochody, z których jakoś tam żyje, nawet bardzo skromnie.
4) Bezrobocie zaakceptowałabym warunkowo - ktoś coś z tym próbuje zrobić, a nie po prostu przyjął styl życia Ferdka Kiepskiego. Na pewno bym z takich powodów nie porzuciła partnera.
5) Różnica zarobków i zawodu - bez znaczenia. Teraz mam raczej słabą pracę, ale będąc kiedyś zatrudniona w dużej korporacji miałam partnera, który pracował w fabryce na produkcji. Nie stanowiło to dla mnie problemu. Był człowiekiem inteligentnym, wrażliwym, mieliśmy wspólne tematy, po części zainteresowania i podobaliśmy się sobie.
6) Przy okazji, nie wiem, czemu jako przykład nisko płatnych prac podaje się tylko stanowiska fizyczne. Jest mnóstwo biurowych, na których ludzie zarabiają mniej niż ten operator wózka widłowego.
7) Podsumowując, mój partner może mało zarabiać, ale nie może pociskać stereotypów o tym, jak kobiety lecą na pieniądze - bo po pierwsze, obrażałby mnie tym, po drugie - zaczęłabym się zastanawiać, dlaczego on, będąc ze mną w związku, namiętnie analizuje finansowe oczekiwania innych kobiet - może ja jestem dla niego taką bieda-opcją, którą wybrał, bo "lepsze" uważał za niedostępne? Trudno o coś bardziej toksycznego.
Dziękuje za odpowiedź.
1) Nawet zgodziłbym się, że przykład bezdomnego ma charakter manipulacji... ale w tym pozytywnym sensie. Jak napisałem w temacie, chodziło mi o duże różnice płacowe między kobietą a mężczyzną, w których kobieta nie mogłaby z przyczyn technicznych (zarobki partnera) odnosić "korzyści", ani krótko- ani długo-terminowo. Podałem też dodatkowy przykład z kobietą z zarobkami 15 tyś. i mężczyzną 3 tyś., by się też tym sugerować. Zarobki w Polsce są jednak jakie są i nie chciałem by pytanie było w formie: czy byś się związała z partnerem co zarabia mniej od Ciebie? Bo w tym kontekście większość osób zarabia te 3000 zł +- 1000 do ręki, a przecież nie rozstrzygnęło by to kwestii materializmu. Chodziło mi o wyizolowanie samej materialności - z punktu widzenia mężczyzny (swoim), jakbym spotkał wymarzoną askę, z jedyną "wadą" jaka byłaby bezdomność i niechęć gromadzenia pieniędzy, to bym myślał, że wygrałem na loterii. I podejrzewam, że większość mężczyzn tak ma.
Więc jak to jest pomocne: jakbyś spotkała bezdomnego mężczyznę, który nie chce pracować (np. jest buddystą), o idealnym dla Ciebie wyglądzie, kulturze, poczuciu humoru oraz 1000 innych rzeczach jakie "prawdziwy" mężczyzna musi obecnie sobą reprezentować
- to byłby on na tak czy na nie? Bo o to chodzi w materializmie.
- To wszystko jest bardzo przewrotne.
- Nie ma pozytywnych manipulacji.
- Jeśli chodziło Ci tylko o przykład związku, w którym kobieta "nie mogłaby odnosić korzyści", to wystarczyłoby właśnie przywołać sytuację, w której on zarabia dużo mniej niż ona. Tamte proporcje 15 tys - 3 tys obrazują to dobrze, ale skoro w Polsce zarobki 15 tys są rzadkie, to można było podać przykład, w którym kobieta zarabia, powiedzmy, 2 razy więcej - to już jest bardziej realistyczne.
Choć owszem, już różnica +-1000, wbrew temu, co uważasz, "rozstrzyga problem materializmu" , moim zdaniem rozstrzygałoby ją nawet 200 zł, jeśli ktoś przyjmuje, że partner po prostu musi zarabiać więcej. No nawet 2 stówy, ale nie tyle samo, ani nie mniej. To wystarczy, by uznać, że kieruje tą osobą materializm.
Tymczasem Ty nie podałeś przykładu, w którym kobieta nie może czerpać z faceta korzyści materialnych, tylko taki, w którym musiałaby go utrzymywać - i to, że ktoś nie jest w stanie lub nie chce utrzymywać człowieka, który nie ma ŻADNYCH dochodów uznałeś za materializm. Czysta manipulacja. Ja już napisałam, że to nie jest materializm, ale koniecznie próbujesz wymusić na mnie odpowiedzi osadzone w twoim paradygmacie.
- Bezdomna "aska" byłaby spełnieniem twoich marzeń? (oczywiście pod warunkiem, że śliczna). Ale Ty chyba nie próbujesz tego przedstawiać jako dowodu swojej wspaniałomyślności? Przecież teraz tylko otwarcie przyznajesz się indywidualnie do czegoś, o czym napomknąłeś wyżej ogólnie i co trafnie tu już zostało podsumowane. Jest grupa mężczyzn, którzy chętnie kupią sobie kobietę, która będzie od nich zależna i w ten sposób będą dominować w układzie (bo nie relacji), bo poza dawaniem pieniędzy nic już nie muszą, a ona nic nie musi poza byciem ładną - ba, nawet nie powinna niczego więcej mieć ani umieć, by nie zachwiać ego tego pana. Tylko, że to jest najczystszy materializm i to z obu stron. Kobieta, która się godzi być utrzymanką i dobrze jej z tym, jest właśnie materialistką. Co z tego, że wcześniej była bezdomna. Facet, który kupuje ją sobie za pieniądze ("przygarnia"), jest materialistą, bo traktuje innego człowieka jak towar, a nie osobę, z którą tworzy się relację i której trzeba dać coś z siebie w innym wymiarze niż rzeczy policzalne. To jest zupełnie inne zjawisko. Ja utrzymanków nie chcę mieć, tylko partnera.
- Sprytnie spinasz z sobą bezdomność i niechęć do gromadzenia pieniędzy, a to jest bzdura. Bezdomni przeważnie chcą mieć pieniądze, tylko nie mogą, a wielu ludzi, którzy żyją normalnie - mają domy i prace - nie czuje potrzeby gromadzenia pieniędzy.
- A jak sobie wyobrażasz mój związek z tym bezdomnym buddystą o idealnym wyglądzie, poczuciu humoru i tak dalej? (nie trafiłeś, nie przywiązuję wagi do poczucia humoru). Po związaniu się ze mną żyłby dalej na ulicy i spotykalibyśmy się raz u mnie, a raz w krzakach, przychodziłby do mnie raz na tydzień się wykąpać i zdezynfekować, czy rezydowałby u mnie na stałe bez pracy i był na moim utrzymaniu? Jeśli tak, to nic się przecież nie zmienia. Nie wiadomo mi nic o tym, żeby buddyści nie musieli jeść i się ubierać (ani też o masowym wybieraniu przez nich bezdomności dla idei, ale to inna sprawa). Jest jeszcze jedna możliwość - to ja mogę zostać bezdomną i dzielić z nim jego sposób życia. Jeśli nie zechcę tego wybrać, to pewnie też będzie znaczyło, że jestem materialistką. Tak, trochę sobie kpię, ale trudno inaczej - nie jestem złośliwa.
"Nie chce pracować"? A ma z czego żyć? Jak tak, to spoko (pod warunkiem, że nie kradnie i nie handluje narkotykami, no, teoretycznie mógł dostać spadek po babci, tylko jakie jest prawdopodobieństwo?). Wystarczy, że ogarnia swoje życie, mojego nie musi - to wystarczy za odpowiedź na każde pytanie dotyczące tego, co mężczyzna "powinien" w kwestiach finansowych.
3/4/5) Napisałaś, że Twój partner był inteligentny. Czy wg. Twojej opinii rokował on dobrze na przyszłość? Czy Twoja preferencja nie wynika z tego, że w przyszłości mógł on "nadrobić"? Tak jak się czyta po internetach, dziewczynie nie przeszkadza biedny chłopak... o ile jest na ostatnim roku prawa/medycyny...
A co do Ferdka to w mojej opinii jego postać jest obrzydliwa nie z powodu braku pracy (alkoholizm, lenistwo, chamstwo...).
Jakby Ferdek był profesorem (a w którymś odcinku chyba był) i zarabiał kokosy, to by to coś zmieniało jakby w domu się tak samo dalej zachowywał?
Co to znaczy "rokował na przyszłość"? Człowiek inteligentny, mądry, obdarzony jakąś wrażliwościa i spostrzegawczością rokuje na przyszłość jako partner, z którym można stworzyć więź i zbudować porozumienie, to oczywiste.
Ale Ty pewnie pytasz o to, czy liczyłam na to, że kiedyś zmieni pracę i będzie bogaty. Nie, nie liczyłam. On nie chciał innej pracy i nie zamierzał szukać umysłowej tylko po to, żeby nie mieć fizycznej. Preferował spokój nad ambicjami. To było dla mnie OK. Miał zresztą skłonności do stanów depresyjnych i nie w każdych warunkach by się odnalazł. Nie działało to dla mnie na minus, raczej na plus, bo "dobre przystosowanie do chorych warunków nie jest dowodem zdrowia". BTW: kiedy się poznaliśmy, był bezrobotny.
Co do Ferdka, to oczywiście, masz rację. Tylko te negatywy w jego przypadku wydają się być mocno związane z życiem na bezrobociu od lat - gdyby pracował, po prostu nie mógłby sobie pozwolić na takie zachowanie.
Gdyby jednak Ferdek był profesorem i dużo zarabiał, a zachowywał się tak samo, to odbierałabym go tak samo.
6) Pełna zgoda znowu. Ponieważ krąży taka myśl, że zawody fizyczne = bieda, umysłowe = duże pieniądze. W realnym życiu jest jak zauważyłaś odwrotnie.
Bywa różnie. Po prostu nie ma prostej korelacji: praca umysłowa = dobrze płatna, praca fizyczna = nisko płatna
7) A to chyba odniesienie bezpośrednio do mnie?
Miło mi.
Nie miałem zamiaru nikogo urazić swoim postem, więc nie będę również za to przepraszał. Temat ten ma charakter edukacyjny.
Nie do Ciebie personalnie, bo przecież nie rozpatrujemy siebie jako potencjalnych partnerów, a piszemy o pewnych zjawiskach. To, że się wpasowujesz w takie myślenie - fakt, trudno tego nie zauważyć, ale pisałam ogólnie.
To tylko forum i tylko komentarze, ale jeśli w realnym życiu równie mało przejmujesz się tym, czy kogoś urażasz, to twoim problemem w kontaktach może być brak empatii, a nie brak pieniędzy.