Nadia__ pisze:Znam się na tym, połowa mojej rodziny miała problemy z depresją, były przypadki prób samobójczych, nieudanych i udanych, te sztuczne zabiegi części mojej rodziny być może uratowały życie. Jasne, fajniej by było nie łykać masy tabletek, najfajniej to by było w ogóle nie zachorować, tylko nadal nie widzę związku z tematem.
Akurat też się na tym znam, choć wolałabym nie. Gdybyś sama brała, zrozumiałabyś, że wcale nie jest to takie ładne na jakie wygląda. Niby jest lepiej, ale pozostaje to uczucie odmienności i wciąż można czuć się nieswojo. Innie. Niby nie ma tych złych myśli, jest siła by wstać, ale do końca wszystkiego nie zagłuszysz. A nawet jeśli, to wtedy bardziej zachowuje się jak bezmyślny robot ;p stąd mój niejaki strach przed tym, że nagle wynajdą jakiś "cudowny lek" który niby będzie na "dolegliwości" ASów, a przy tym więcej nagmatwa niż zrobi dobrego.
Nadia__ pisze:Jeśli coś można zablokować, to automatycznie jest to chorobą? Czy wynalezienie antykoncepcji hormonalnej spowodowało wpisanie płodności na listę chorób?
Skoro już stosujesz takie porównanie, to równie dobrze możemy stwierdzić, że "blokowanie" zwykle ma nam ułatwiać/poprawiać życie. Antykoncepcja hormonalna niby to robi, choć również wielkimi kosztami (w tym zdrowotnymi). Czyli więc blokowanie (rzekomych) hormonów wpływających na aseksualność miałoby też nam ułatwiać żywot? Jeśli tak, to bycie ASem oznaczałoby coś niepożądanego, a wtedy łatwo już przejść do nazwy upośledzenie lub choroba
Winkie pisze:Myślę, że tutaj owym "zagrożeniem" jest to, że możliwym jest iż przy każdej wypowiedzi osoby aseksualnej będzie się podważało jego wypowiedzi, robiąc z niej, niezależnie od tego jak sformułowana zostanie przez nią wypowiedź i na podstawie jakich doświadczeń - osobę chorą. Poddanie się leczeniu jest sprawą każdego z nas owszem, lecz nie zapominajmy, że są osoby bardziej i mniej podatne na wpływ otoczenia. Akceptacja przez siebie samego powinna iść w parze też z akceptacja ze strony otoczenia, aby życie nie przypominało toru przeszkód
Widzę że Ty rozumiesz o co mi dokładnie chodzi
Niech sobie mówią że to mózg albo kolano, ale przeraża mnie myśl uznania tego za wynaturzenie lub chorobę. Już i bez tego nie jest łatwo, a tak zacznie się ocenianie, komentarze, jakieś namawianie właśnie na "naprawę" której w praktyce wcale nam nie trzeba... Wiem wiem, jak ktoś jest pewny siebie i swego to nie da sobie wmówić. Nie każdy jednak ma wsparcie w innych, a wtedy takie gadki mogą narobić niepotrzebnych problemów i właśnie doprowadzić do "przymuszonego leczenia" jakie obiecywałoby niby "normalne" życie. Łatwo jest narzucać ludziom pewne rzeczy, szczególnie jeśli robią to środki masowego przekazu.
Winkie pisze:no tak, ale nie wiadomo co tez kobieta zrobi w obliczu samotności w życiu codziennym, zwłaszcza że czas leci i żadna z nas nie staje się coraz młodsza... Nie można tez wykluczyć tego, że kobieta w końcu ulegnie, bo np. kocha i będzie ładowała w siebie masę tabletek na urojoną chorobę jakiegoś psychiatry. Czy naprawdę to seksualni muszą być w tej relacji osobami stawiającymi warunki?
Właśnie? Skoro niby seks jest taki zły, bo to i choroby weneryczne i niechciane ciąże... i w ogóle jakaś tam rozwiązłość wśród nastolatków i nie tylko, to czemu nie wymyślą i nie będą propagować leków na zmniejszenie libido? Czemu zawsze to my musimy się dostosowywać, wybierając pomiędzy samotnością albo poświęceniem...