dimgraf pisze:Winkie pisze:Mogłabym ofiarować swą przyjaźń, zrozumienie, współczucie i stworzyć tejże osobie poczucie, że komuś na niej zależy na tyle aby nie zmieniać za wszelką cenę. Tyle tylko, że ludziom wcale na tym nie zależy. Nie tylko potencjalnym partnerom, ale także potencjalnym przyjaciołom.
A Ja sądzę Winkie, że mylisz się. Ludziom zależy na tym ale czasem nie potrafią tego okazać. Ludzie boją się uczuć, boją się... niezrozumienia, wyśmiania, braku odwzajemnienia. Jak kiedyś gdy przeżywałem kryzys idąc przez rynek miasta z przyjacielem zapytałem jego czy uważa się za mojego przyjaciela. Pytanie tak go zamurowało, że aż się zatrzymał i nie wiedział co odpowiedzieć. Potem jednak udowodnił, że mimo iż zawiódł Mnie w wielu sprawach to w najważniejszych potrafi stanąć na wysokości zadania. Po co to opowiadam? Chce pokazać w ten sposób, że nawet jeśli czegoś nie dostrzegamy nie musi oznaczać, że tego nie ma.
Interesujacy wpis dimgraf,gdyż chyba przypomina nieco moja historię...Ale nadal mam wachania czy to nazwać przyjaźnią.To jak z rozbitym lustrem bardziej chyba.Najadekwatniejsze określenie to chyba po prostu zraniona przyjaźń....Sama sie zastanawiałam czy ma problem z okazywaniem,czy jakies obawy itp.No bo to jest dziwne dla mnie,tj.nawet momentami przeczące przyjaźni,a zarazem są i oznaki przyjaźni.Nie wiem,skomplikowana ta relacja jest....No ale różnimy sie nie tylko płcią,może i stąd to.Co do pytania-myślę,że to co jeśli nie każdy to większość by chciała-wspomniane: akceptacja,zrozumienie,szczerość,pomaganie w potrzebie,wyrozumiałość,zaufanie i fakt ,że dana osoba jest dla mnie ważną.Lecz musi to być głęboka więź by do tego doszło.
PS: dałeś mi do myślenia dimgraf,a dokładniej te slowa: (...)nawet jeśli czegoś nie dostrzegamy nie musi oznaczać, że tego nie ma.(...)