Rheda pisze:Gedner również jest teorią naukową. To nauka, która stara się oddzielić to, co w człowieku jest biologiczne od tego, co kulturowe. Stara się znaleźć granicę miedzy tymi dwoma aspektami: między tym, co fizyczne, fizjologiczne, a tym, co wypracowała kultura i na niej właśnie się skupia.
To w takim razie jest bardzo dziwne, bo np. ja już w LO uczyłem się o cechach płciowych, przy czym wyraźnie skupiono się na cechach fizycznych. Było wspomniane o cechach psychicznych jako IV-rzędowych, jednak z zastrzeżeniem, że zależą one od danej kultury. Czy to nie jest trochę tak, że gender "odkrywa Amerykę"?
A ewolucjonizm kulturowy w pojęciu, o jakim piszesz wcześniej, nadal w pewnej formie istnieje (np. socjobiologia).
Rheda pisze:Jeśli tradycyjna kobiecość z kulturze X różni się od tradycyjnej kobiecości w kulturze Z, oznacza to, że TE CECHY, które te rodzaje kobiecości różnią, NIE wynikają z biologii. To jest bardzo ważny wniosek.
Znaczy, to oczywistość i żadna nowość. I po prawdzie, już starożytni kronikarze zwracali czasem uwagę na to, jak dzielone są obowiązki w różnych kulturach. Nie ma w tym niczego rewolucyjnego.
Rheda pisze:Oznacza to, że wiele aspektów męskości i kobiecości działa na zasadzie wyuczenia, że równie dobrze mogłyby być zupełnie inne. Że "kobiecość" i "męskość" - a przynajmniej wiele ich aspektów - to performans, odgrywanie wyuczonej, głęboko zakorzenionej przez wychowanie roli. Roli, na którą - skoro nie wypływa ona z czynników biologicznych - powinniśmy mieć większy wpływ, niż nam się wydaje.
I znów - żadna nowość. Jedyną nowością jest ostatnie zdanie. Tutaj jednak, aby taki wpływ był możliwy, potrzebne są odpowiednie warunki. Na przykład muszą istnieć możliwości zbliżonego, przynajmniej na pewnym etapie rozwoju, kształcenia dzieci. Muszą też zajść okoliczności, które sprawią, że jedna płeć będzie miała szansę wykazać, że sprawdza się w innej niż narzucona przez wychowanie roli. Trzecia rzecz - musi zaistnieć chęć zmiany. Przykład - kobieta pracująca. Kiedy w czasie I w.ś. masy mężczyzn trafiły do wojska, a fabryki musiały jakoś funkcjonować, trzeba było zatrudnić kobiety. Po zakończeniu wojny okazało się, że wiele kobiet poczuło swoją siłę i nie ma zamiaru ograniczać swojej funkcji społecznej.
Tutaj nasuwa się smutny wniosek - nie pierwszy raz okazuje się, że wojna jest wielkim motorem postępu, nie tylko technicznego.
[quote="Rheda]Sposób eksponowania swojej płci w danej kulturze jest właśnie jednym z takich schematów. Nauki związane z genderem obnażają te schematy, analizują je, rozkładają na czynniki pierwsze.[/quote]
Chwilowo zgadzam się, dla ułatwienia, uznać określenie "nauki związane z genderem", chociaż krew się we mnie burzy
Ale zostawmy to.
Nauki związane z genderem mają pewien problem: Zbyt wielką wagę przywiązują do kultury właśnie, ignorując doniesienia z zakresu genetyki, embriologii, fizjologii, historii, antropologii (sic!) itp. Skutkiem tego dochodzi do zupełnych absurdów, które pewna użytkowniczka powtarza konsekwentnie, pisząc np. o nieskończonej liczbie płci czy orientacji seksualnych. Skutkiem tego jest postrzeganie tej ideologii tak, jak to pięknie wskazano już niemal 40 lat temu w
takiej oto scence. Skutki są takie, że ideologia gender (nawet jeśli ma dobre intencje) zostaje sprowadzona do szeregu niedorzecznych hipotez - przynajmniej w powszechnym rozumieniu - a sami jej zwolennicy uważani są (słusznie) za ludzi kompletnie oderwanych od rzeczywistości.
Rheda pisze:To może się dzisiaj wydawać oczywiste, ale gdyby nie badania i prace pierwszych antropologów płci i genderu, nie mielibyśmy o tym pojęcia.
Nie mogę się z tym zgodzić - jak również wspominałem wcześniej, odmienność podziałów ról płci w różnych kulturach był znany od starożytności.
Rheda pisze:Może to dlatego, że statystycznie są silniejsi od kobiet? Ale to tylko takie moje gdybanie, bo żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by pewnie poczytać parę odpowiednich tekstów naukowych.
Statystycznie mężczyźni są silniejsi, a poza tym... głupsi, więc mają większą skłonność do rozwiązywania problemów siłą
A poważnie - mężczyźni są faktycznie silniejsi, a przy tym byli tymi, którzy polują, walczą z wrogami, służą w wojsku i wykonują prace fizyczne. A że agresja jest w wielu umysłach niemal nieodłącznie powiązana z siłą fizyczną właśnie, to uważa się mężczyzn za bardziej agresywnych. Ale przecież agresja to także słowa i zachowanie; tutaj – mogę to stwierdzić nawet na bazie własnego doświadczenia – i jedna, i druga płeć cechuje się niezwykłą pomysłowością.
Czy tak naprawdę istnieje coś takiego jak płeć kulturowa? Znam kobietę, która po urodzeniu pierwszego dziecka zrezygnowała z pracy (wykonuje ponoć jakieś drobne zlecenia, ale głównie zajmuje się domem), podczas gdy mąż zajął się utrzymaniem. Znam też kobietę, która zajmuje wysokie stanowisko we wrocławskiej policji. Jest świetnym organizatorem, urodzonym dowódcą, wszyscy podwładni słuchają jej bez szemrania, bo wiedzą że warto. Poza tym klnie jak szewc, a rękę ma równie silną, co język ostry. Jednak mimo tych wszystkich cech nadal pozostała kobietą i byłaby nią we wszystkich językach świata (zwłaszcza w Braille'u). I jakoś nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy nazwać ją "babochłopem" czy podobnie. Teoretycznie obie opisane Panie wykonują zupełnie różne funkcje.
Albo inaczej - zmieniam pytanie: Jak definiuje się kobietę w Europie jako płeć kulturową i jak to się ma do rzeczywistości?
EDYCJA: Korzystając z faktu, że jeszcze nikt nic nie odpisał, dodam jeszcze dwa spostrzeżenia.
Z tego, co napisała Rheda, rozumiem, że "gender" to sposób opisania zjawisk obserwowanych od dawna, ale nienazwanych i nie do końca rozumianych, co samo z siebie jest dobre. Tylko szkoda, że w takim razie jest to rzecz znana i rozpowszechniana głównie za sprawą wojujących zwolenników ideologii gender (pokroju pewnej aktywnej również w tym wątku użytkowniczki), których argumentacja i światopogląd są mniej więcej tak samo wiarygodne i uzasadnione, jak np. kreacjonizm albo frenologia. Dlaczego? Ano dlatego, że korzystając z badań i obserwacji wyciągają wnioski niczym nie uzasadnione bądź dopasowane do swojej ideologii. Natomiast niewygodne wyniki odrzucają. I niestety są to najczęściej wyniki badań nauk ścisłych, które z kompletnie niezrozumiałego dla mnie powodu są przez genderystów uważane za mniej wiarygodne niż, niestety często luźne i niejednoznaczne, obserwacje i wnioski antropologów kulturowych.
Druga rzecz - nie za bardzo rozumiem, dlaczego w niektórych ankietach czy kwestionariuszach pojawiają się np. rubryki "sex" i "gender". Czego się twórcy takich dokumentów spodziewają? Że w rubryce "Gender" ludzie będą pisać "to skomplikowane" z powodu że np. dokument wypełnia facet, który zajmuje się domem albo kobieta na stanowisku menedżera?