Owszem, kasa u faceta jest istotnym czynnikiem atrakcyjności, ale pomiędzy takim stwierdzeniem (1), a stwierdzeniem (2), że gdy tylko kobiety osiągają materialną niezależność, przestają potrzebować facetów "faceci stają się prawie zbędni" - istnieje kolosalna różnica.
- Stwierdzenie 1 jest przy założeniu, że czynnik zamożności jest jednym z wielu, istotnym, ale nie jedynym. Stwierdzenie 2 oznacza, że czynnik zamożności jest w zasadzie najważniejszy, a inne są poboczne, skoro kobiety "nagle przestają potrzebować facetów"
- Uzyskanie materialnej niezależności i spowodowany tym brak potrzeby faceta oznaczałby, że kobiety po prostu potrzebują pewnego standardu życia, nie potrzeba im nic więcej ze strony faceta, a wiążą się głównie dlatego, że same nie mają niezależności finansowej. Już Ci przedstawiałem, że różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn nie są na tyle duże, żeby to twierdzenie miało ręce i nogi. Kobiety dzisiaj są na tyle niezależne i nie tylko w Szwecji, żeby nie potrzebować mężczyzn do utrzymywania (pomijając utrzymywanie dzieci), a jednak w związki wchodzą.
- Twoje założenia, że kobiety po uzyskaniu niezależności finansowej przestaja potrzebować facetów do związku bezpośredni implikuje, że są skrajnymi materialistkami. Możesz oczywiście nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji przyjętej wizji świata, ale kiedy już podaję Ci ją na tacy, powinnaś to dostrzec.
Rzecz jasna założenie to jest błędne (a przynajmniej ostro przesadzone), dlatego posługujemy się sytuacją hipotetyczną "co by było gdyby" Twoja teza była prawdziwa.
Podaj jakieś źródło z linku to może się odniosę, bo niestety nie mam kontaktu do koleżanki Twojej koleżanki z Maroka. A specjalnego researchu z góry nie zamierzam robić, bo niewiele by to wniosło do omawianego tematu.
Opierają się na samych dotychczasowych słowach, przy założeniu, że są prawdziwe, to sytuacja prawna danego miejsca, która faworyzuje kobiety, nie musi być odzwierciedleniem postaw zamieszkujących go kobiet (materializm). Tego typu sytuacje kulturowe idą zwykle w parze z tym, że kobieta zajmuje się domem i dziećmi, także to nie jest tak, że nic nie musi robić, tylko istnieje podział obowiązków, ról płciowych. Maroko to kraj islamski, także nie spodziewałbym się, żeby sytuacja kobiet była tam tak faworyzowana.
Poza tym, nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie Maroko nie jest ani znaczącym, ani atrakcyjnym miejscem na świecie, nie wspominając o stanowieniu wzoru do naśladowania. Szwecja, choć również mająca swoje wady, jest przynajmniej zamożna.
Według niektórych miejsc w internecie połowa Polaków głosuje na Korwina, tymczasem zebrałoby się moze 3% uprawnionych. Wniosek z tego jest taki, że internetowa widoczność, krzykliwość i siła przebicia to za mało, żeby wyciągać z tego wnioski statystyczne dla społeczeństwa.
Do tego dochodzi u Ciebie filtr efektu potwierdzenia wywołany uprzedzeniami.
Feminizm dba o przywileje i problemy kobiet, nie mężczyzn. Nie słyszałem, żeby np. feministki próbowały wprowadzić sprawiedliwość w systemie emerytalnym, żeby oddzielić składki mężczyzn i kobiet, skoro kobiety żyją na emeryturze średnio 13 lat dłużej (82-60 vs 74-65 lata), w praktyce dążenie do równouprawnienia przez feministki, przynajmniej w tych najistotniejszych kwestiach to mrzonka.
Feminizm niesie ze sobą propagandę, że sprzyja kobietom, ma też różne oblicza, z których część wydaje się oczywista (no jak można nie chcieć równych szans dla kobiet? jak to nierówne płace?), ale dlatego że jest trywialna i nie potrzebuje feminizmu (bo rzeczy te zostały już wprowadzone), albo dopiero w szczegółach wychodzą idiotyzmy (jak twierdzenie, że różnica płac jest wynikiem dyskryminacji płciowej, pomiajając szereg czynników, które na to wpływają). Stąd wiele kobiet, które nie maja dość krytycznego spojrzenia, daje się złapać na tę propagandę. Co prawda wiele ludzi nie lubi też feminizmu z równie głupich zarzutów wobec niego.
No tak, wykazałaś, że istnieją mizogini. Bravo. Warto dodać, że zbiór przeciwników feminizmu jest znacznie szerszy niż zbiór mizoginów, ponieważ antyfeminizm dzisiaj nie sprowadza się już do bycia przeciwnikiem emancypacji kobiet. Spóźniłaś się z tym o jakieś 100 lat. Co ciekawe, do zbioru osób o poglądach przeciwnych feminizmowi zalicza się też spora część kobiet, a według Twojej teorii byłyby one "niechętne emancypacji, niezależności kobiet, a więc często miałyby do nich (kobiety do kobiet) negatywny stosunek...". Odważna teza, że tak grzecznie powiem.
JKM mówi różne osobliwe rzeczy o kobietach, jednak na ile się orientuję, większość jego zwolenników traktuje to z przymrużeniem oka - bardziej interesują ich kwestie gospodarcze, stosunek państwa do obywatela, wolność, niż osobiste podejście krula do kobiet. Sam Korwin we własnym mniemaniu nie ma negatywnego stosunku do kobiet, bardziej właściwe określenie to "przestarzały", "stereotypowy", "protekcjonalny".
Raczej zdania dotyczące statystyki powinny być podparte danymi statystycznymi, inaczej nie wnoszą wiele wartości do dyskusji. Na tej zasadzie nie musisz wiele sobie robić z twierdzenia wyżej, że według mnie większość korwinistów nie podziela jego poglądów w sprawie kobiet, lecz przede wszystkim poglądy gospodarcze etc. Nie musisz wierzyć, że znam ten temat na tyle dobrze, by móc tak twierdzić. Jest zupełnie poboczny i dowodzenie w nim czegokolwiek nie będzie miało wpływu na wątki główne, poza tym pewne rzeczy łatwo można znaleźć (statystyki małżeństw), a inne znacznie trudniej (dokładna statystyka poszczególnych poglądów wyborców JKM).
To na dowodzącym spoczywa ciężar dowodu. Mnie w tej dyskusji nie interesuje udowodnienie jaki procent facetów popiera feminizm, bo nie ma to znaczenia dla poruszanych tematów, o czym napisałem wyżej, wskazując, że zbiory nie-feminizmu i mizoginizmu są różne (choć pewnie zdecydowana większość mizoginów należy do nie-feminizmu, to jest to tylko jakaś jego część), jak również niekonieczny jest związek mizoginizmu z zarzutem materializmu w stronę kobiet (mizoginem można być też z innych powodów).
Poza tym sam feminizm, o czym już na tym forum pisałem, jest pojęciem, które każdy interpretuje sobie jak chce, stąd ciężko byłoby przeprowadzić ankietę, która dałaby sensowne wyniki. Wszystko zależy od dokładności definicji feminizmu użytej w pytaniu do takiej ankiety. W zależności od zakresu tego pojęcia, wyniki byłyby różne dla tych samych osób. Zapytasz o feminizm pierwszej fali, to większość facetów go poprze. Zapytasz o dzisiejsze najbardziej radykalne postulaty feministek, a zapewne będzie odwrotnie.
Jeśli chcesz czegoś dowodzić, powinnaś uściślić stosowane pojęcia.
Relatywizujesz wartości źródeł takim banałem. Są źródła oparte na badaniach (lepszych lub gorszych), a są też źródła oparte na opiniach (głupszych lub jeszcze głupszych). Opinia koleżanki koleżanki nie ma znaczenia wobec wyników badania przeprowadzonego przez specjalistów.
To dopiero zabawne określenie. Sobie, czyli pustej kartce (jeśli nie zetknęłaś się wcześniej z tematem), swoim przewidywaniom (opartym na czym?), swoim zachciankom (które najpewniej zbiegają się z prezentowaną przez reżysera wizja), czy może swoim oczom widzącym wykresy przeczące tezom z filmu i swojej ocenie wiarygodności źródła?
Nie wybierasz pomiędzy opinią swoją, a reżysera, lecz pomiędzy źródłem w postaci statystyk, a źródłem w postaci filmu.
Nie wiem czy wiesz, ale bycie reżyserem to rodzaj aktywności zawodowej, zwanej potocznie pracą. Pracę zaś ludzie wykonują przede wszystkim w celu zarobienia pieniędzy. Chęć zysku na tendencyjnie manipulującej sensacji to wystarczające wyjaśnienie, choć nie jedyne. Mógł nie być dość krytyczny przy zbieraniu informacji (co jest u ludzi dość częste, nie jesteś wyjątkiem), ale bardziej obstawiałbym ten pierwszy powód. Co do dyskredytacji, jak widać niektórym się ta wizja podoba, więc to nie takie proste, choć szerzenie dezinformacji zapewne jest krzywdzące. Może chciał zwrócić uwagę na coś, co według niego staje się problemem w jego kraju, a Ty przejaskrawiasz ten przekaz i wyciągasz z niego błędne wnioski. Póki co opieram się na Twoim przedstawieniu filmu, które, co by mnie bardzo nie zdziwiło, może być zmanipulowane, najpewniej nieświadomie, jak było z tą połową ludzi w gospodarstwach jednoosobowych.
Zamiast mówić ogólnie o filmie, skup się na poszczególnych tezach, do których się odniosłem.
Nie bardzo rozumiem z czym w tej chwili chcesz polemizować, skoro podajesz informację, która znalazła potwierdzenie w linkowanych przeze mnie źródłach (o Szwecji, Polski nie sprawdzałem).
Jeszcze im brakuje ministra ds pornografii, bo zapewne uzależnienie od niej jest równie powszechnym problemem co ta samotność, a poniekąd i koreluje.
A co to właściwie ma do rzeczy? Podajesz tak sobie informację luźno związaną z tematem, w nadziei, że będzie to wyglądało jako kontrargument?
Przez brak cytowania nie wiem, na które pytanie odpowiadasz, i czy w ogóle, ale nie spodziewam się po sobie, żebym zadał Ci pytanie, na które odpowiedź byłaby dokładnym powtórzeniem tego, co już wcześniej napisałaś.
Co do Twojego wyjaśnienia, że "faceci sobie zasłużyli", myślę, że rozmowa z Tobą o dynamice relacji międzypłciowych ma tyle sensu, co rozmowa z zadeklarowanym antysemitą o polityce Izraela.
Zdaje się, że zasugerowałem, by nie trzymać się kurczowo z góry założenej tezy, tylko pomyśleć nad innymi. Mogłabyś np. dowiedzieć się, że korelacja nie musi oznaczać przyczynowości, czyli rzekomy spadek ilości związków nawet jeśli następowałby w czasie zbliżonym do wzrostu zamożności, mógłby mieć inne przyczyny poza proponowaną. Są to jednak kwestie drugorzędne, bo takie zjawisko nie występuje w skali zasugerowanej przez Ciebie, co już wykazałem w temacie "presja odnośnie posiadania dziecka".
Gwałty spotykają niewielki odsetek kobiet, więc to mało istotne statystycznie,a Szwecja jest ponoć pionierem jeśli chodzi o równouprawnienie i postępowość w stosunku do kobiet, także te Twoje pomysły nie są specjalnie przekonujące. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że Szwecja jest też europejskim pionierem jeśli chodzi o gwałty, tyle że tu akurat sprawcami są "nieznajomi".
Wedle Twoich hipotez kobiety godzą się na opresję w związkach, ponieważ same sobie finansowo nie poradzą, facet jest więc takim mniejszym złem. Pozostaje mi współczuć z powodu posiadania tak złych doświadczeń z facetami, jak i posiadania takich ofiar wśród znajomych kobiet, jak i nieumiejętności wyjrzenia poza te przykłady.
Tak jak wcześniej mówiłem, nie musisz zdawać sobie sprawy, że ten wniosek jest konieczną implikacją w sytuacji, gdy kobiety przestają chcieć mężczyzn, jeśli otrzymują dostatecznie wysokie zarobki. Nie musisz tego wniosku wyprowadzać, żeby był prawdziwy. Zastosowałem taką metodę "imputując" Ci ten pogląd, bo albo jesteś tego świadoma, więc musisz uważać kobiety za skrajne i nieczułe materialistki (albo mężczyzn za skrajnych sk... z którymi kobiety są tylko dlatego, że same nie potrafią zarobić, ergo kobiety za osoby niezdolne do samowystarczalności finansowej, przekładające wygodę ponad godność), albo nie jesteś świadoma i nie musisz ich tak postrzegać, za to nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji przyjętego sposobu myślenia i głupot, jakie z tego wynikają. Wychodzi, że ta druga opcja była prawdziwa, skoro nie przyznajesz się do poglądu, że kobiety to takie materialistki.
Krótko mówiąc sprowadziłem Twój pogląd do absurdu.
Jak widać znajdzie się miejsce dla kobiet, które nienawidzą mężczyzn. Jeśli chcesz być konsekwentna, analogicznie nie powinnaś mieć nic przeciwko mizoginom, prawda?
Zabawy łóżkowe zabawami, można mieć różne predyspozycje, ale mówi się, że to nie powinno wychodzić poza łóżko. Ty masz negatywny stosunek ogólnie, więc Twoi faceci muszą być nieźle spaczeni, aż mi się przypomniał odcinek o dominie w "7 metrów pod ziemią".
To fajnie, że podzieliłaś się z nami źródłem swoich dochodów.
...Upadek męskości. Możesz ich zgwałcić w moim imieniu wielkim czarnym straponem.
(To Zimou - it's sarcasm, I don't encourage her to commit a crime)
Jasne, że nie, to była dygresja. Ma ona tyle znaczenia, że odniosłem wrażenie, że podoba Ci się taka wizja Szwecji. Wskazałem więc element, który świadczy przeciwko niej.
W jakimś zakresie na pewno ma miejsce, pytanie czy jest to tak rzucający się w oczy na tle innych krajów przypadek, żeby o tym filmy kręcić.
Całe szczęście, niczego Ci nie wkładam w usta. Z Twoją niechęcią do mężczyzn byłoby to dość ryzykowne. Odróżniam fragmenty, w których używasz dygresji (co poznać po tym, że komentarz brzmi wtedy najczęściej "aha, a co to ma do rzeczy?"), od fragmentów, w których polemizujesz z przekształconą wersją moich słów. Jeśli gdzieś pomieszałem jedno z drugim, zawsze możesz to wskazać z załączonym cytatem.