Aseksualny flirt
- dziwożona
- tłumok bezczASowy
- Posty: 1940
- Rejestracja: 29 lut 2008, 20:29
- Lokalizacja: z bagien i uroczysk
- Kontakt:
Aseksualny flirt
Słuchajcie, nie wiem, czy był gdzieś ten temat, w takim razie odeślijcie mnie do odpowiedniego działu. Mam pytanie: czy według Was istnieje coś takiego jak aseksualny flirt? Mnie się wydaje, że słowo flirt ma już w sobie podtekst seksualny, bo po co flirtujemy? Aby, mówiąc trywialnie, kogoś wyrwać, nie? Chyba o to chodzi u AS - ów, że nie lubią flirtować, robić z siebie idiotów, błądzić w gąszczach dwuznacznych aluzji i seksualnych podtekstów. Czy może ja jużjestem taka MEGA ASEKSUALNA, że każdy rodzaj flirtu odrzuca mnie na kilometr.
-
- alabAStrowy bożek
- Posty: 1333
- Rejestracja: 25 maja 2007, 13:44
SJP PWN wyrokuje
Flirt, to swoista gra podtekstów (seksualnych) i nie widzę powodu, dla którego ktoś aseksualny miał by się w to bawić. No, chyba, że lubi.
W wypadku, o którym mówimy może być brany pod uwagę flirt w znaczeniu 1 oraz 2, co w moim mniemaniu stanowi już odpowiedź na Twoje pytanie.*
flirt
1. «prowadzenie zalotnych rozmów i czynienie kokieteryjnych gestów; też: taka rozmowa»
2. «przygoda erotyczna»
3. «rodzaj gry towarzyskiej»
4. «przelotny kontakt z jakąś ideologią, organizacją, dziedziną nauki lub sztuki»
• flirciarski • flircik • flirciarz • flirciarka, flirciara • flirtować
Flirt, to swoista gra podtekstów (seksualnych) i nie widzę powodu, dla którego ktoś aseksualny miał by się w to bawić. No, chyba, że lubi.
„Dorosłe dzieci mają żal
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”
Największa różnica polega chyba na tym, że seksualni flirtują świadomie, a aseksualnym może się zdarzyć nieświadomie. Czasami tekst czy zachowanie, który osobie aseksualnej mogą wydawać się całkiem niewinne (wiadomo, as żartuje, bo żartuje, a nie żeby kogoś wyrwać/poderwać ;P) przez kogoś innego mogą zostać odebrane jako całkiem zaawansowany flirt I potem zarzuty: "przecież sama ze mną flirtowałaś" xD
Zgadzam się z Agnieszką. Nawet lubię swobodnie porozmawiać z koleżankami. I nie widzę w tym nic złego. Ale nigdy nie przekroczę już pewnej granicy. Nie powiem, ze ma piękne oczy czy ładnie jej w bluzce. Nie chcę, żeby mnie źle zrozumiała. Wolna rozmowa jest jak najbardziej wskazana, ale nie lubię jak ktoś z kogoś się nabija. Z moimi koleżankami wolę być na stopie przyjacielskiej, zawsze te 10cm z dala ode mnie. W tym wolnym "flircie" na szczęście mam już takie doświadczenie, ze wiem kiedy odpuścić.
Ja raczej flirtuj (lub staram się ) dla mnie jest to rodzaj rozładowania się bo gdy powiem coś dwuznacznego a nie idzie za tym żadne spojrzenie lub dotyk to raczej pozostaje to w sferze przyjaźni.
Jak dotąd nie miałem z tego powodu żadnych przykrości choć co do wcześniejszej definicji nr 2 (przygoda erotyczna) to się nie zgodzę stanowczo gdyż wszystko co erotyczne kojarzy mi się z takim lub innym kontaktem fizycznym a przygoda to już szczególnie
Jak dotąd nie miałem z tego powodu żadnych przykrości choć co do wcześniejszej definicji nr 2 (przygoda erotyczna) to się nie zgodzę stanowczo gdyż wszystko co erotyczne kojarzy mi się z takim lub innym kontaktem fizycznym a przygoda to już szczególnie
Nie lubię flirtów, nie umiem flirtować i nie chcę sie nauczyć, nie jestem romantyczna, jeśli kogos lubię, wolę powiedzieć wprost niż bawić się w aluzje. Kwiaty, czekoladki, serduszka, mizdrzenie - bleh to nie dla mnie
All men dream: but not equally. Those who dream by night in the dusty recesses of their minds wake in the day to find that it was vanity: but the dreamers of the day are dangerous men, for they may act their dreams with open eyes, to make it possible
To:
- kolega recytuje mi romantyczny wiersz swojego autorstwa (na mój temat),
- wręcza mi czerwone róże,
- wyznaje mi miłość.
Ciężko, naprawdę ciężko jest mi opisać natłok myśli, jakie wtedy pojawiły się w mojej głowie. Żadne słowa nie są w stanie oddać szoku, jaki wówczas przeżyłam. Dość powiedzieć, że ledwo wykrztusiłam ciche "dziękuję", po czym nagle przypomniałam sobie o szeregu ważnych spraw do załatwienia i chciałam się szybko ewakuować.
Niestety, zakochany kolega postanowił, że mnie odprowadzi do samego domu. Na szczęście było daleko, więc po przejechaniu paru przystanków tramwajem i dojściu do przystanku autobusowego udało mi się go przekonać, że dalej trafię sama i że tak naprawdę jeszcze muszę pójść w jedno miejsce, zanim dojdę do domu i milion innych dziwnych rzeczy xD Wciąż w głębokim szoku, z oczami wielkimi jak talerze, może i z pomieszaniem zmysłów, w każdym razie zamiast do domu poszłam na cmentarz i tam zostawiłam otrzymane kwiaty na grobie.
Nie muszę dodawać, że znajomość skończyła się po tym, jak trzy razy z rzędu nie mogłam się spotkać z kolegą z "bardzo ważnego powodu" xD xD
W sumie wiem, że pewnie czuł się zraniony, ale w tamtym okresie no do głowy mi zupełnie nie przyszło, że to, co dla mnie było naprawdę fajną znajomością, dla niego znaczyło dużo dużo więcej.
Chociaż dziwny był w pewnym sensie - bo przy jakiejś okazji, kiedy rozmawialiśmy na ircu - już po tym niefortunnym zdarzeniu, ale jeszcze zanim urwał się nam kontakt - z żalem stwierdził, że mogłam go uprzedzić, że nie wiążę z nim żadnych planów, bo w akademiku w pokoju obok pokoju jego najlepszego kumpla mieszkała fajna koleżanka i wtedy do niej by uderzał, a nie do mnie, a tak to stracił okazję, bo w międzyczasie ona sobie kogoś znalazła
Tak czy owak nie lubię kwiatów i wierszy Czekoladki są ok, ale wolę sama je sobie kupować :D
i to:magorek pisze: Kwiaty, czekoladki, serduszka, mizdrzenie - bleh to nie dla mnie
przypomniało mi pewne "traumatyczne" przeżycie z czasów młodości (he he ). Otóż lat temu kilka (z osiem, o ile dobrze pamiętam), kiedy jeszcze nie wiedziałam, że jest coś takiego jak aseksualność, ale jakoś podskórnie to odczuwałam (mając 19 lat facetów generalnie traktowałam jak kumpli i nie pociągali mnie w żaden pozakumpelski sposób), nieopatrznie "zbytnio" się zakolegowałam z pewnym o rok starszym studentem politechniki ;P Żeby nie było wątpliwości - dla mnie długie rozmowy w realu i przez neta na milion różnych tematów oraz fajne spacery nad morzem, w parku itp. to były po prostu oznaki normalnej kumpelskiej zażyłości. No i nadszedł ten dzień, kiedy przeżyłam szok. Jak zwykle siedzimy sobie z kolegą (no przynajmniej dla mnie to kolega) u niego w domu, jemy jakieś ciastka czy lody, pijemy herbatę, po czym on znika w innym pokoju, powraca, nagle poważnieje i następują poniższe zdarzenia:Czarny pisze:Jeśli podarowywanie kobietom kwiatów, układanie i recytowanie dla nich wierszy, prawienie komplementów itp. można nazwać flirtowaniem, to ja flirtuję.
- kolega recytuje mi romantyczny wiersz swojego autorstwa (na mój temat),
- wręcza mi czerwone róże,
- wyznaje mi miłość.
Ciężko, naprawdę ciężko jest mi opisać natłok myśli, jakie wtedy pojawiły się w mojej głowie. Żadne słowa nie są w stanie oddać szoku, jaki wówczas przeżyłam. Dość powiedzieć, że ledwo wykrztusiłam ciche "dziękuję", po czym nagle przypomniałam sobie o szeregu ważnych spraw do załatwienia i chciałam się szybko ewakuować.
Niestety, zakochany kolega postanowił, że mnie odprowadzi do samego domu. Na szczęście było daleko, więc po przejechaniu paru przystanków tramwajem i dojściu do przystanku autobusowego udało mi się go przekonać, że dalej trafię sama i że tak naprawdę jeszcze muszę pójść w jedno miejsce, zanim dojdę do domu i milion innych dziwnych rzeczy xD Wciąż w głębokim szoku, z oczami wielkimi jak talerze, może i z pomieszaniem zmysłów, w każdym razie zamiast do domu poszłam na cmentarz i tam zostawiłam otrzymane kwiaty na grobie.
Nie muszę dodawać, że znajomość skończyła się po tym, jak trzy razy z rzędu nie mogłam się spotkać z kolegą z "bardzo ważnego powodu" xD xD
W sumie wiem, że pewnie czuł się zraniony, ale w tamtym okresie no do głowy mi zupełnie nie przyszło, że to, co dla mnie było naprawdę fajną znajomością, dla niego znaczyło dużo dużo więcej.
Chociaż dziwny był w pewnym sensie - bo przy jakiejś okazji, kiedy rozmawialiśmy na ircu - już po tym niefortunnym zdarzeniu, ale jeszcze zanim urwał się nam kontakt - z żalem stwierdził, że mogłam go uprzedzić, że nie wiążę z nim żadnych planów, bo w akademiku w pokoju obok pokoju jego najlepszego kumpla mieszkała fajna koleżanka i wtedy do niej by uderzał, a nie do mnie, a tak to stracił okazję, bo w międzyczasie ona sobie kogoś znalazła
Tak czy owak nie lubię kwiatów i wierszy Czekoladki są ok, ale wolę sama je sobie kupować :D
To już wiem co dziewczyny robią z otrzymanymi kwiatami.Agnieszka pisze: poszłam na cmentarz i tam zostawiłam otrzymane kwiaty na grobie.
Swoją drogą miałaś szczęście, że się nie oświadczył.
Widocznie zrobił to w niewłaściwy sposób.
Z drugiej strony pokazał jakim jest d..kiem, skoro przyznał Ci, że mógł "uderzać" do dziewczyny z pokoju obok.
Zapomnij o nim. Powiedz mu
":bye2: Maszkaro".
No tak, zapewne to przelałoby czarę goryczy i zareagowałabym w mniej opanowany sposóbOgnik pisze:Swoją drogą miałaś szczęście, że się nie oświadczył.
Nie. To nie był niewłaściwy sposób. Adresatka była niewłaściwaOgnik pisze:Widocznie zrobił to w niewłaściwy sposób.
Sęk w tym, że ja go uważałam cały czas za dobrego kolegę - no powiedzmy nawet bardzo dobrego, więc jak dla mnie mógł uderzać do kogo chciał w tym czasie - zresztą mu to powiedziałam, a on zareagował na zasadzie 'chyba żartujesz!!' xDOgnik pisze:Z drugiej strony pokazał jakim jest d..kiem, skoro przyznał Ci, że mógł "uderzać" do dziewczyny z pokoju obok.
Ognik, ja po nim nie płaczę - to nie była opowieść o moim złamanym sercuOgnik pisze:Zapomnij o nim. Powiedz mu
A propos moich zabawnych (przynajmniej zdaniem innych ludzi) zachowań z tamtego okresu:
Kolega kolegi zapytał, czy nie wyskoczyłabym z nim na jakąś kawę czy coś. Poszłam, bo czemu by nie, trochę pogadaliśmy w kawiarni, po czym on wyszedł do toalety (nie, nie, ten nie szedł po wiersz i kwiaty), a ja sobie wtedy pomyślałam, jaki to byłby świetny dowcip, gdybym się gdzieś schowała i jaką zabawną miałby minę, widząc, że pod jego nieobecność zniknęłam No ale jakoś zdołałam się powstrzymać przed realizacją tego genialnego pomysłu, aczkolwiek kiedy po spotkaniu poprosił mnie o numer telefonu zapytałam:
"A po co ci mój numer?"
Kolega: "No chciałbym się jeszcze z Tobą spotkać bla bla bla"
Ja: "A to spoko, wiesz przecież, że studiuję na sąsiednim wydziale i często siedzę u was na ircu, to jakoś mnie w końcu spotkasz"
I pobiegłam na kolejkę
-
- alabAStrowy bożek
- Posty: 1333
- Rejestracja: 25 maja 2007, 13:44
To jest niestety pewien problem. Mnie wprawdzie nigdy nie spotkało coś takiego, jak Agnieszkę (i cale szczęście), ale ja również każdą znajomość traktuję jako – najwyżej – mogącą się przerodzić w przyjaźń i idealnie byłoby gdyby inni to też tak traktowali. Bez żadnego i tak dalej.
„Dorosłe dzieci mają żal
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”