Może podkreślałam to co nie do końca dobre- ja taki typ ...
było sporo dobrego, ale kiedyś.
Teraz jakby na to spojrzeć, też nie jest źle bo bardzo się szanujemy- tylko już to nie to. Wszystko takie nijakie.
W sumie, to jesteśmy tylko współlokatorami. Było, minęło, się skończyło. Czynsz do płacenia na spółę pozostał.
A ja potrzebuję trochę wsparcia, poczucia przynależności i ociupiny szaleństwa.
Próby wskrzeszania były rozmaite, śniadanie typu szwedzki stół, bo pracujemy tak,że nigdy nie jadamy razem i zapragnęłam wspólnej niedzielnej, porannej biesiady - całą ławę zastawiłam talerzami, z wędliną, sałatki,szczęśliwe jajka w nieszczęśliwym majonezie, kilka rodzajów pieczywa, twarożki, dżemy w miseczkach, kawa sok(garów narobiłam

)- odczekałam do 12, bo lubi długo spać, wołam na śniadanie "Nie jestem głodny", to tłumaczę, że przygotowałam "Zjem później, jedz sama" i przewraca się na drugi bok. Zakrwawiło mi serduszko no.
Ja z tych co mówią, co na sercu leży - więc wypaliłam, że nie odpowiada mi gdy robi mi wymówki typu "Dla kogo się tak ubrałaś?" czy "Po co sobie taki makijaż zrobiłaś" - on się zdziwił wielce, ponieważ to są KOMPLEMENTY, a nie wymówki.
Takich iskierek , że jeszcze nie ma źle dostałam od szwagra, od męża dalszej kuzynki gdy się Libruszek wyglądać postarał (nie mylić z uwodzeniem, po prostu męska atencja jest miła), nawet od kumpla-troglodyty z pracy. A od mojego baranka nic.
Tak, Libruszek potrzebuje być pożądany, a co najmniej doceniany.
Nie ma tego od kogo potrzebuje najbardziej i jest rozchwiany.